Chapter X
6 listopada 2019
Minho stanął w przejściu z sypialni i uśmiechnął się czule na widok dziewczyny siedzącej pod kocem na kanapie, z laptopem na kolanach, jakby nie miała najmniejszego zamiaru wyjść za godzinę z domu. Wiedział, że nie była najszczęśliwsza z powodu nagłej wycieczki do pubu, ale z drugiej strony nie potrafiła mu odmówić, kiedy o to poprosił. Bo prosił wyjątkowo rzadko i zdawał sobie sprawę, że musiała zwęszyć podstęp.
Zauważyła go, gdy westchnął ciężko i postanowił ruszyć w jej stronę, porzucając swoje wygodne oparcie w postaci futryny. Prychnęła.
— Założyłbyś coś na siebie. — Zlustrowała wymownie jego sylwetkę, na końcu przewracając oczami, gdy posłał jej zadziorny uśmieszek.
— Przecież mam na sobie spodnie. — Wyszczerzył się, gdy po raz kolejny prychnęła.
Zamiast posłuchać dziewczyny, pokonał resztę pokoju szybkim krokiem i opadł na kanapę tuż obok niej. May zignorowała samozadowolenie chłopaka i dała się objąć ramieniem, moszcząc się wygodniej obok blondyna. Lee przyciągnął ją jeszcze bliżej i spojrzał z zainteresowaniem na ekran laptopa, przekrzywiając głowę niczym ciekawski szczeniak.
— Co robisz? — Zmrużył powieki, nie potrafiąc przeczytać większości słów, które zapełniały stronę dokumentu.
— Obsmarowuję cię w fiku. — Teraz to Maya uśmiechnęła się złośliwie, jakby dla większego efektu stawiając kropkę po właśnie napisanym zdaniu.
— To, że nie rozumiem twojego języka, nie znaczy, że możesz to wykorzystywać przeciwko mnie — burknął, próbując dopatrzeć się słów, których zdążyła go nauczyć, ale tekst był dla niego równie czytelny, jak fizyka kwantowa.
— Póki nie zabronią mi tego prawnie, nie masz nic do gadania. — Wytknęła w jego stronę język, wywołując tym cichy śmiech blondyna.
Ten szybko jednak zamarł mu w gardle, gdy przypomniał sobie, że nadal z nią nie rozmawiał, mimo że straszył tym Bina już dobry tydzień temu. Westchnął ciężko i delikatnie położył dłoń na palcach May, które z wprawą wędrowały po klawiaturze. Dziewczyna rzuciła mu skonsternowane spojrzenie, ale widząc powagę na jego twarzy nawet nie próbowała protestować, gdy odstawił sprzęt na stolik. Uniosła jedynie brwi w niemym pytaniu, czekając aż Lee sam zdecyduje się mówić.
— Nie miałaś mi nigdy za złe tego ukrywania się? — Uciekł wzrokiem, gdy zmarszczyła brwi, powoli przetwarzając, o co mu chodzi.
— Nie wiem do czego zmierzasz — zaczęła ostrożnie, z uwagą lustrując jego twarz — ale wiem, dlaczego to wygląda, jak wygląda, i nigdy nie pomyślałam, żeby chować do ciebie przez to urazę. Zapomniałeś już, że wiem, jak chłopcy reagowali na twoje poprzednie dziewczyny? W dodatku wątpię, żeby mnie lubili, jeśli pamiętają o mnie tylko jako prowodyra tamtego... incydentu.
— Changbin cię lubi — burknął, niechętnie przyznając jej w głowie rację. Chan i Seungmin nie wspominali jej najlepiej, ale tak naprawdę żaden z nich jej nie znał. — Poza tym, nie sądzisz, że nie powinniśmy się nimi przejmować?
— Słońce. — Ujęła jego twarz w swoje drobne dłonie i zmusiła go, żeby na nią spojrzał. — Ja wiem, że nie powinniśmy, ale to magicznie nie zmieni ani ich nastawienia do mnie, ani naszych obaw. Rozumiem, dlaczego nie chciałeś im mówić i dlaczego się tego boisz. Wiem, jaka może wybuchnąć z tego awantura i nie chcę, żebyś obwiniał się za każde krzywe spojrzenie, które ktoś mi pośle. Nie chcę, żebyś obwiniał się za coś, na co nie masz wpływu, a tak właśnie będzie.
— Wiem, ale... — urwał i westchnął ciężko, chowając jedną z jej dłoni we własną. Przekręcił delikatnie twarz, żeby ucałować głaszczące jego policzek palce. — Nie masz już dosyć po tych dwóch latach? Nie zrozum mnie źle, nadal przeraża mnie wizja tego, że ktoś przeze mnie może potraktować cię, jak śmiecia, ale mam wrażenie, że za dużo przez to poświęciliśmy. Czuję, że jestem ci winien szczerość.
— Hej, nigdy, nawet przez chwilę, nie pomyślałam, że jest mi z tobą źle. — Zmarszczyła brwi, widząc po jego minie, że zdążył zakopać się we własnej karuzeli wyrzutów sumienia. — Niczego nie jesteś mi winien Min. Po co zawracasz sobie tym głowę?
— Bo chcę być fair. — Spojrzał jej w oczy, gdy w końcu zdobył się na odwagę. — W stosunku do ciebie, w stosunku do chłopaków. Bin przypadkiem uświadomił mi, że zachowuję się jak nieletni szczeniak. Uciekam zamiast wziąć odpowiedzialność za własne decyzje.
— Co chcesz przez to powiedzieć? — May wyprostowała się, kompletnie zwracając się do niego przodem, mimowolnie uwalniając od otaczającego ją cały czas ramienia.
— Chcę im powiedzieć. — Oczy dziewczyny rozszerzyły się w niedowierzaniu. — O nas.
— J-jesteś pewien? — wyjąkała, po chwili szukania nie znalazła jakiejkolwiek oznaki żartu w oczach blondyna.
— Nigdy nie byłem bardziej. Są dla mnie ważni i będą musieli zaakceptować fakty, nawet jeśli na początku nie będą z nich zadowoleni. — Objął delikatnie dziewczęcą twarz i posłał jej blady uśmiech. — Nie chcę, żeby ich niechęć się na tobie odbijała, ale zasługujesz na więcej niż to, co mamy teraz.
Przygryzł wargę, niepewnie analizując każde drgnięcie na jej egzotycznej twarzy. Pamiętał, że gdy po raz pierwszy na nią spojrzał, nie w czasie tamtego zamieszania i szoku, ale po wszystkim, tak naprawdę. Wydała mu się najbardziej interesującą osobą, jaką kiedykolwiek widział. Blada twarz, farbowane blond włosy ją okalające i te wielkie oczy, które patrzyły na niego nieokreślonym kolorem tęczówki, podkrążone po nocy na komisariacie. Nigdy nie był w stanie określić, jakiego konkretnie są odcienia i to tak bardzo go w nich zafascynowało.
Wiedział, że to nie z jego winy znalazła się wtedy w tamtym miejscu, ale jakoś nigdy nie potrafił wybaczyć sobie, że nie potrafił opanować sytuacji w pojedynkę, że się w to wmieszała; była równie winna co on. Tego i ich późniejszej relacji, jego głupoty, jej cichego znoszenia tego całego chaosu, w który zamienił ich relację przez własne problemy, nawet nie myśląc wtedy o tym, jak dziewczyna poskładała się na nowo. Po tylu latach wiedział, że tego nie zrobiła, że była tak samo potłuczona, jak cała reszta ich paczki i dlatego nie chciał, żeby znosiła ich nieufność i wyrzuty. Możliwe, że dlatego starał się zamknąć ją w złotej klatce, na co po części sama przystała. Chciał, żeby już nic więcej nigdy jej nie skrzywdziło, fizycznie czy psychicznie.
Jego chęci nie zmieniały jednak faktu, że nadal budziła się w nocy z krzykiem, nadal zdarzały jej się ataki paniki, nadal nie chciała sama wędrować po tamtej okolicy; w nocy nie wychodziła bez niego. Sam nie czuł się komfortowo, gdy zostawiała go w domu i samodzielnie wędrowała po mieście. Może dlatego perspektywa ruszenia do przodu tak bardzo przerażała? Bo gdzieś z tyłu głowy zdawał sobie sprawę z tego, że nie uchroni jej przed wszystkim i że sam też będzie musiał stawiać krok za krokiem, tuż za dziewczyną. Bo jej nie miał zamiaru stracić. Za nic.
Nagle wzrok May odzyskał skupienie, czoło zmarszczyło się pod wpływem intensywnej analizy sytuacji, drobne palce zacisnęły się na jego nadgarstku, chcąc chociaż tak dodać mu otuchy i ściągnąć z powrotem na ziemie.
— Jeśli jeszcze raz usłyszę od ciebie, że zasługuje na więcej, to przysięgam, będziesz zbierał zęby z naszego kuchennego blatu — prychnęła, po chwili zdecydowanie przemieszczając się na kolana Minho. Objęła jego twarz dłońmi, gdy on instynktownie swoje przeniósł na talię dziewczyny. Pogłaskała kciukami jego policzki, wywołując delikatny uśmiech na jego ustach, które po chwili lekko musnęła sowimi. — Nigdy nie byłam szczęśliwsza niż teraz, z tobą. Kiedy to w końcu zrozumiesz?
Wpatrywał się w jej roześmiane oczy, zaskoczony jej nagłym ruchem, jakby dopiero teraz dotarła do niego świadomość tego, że ma ją przy sobie. Prychnął pod nosem i mocniej zacisnął palce na bluzie dziewczyny.
— Będziesz musiała mi to powtarzać do usranej śmierci. — Rzucił szybkie spojrzenie w kierunku aneksu kuchennego i uśmiechnął się głupkowato. — Szczególnie, gdy nie będę w stanie znaleźć swoich ósemek.
— Kretyn. — Uderzyła go pięścią w pierś, ale bez oporu dała się przytulić, śmiejąc się pod nosem z jego nagłej potrzeby okazania uczuć.
Schowała twarz w zagłębieniu szyi chłopaka, ciesząc się jego obecnością i silnymi ramionami, zamykającymi ją w bezpiecznym schronieniu. Nie sądziła, że mogłaby znaleźć kogokolwiek, kogo pokochałaby tak bardzo i kto pokochałby ją, bezwarunkowo, całym sobą, tak jak tylko Minho potrafił.
*
Pub tego wieczora był wypełniony po brzegi ludźmi, spragnionymi taniej rozrywki i zastrzyku adrenaliny. Jak w każdy piątek na samym środku sali ustawiono prowizoryczne podwyższenie, niewiele unoszące zawodników ponad resztę sali, ale wystarczające, żeby nawet w jej kątach było widać najlepsze ciosy. Stoliki rozsunięto na trzy strony tymczasowego ringu, a za nim oddzielono część dla zawodników i sponsorów, strategicznie ustawioną obok przejścia na zaplecze i dobrze zaopatrzonego baru.
Seungmin spoglądał zza niego na salę krytycznym wzrokiem, nieustannie wodząc oczami za czymś, co mogłoby chociaż minimalnie go zainteresować. Nie miał zamiaru zawracać sobie głowy lożą VIP-owską i obecnymi już w niej zawodnikami; nie było w nich nic ciekawego czy podejrzanego. Zaczynał się też niecierpliwić. Zegarek na jego nadgarstku wybił godzinę dwudziestą drugą, a jego po jego przyjaciołach nie było śladu.
Nagle jego wzrok przykuł ruch na drugim końcu sali. Zmrużył powieki, nieprzychylne spojrzenie instalując w trójce młodych mężczyzn, rozpychających się przez tłum. Kim Hongjoong prowadził za sobą swoje dwa najwierniejsze pieski, w tym jednego z zawodników dzisiejszych walk. Seungmin zmierzył białowłosego od stóp do głów, prychając, gdy na jego twarzy dostrzegł zadowolony z siebie uśmieszek. Szybko przeniósł wzrok na podążającego tuż za nim Jeonga, z lisim uśmiechem przyklejonym do twarzy. Nie umknęło jego uwadze porozumiewawcze spojrzenie, które Yunho wymienił z jednym ze sponsorów. Ten skinął na jednego ze swoich zawodników. Min uniósł brew i oparł się o blat baru uważnie przyglądając się ciemnowłosemu, młodemu chłopakowi, który podszedł do mężczyzny w garniturze.
Kim szybko ocenił jego sylwetkę i zagryzł wargę. Był za chudy. O wiele za chudy, żeby startować w dzisiejszej kategorii, i za młody w porównaniu do zawodników, których Min zdążył na przestrzeni ostatnich dwóch lat poznać. Coś tu nie grało i tak bardzo skupił się na tym fakcie, że niemal przeoczył nadchodzącą awanturę. Niemal.
Drzwi pubu trzasnęły, gdy na salę wtoczył się Minho w towarzystwie dziwnie znajomej mu dziewczyny o europejskiej urodzie. Po raz kolejny tego dnia jego brwi powędrowały w górę, jednak szybko ponownie zmarszczyły się, gdy w drzwiach chwilę po nich w końcu pojawił się Changbin w obstawie Hana i Chana. Wtedy Seungmin zrozumiał, że szykuje się katastrofa. Byli za blisko Kima i jego bandy.
Minho i nieznajoma zdążyli na moment zniknąć mu z oczu, zanim dostrzegł, że trójka mężczyzn zatrzymała się w miejscu. Park rzucił jego przyjaciołom wyzywający uśmieszek i Seungmin wiedział, że Seo dzisiaj wybuchnie, po prostu czuł to w kościach. Na szczęście Lee nagle wyrósł przed barem, trzymając za rękę nieznajomą. Otwierał już usta, na widok spojrzenia, jak rzucił mu Seungmin, ale ten wszedł mu w słowo.
— Spójrz za siebie. — Nie skomentował wyrazu dezorientacji na twarzy blondyna, tylko z uporem wskazał przyjaciół, teraz już rozmawiających z tamtą trójką.
— Cholera. — Lee szybko przerzucił wzrok między swoją towarzyszką a szykującą się awanturą, po czym skinął do blondynki. Dziewczyna zrobiła to samo i wdrapała się na jeden z barowych stołków. — Pilnuj jej, Kim.
Szatyn nie zdążył nawet się skrzywić na dźwięk agresywnego tonu przyjaciela, gdy ten zniknął w tłumie. Przeniósł więc wzrok na dziewczynę, która posłała mu blady uśmiech. Po chwili przyglądania się jej twarzy, co wyraźnie wywołało u niej dyskomfort, jego oczy rozszerzyły się w szoku, zaraz mrużąc w zrozumieniu.
— To ty...
— Tak, ja, Maya gdybyś zapomniał — weszła mu w zdanie, nie uginając się pod jego spojrzeniem, hardo patrząc w czekoladowe oczy. — Możemy zostawić to przesłuchanie na inną okazję? Nie jestem w nastroju.
— Dlaczego miałbym cię przesłuchiwać? — Min uniósł brwi, śledząc jednak każdy jej ruch niczym predator obserwujący ofiarę.
— Nie lubisz mnie. — Teraz to dziewczyna zmrużyła powieki, krzyżując ramiona na blacie. — Wątpię, żebyś był zadowolony z mojego towarzystwa, ale na pewno zżera cię ciekawość, dlaczego tu jestem.
— Nie znam cię, nie wiem, czy cię lubię — sparował, prostując plecy i krzyżując ramiona na piersi. Zmierzył ją kalkulującym spojrzeniem, po czym westchnął ciężko i uniósł wzrok, obserwując sytuację, w którą mimowolnie wmieszał Lee. — Poza tym Minho kazał cię pilnować. Wątpię, żeby był zadowolony, gdybyś się mu na mnie poskarżyła. A nikt z nas nie lubi go wkurzać.
— Sugerujesz, że pobiegnę do niego z każdą obelgą, którą ktoś rzuci w moją stronę? — warknęła, zaciskając dłonie w pięści. Właśnie tego się obawiała, tego obawiał się Min. Założeń na jej temat ze strony chłopaków. Rzucania w nią oskarżeń na bazie tamtych wydarzeń. Zdziwiła się jednak, gdy Seungmin prychnął cicho i posłał jej grymas mogący uchodzić za uśmiech.
— Sugeruję — powiedział, nachylając się do niej i wystawiając ku niej otwartą dłoń — że skoro kazał mi mieć na ciebie oko, to znaczy, że powinienem dwa razy zastanowić się, zanim spróbuję cię ocenić z góry, nie sądzisz?
Maya spojrzała z wahaniem na wyciągniętą w jej kierunku propozycję rozejmu. Jej mózg nie był w stanie przetworzyć obecnej sytuacji. Nie tego się spodziewała, ba nie oczekiwałaby tego nawet w najśmielszych snach, dlatego zanim ujęła rękę chłopaka, przyjrzała mu się niepewnie.
— Myślałam, że mnie nienawidzicie. — Brak zaskoczenia na jego twarzy miał gorzki posmak.
— Może Chan ma z tobą problem, ale powiedz mi z kim on problemu nie ma? — prychnął szatyn, uśmiechając się półgębkiem. — Możliwe też, że reszta chłopaków nadal kojarzy cię z tamtym... incydentem. — Drgnęła jej powieka, gdy rzucił szybkie spojrzenie na salę, prawdopodobnie na chłopaków, zanim znów popatrzył jej prosto w oczy. — Ale prawda jest taka, że gdyby Minho potrafił wtedy nad sobą panować, późniejszy wypadek na ringu nie miałby miejsca. Ty znalazłaś się w złym miejscu o złej porze, a on po prostu mimo wszystko ma za dobre serce. — Kim oparł łokcie na blacie tak, by nie musiała już spoglądać na niego w górę, nadal nie zabierając wyciągniętej dłoni. — Poza tym nie jestem tak głupi i niezorientowany, jak wam się wydawało i zdaję sobie sprawę, dzięki komu wrócił na proste tory.
Teraz Seungmin uśmiechał się już zupełnie szczerze, bez żadnej złośliwości, chcąc przekonać dziewczynę, że nie stroi sobie z niej żartów. Już dawno temu doszedł do własnych wniosków, dawno zrozumiał, co tak naprawdę dzieje się w życiu przyjaciela i dawno dorósł do tego, żeby przestać obwiniać o wszystko May. Gdy zapytał o nią Bina, ten nie był skory do zwierzeń, ale gdy wysłuchał tego, co Min miał do powiedzenia, potwierdził jego przypuszczenia. Seo uświadomił mu, że ona tak naprawdę pomogła Lee wyjść z dołka, w którym zakopał się jeszcze na długo przed tą pamiętną nocą i podążającą za nią walką. Nie miał prawa nienawidzić kobiety, która postawiła na nogi jednego z jego przyjaciół i nawet jeśli reszta mogła tego jeszcze nie widzieć, miał zamiar im to uświadomić. Wiedział, że razem z Minho i Binem byli w stanie stworzyć wystarczająco przekonujący front, nawet jeśli mieli zderzyć się z samym Bangiem. Seungmin postanowił zaufać ocenie Minho, skoro Seo zrobił to na długo przed nim.
Blondynka w końcu otrząsnęła się z szoku i odpowiedziała chłopakowi niepewnym uśmiechem, ostrożnie ujmując jego dłoń.
— Witamy w rodzinie. — Szatyn uścisnął ją lekko, po czym wyprostował się i ponownie przeniósł wzrok na salę za nią. — Miejmy tylko nadzieję, że to powitanie obędzie się bez huku.
*
Park Seonghwa lubił prowokować, a szczególną przyjemność sprawiały mu konfrontacje z Seo Changbinem i Bang Chanem. Zadanie dodatkowo ułatwiał mu fakt, iż on sam był obiektem ich nienawiści i szczycił się powodem, którym ta nienawiść była spowodowana. Dlatego, gdy zobaczył Seo, nie mógł odpuścić sobie szyderczych uśmieszków i zatrzymania przyjaciół, zanim mogliby wyminąć się bez słowa.
Changbin zauważył go pierwszy, chwilę przed tym, jak wpadli na znienawidzoną trójkę. Udało mu się jedynie zatrzymać na czas, by nie zderzyć się z Honjoongiem, który już szczerzył szyderczo zęby, z niebywałą jak na niego radością w oczach. Zmierzył ich wzrokiem, zanim skrzyżował przed sobą ramiona, unosząc kpiąco brew.
Bin poruszył się niespokojnie, natychmiast zwracając tym uwagę Chana. Bang w następnej chwili zacisnął dłoń na ramieniu bruneta, czym zmusił go do pozostania na miejscu, samemu stając zaledwie kilka centymetrów przed białowłosym.
— Proszę, proszę, kogóż widzą moje oczy. — Jego wzrok zatrzymał się na Chanie, który zmrużył powieki, zaciskając wolną dłoń w pięść.
Nie był w stanie zliczyć, ile razy miał ochotę wpakować ją w twarz Kima, jednak praca trzymała go na krótkim łańcuchu. Zbyt krótkim. Nie mógł pobić cywila, nie ważne jak śliskim typem ten cywil był i jak wiele podejrzeń nad nim wisiało. A może szczególnie ze względu a to, o ile przestępstw podejrzewane było całe ATEEZ, którym według śledczych prawdopodobnie przewodził. Chan nie miał złudzeń, nie musiał wierzyć w żadne prawdopodobieństwa. Kim Hongjoong nie pozostawiał mu w tej kwestii pola do manewru już od dobrych trzech lat.
— Od kiedy to szanowny detektyw Bang stawia stopy w podejrzanych spelunach — rzucił od niechcenia Yunho, strzepując nieistniejący kurz z rękawa kurtki. — Czego może szukać narkotykowy na legalnych walkach bokserskich?
— Myślałem, że stać was na więcej — prychnął Bang, zachowując kamienną twarz. Kątem oka widział, jak Jisung przestąpił z nogi na nogę. Rzucił szatynowi krótkie spojrzenie, zanim zaniepokojony wyraz jego twarzy kazał mu skupić się na Seo.
Chłopak nie spuszczał wzroku z uśmiechniętego cynicznie Parka, który nawet nie próbował kryć rozbawienia tą sytuacją. Chan już chciał przerwać ten niemy konkurs, gdy Seonghwa skupił na nim cała swoją uwagę.
— Ja też myślałem, że tę twoją ślicznotkę stać na więcej, ale, jak widać, życie zawodzi nas na wielu płaszczyznach.
Krew w jego żyłach zawrzała. Ledwie usłyszał ostrzegawczy krzyk Hana, zanim poczuł na swoim ramieniu mocny uścisk i szarpnięcie w tył. W jednej chwili stał gotów do wymierzenia ciosu Parkowi, by w drugiej wpatrywać się w siłą trzymającego Bina w miejscu Minho. Lee staną przed nim i burknął coś do Hana, który momentalnie znalazł się przy Bangu, asekuracyjnie zaciskając palce na jego ramieniu. Blondyn syknął, nadal jednak nie spuszczając wzroku z szamocącej się przed nim dwójki. Jisung może wyglądał na drobnego, ale uścisk miał żelazny.
— Wypierdalaj — warknął Lee instalując lodowaty wzrok w oczach Kima. — Ty i twoje psy. Nic tu po was.
— Od kiedy do baru wpuszczają szczury. — Yunho zmrużył powieki, gotów stanąć przed Hongiem, jednak ten uniósł dłoń, zatrzymując chłopaka w miejscu.
— Nie wywołasz burdy, gdy klienci cię obserwują. — Rzucił wysokiemu brunetowi ostre spojrzenie, zanim skrzyżował je ze stojącym przed nim blondynem. — Po co ta agresja, Lee? Myślałem, że już dość problemów ci narobiła.
— Wypierdalaj — powtórzył, przez zaciśnięte zęby, wzmacniając uścisk na ramieniu Changbina, nadal wwiercającego w Parka pełen furii wzrok. Drgnął, gdy Kim uśmiechnął się szerzej, jednak ten zaraz uniósł dłonie i pokręcił z rozbawieniem głową. — Spadamy. Dajmy się trochę popanoszyć tym szczurom.
Wyminął ich, z premedytacją potrącając barkiem spiętego Seo. Brunet szarpnął się w uścisku, jednak Minho trzymał mocno, dopóki cała trójka nie zniknęła im z oczu. Poza tym Bin wiedział, że Jisung był gotów do nich doskoczyć, gdyby wpadł w szał. Próba wyrwania się przyjacielowi była jedynie niemym protestem, skargą na to jak pokierował wydarzeniami.
— Chcesz, żeby uszło im to na sucho?! — wyszarpnął się, gdy uścisk blondyna w końcu zelżał. Changbin wiedział, że zrobił to tylko dlatego, że był pewien opanowania sytuacji. Skupił nienawistny wzrok skupił na Lee.
— Uspokój się w końcu. — Blondyn bez ceregieli pchnął go w tył, stając z nim twarzą w twarz. — Mało ci problemów? Chcesz stąd wylecieć jeszcze zanim zaczną się walki?
— On ma rację, Bin — burknął Bang, w końcu wydostając się z uścisku Hana. Jisung wyraźnie nie był z tego zadowolony, ale jedynie trzymał się blisko przyjaciela, obserwując odchodzącą trójkę.
— Ty nie jesteś lepszy. — Minho w następnej chwili warknął na Chrisa, wbijając oskarżycielsko palec w jego pierś. — Co miałeś zamiar zrobić zanim cię odepchnąłem?
— Minho nie rozumiesz, oni...
— Zamknij się Bin — przerwał mu blondyn, przerzucając karcący wzrok między nim a Chanem. — Wiem dokładnie, co zrobili i nie mogę uwierzyć, że nadal dajecie się nabrać na tę samą starą gatkę. Oni chcą wyprowadzić was z równowagi. Już dawno powinniście się na to uodpornić.
— Mówisz tak, bo Chaseun nie była twoją siostra — warknął Seo i Minho mógł przysiąc, że jest gotowy zacząć awanturę, nawet jeśli mówił teraz co mu ślina na język przyniosła.
— Ale była moją przyjaciółką — sparował, nie uginając się pod naporem ciężkiego spojrzenia. — Może i z waszą dwójką była najbliżej, ale nigdy nie próbuj mi zarzucać obojętności względem niej. Też za nią tęsknię, ale nie mam zamiaru dawać z tego satysfakcji tym sukinsynom.
Minho z pełną świadomością wykorzystał te kilka centymetrów przewagi, którymi górował nad Seo. Nie poddał się furii w oczach przyjaciela, jedynie podchodząc o krok, tym razem palec wbijając w jego pierś.
— Właśnie przez takie zachowanie, prawie cię zdyskwalifikowali ostatnim razem. — Ściszył głoś tak, żeby tylko brunet był w stanie go usłyszeć. — Możesz sobie pozwolić na brak pieniędzy? Szczególnie teraz?
Te słowa, mimo że będące ciosem poniżej pasa, podziałały jak kubeł zimnej wody. Minho miał rację, nie ważne jak bardzo Changbin chciałby temu zaprzeczać, nie mógł doprowadzić do wydalenia z zakładów, nie kiedy Dognwook się o nich dowiedział. Zmrużył powieki, zanim lekko, z niechęcią, skinął przyjacielowi głową. Lee odetchnął z ulgą.
— Han? — rzucił, nie spuszczając wzroku z ciemnych oczu Bina. — Dopilnuj, żeby obaj bez gubienia drogi trafili na swoje miejsca.
— A ty? — Jisung posyłał blondynowi podejrzliwe spojrzenie. Zacisnął przy tym palce na ramieniu Chana, czym zarobił sobie mordercze spojrzenie od Banga. — Gdzie ty masz zamiar zniknąć?
— Muszę zahaczyć o bar — mruknął i zniknął w tłumie, zupełnie ignorując uśmieszek, który wypłynął na twarz Seo i niezrozumienie na twarzach pozostałej dwójki.
*
Drgnęła niespokojnie, gdy dwie dłonie nagle wylądowały na blacie baru po obu jej stronach, a twarde ciało przylgnęło do jej pleców. Już miała się wyrwać, gdy uderzył w nią znajomy zapach męskich perfum, gdy intruz pochylił się nad jej ramieniem i złożył krótki pocałunek na jej policzku.
— Cześć słońce — mruknął, na co pozwoliła swojemu ciału się zrelaksować i oparła plecy na silnej piersi. — Gówniarz cię zaczepiał?
Parsknęła, gdy Seungmin prychnął oburzony spojrzeniem, jakie posłał mu Minho. W ramach rekompensaty posłała chłopakowi promienny uśmiech, zanim odchyliła się nieco, by móc spojrzeć w twarz blondyna.
— Nie, wyraźnie zaznaczyłeś swoje terytorium. — Lee uśmiechnął się szeroko i skinął głową z aprobatą, zanim zauważył niepewność na twarzy dziewczyny.
— O co chodzi May? — Jego dłonie przeniosły się z blatu na boki blondynki, jednocześnie obracając ją na stołku barowym, przodem do siebie.
Maya rozejrzała się nerwowo po sali, kątem oka zauważając siedzących na miejscach Bina i jego przyjaciół. Jeden z nich wbijał w nich surowy wzrok, który momentalnie przyprawił ją o dreszcze. Szybko skupiła się z powrotem na swoim chłopaku, zanim po chwili wahania skinęła leciutko w ich stronę. Minho odwrócił się na moment, natychmiast dostrzegając zagadkowe spojrzenie Chana i Bina zagadującego wyraźnie zdezorientowanego Jisunga. Westchnął ciężko i ucałował dziewczęce czoło, kątem oka dostrzegając głupkowaty uśmieszek na twarzy Kima.
— Nie przejmuj się nimi — mruknął, uspokajająco głaszcząc boki dziewczyny, pozwalając jej zrelaksować się pod tym dotykiem i skupić na nim pełną uwagę. — Pamiętasz o czym rozmawialiśmy w domu? Koniec z ukrywaniem się. Niech patrzą.
— Ale ten blondyn...
— Nie ma nic do gadania — wszedł jej w słowo, łagodnym tonem, starając się zapewnić ją o własnej pewności, której brakowało mu jeszcze zanim opuścili mieszkanie nad klubem. — Chan będzie musiał to zaakceptować, czy tego chce, czy nie, prawda Seung?
Maya podskoczyła, gdy szatyn za nią prychnął lekceważąco i spojrzała z wyrzutem na Lino, zanim wykręciła ciało pod kątem, pod którym wolałaby tego nie robić, żeby spojrzeć na Kima. Chłopak potaknął skinieniem zanim jego uwagę przyciągnął klient i w końcu zostawił parę w relatywnej prywatności.
— Co do Mina... — Lee spojrzał na przyjaciela zanim rzucił dziewczynie pytające spojrzenie, jednak May od razu zaczęła kręcić głową. Nie umknęło mu przezwisko, którym nazwała szatyna.
— W porządku — mruknęła, opierając dłonie na silnych przedramionach. — Może nie rozmawiałam z nim za długo, ale wiem, że jest po naszej stronie.
— Mówisz? — Uniósł brew, zanim przerzucił wzrok na przyjaciela. Kim właśnie odstawiał butelkę wódki na miejsce, posyłając zniewalający uśmiech siedzącemu przy barze chłopakowi. Dobrze, że Hyunjin tego nie widzi.
— Ja... — zaczęła, jednak jej uwagę przyciągnęło zamieszanie koło ringu. — Nieważne, powiem ci później. Chyba czas na ciebie.
Minho spojrzał w tym samym kierunku, zaraz zerkając też na przyjaciół i zjeżył się na widok zdenerwowanego Hana, paplającego coś do Bina i niezachwianego spojrzenia Banga, które nadal wbijał prosto w nich. Westchnął ciężko, gdy Seo również rzucił mu niespokojne spojrzenie, zaraz wskazując głową na sędziego, który w końcu pojawił się na sali. Musiał iść.
— Wrócimy do tego po walce, słońce, okey? — Gdy skinęła głową, ucałował jej czoło i rzucił groźne spojrzenie, szerzącemu się za nią Kimowi. — Nie mam pojęcia, jak długo znowu tu stoisz, ale masz mieć na nią oko, jasne?
— Jak słońce — parsknął Seungmin, opierając łokcie na blacie za dziewczyną.
Podskoczyła na dźwięk jego głosu, jednak zanim zdążyła zrugać Lee za brak ostrzeżenia, ten zniknął w tłumie, zostawiając ją z szatynem.
— Margharitta dla pani? — Min wyszczerzył się do niej, już łapiąc butelkę tequili, ale Maya pokiwała głową.
— Piwo. — Uśmiechnęła się wyzywająco. — Bez soku.
Barman zaśmiał się pod nosem i skinął głową, łapiąc czysty kufel, który zaraz, zapełniony bursztynowym trunkiem, postawił przed dziewczyną.
— Do usług.
*
Przeszedł koło sponsorów, kiwając jednemu z nich na powitanie, zanim zupełnie zignorował chłodne spojrzenie Banga i podszedł prosto do Changbina.
— Dlaczego jeszcze się nie rozgrzewasz? — burknął na wstępie, piorunując go wzrokiem. — Wchodzisz na ring za piętnaście minut, Bin.
— Wiem, kiedy zaczyna się walka. — Changbin wstał leniwie z krzesła, przewracając oczami, gdy przyjaciel prychnął niezadowolony z jego odpowiedzi. — Wolałem jednak mieć pewność, że ta dwójka nie ruszy w stronę baru i rozpęta burzy. — Twarz blondyna pobladła. Nagle zdał sobie sprawę, jak to musiało wyglądać z boku. Musieli ją rozpoznać. Chan musiał. — Nie wiem, co ona tu robi i nie mam pojęcia, co się kotłuje pod tą kopułą, ale nie wywiniesz się od rozmowy. Prędzej czy później, Minho.
Brunet wyminął stojącego niczym słup soli chłopaka, skinął ponuro głową Jisungowi i skierował się do sekcji przeznaczonej dla zawodników, z rozmysłem stając w jak największej odległości od chichoczącego Parka.
Lee za to rzucił niespokojne spojrzenie Hanowi, który swoje wlepił w przestrzeń za jego plecami. Wypuścił wstrzymywane powietrze, chcąc nieco uspokoić szalejący puls i odwrócił się sztywno, stajać twarzą w twarz z Chrisem. Chłód bijący z jego oczu przyprawił go o dreszcze, ale Minho nie należał do tych, którzy bali się konfrontacji z Bangiem. Konfrontacji z kimkolwiek. Dlatego też szybko przywdział maskę obojętności i skrzyżował przed sobą ramiona, ze spokojem znosząc świdrujące go, ciemne tęczówki.
— To ona, prawda? — Lee dawno nie słyszał tego tonu. Tej nuty czystej nienawiści w głosie. Instynktownie rozstawił szerzej nogi, jakby gotował się na przyjęcie ataku.
— Kto? — Był bezczelny, wiedział to, ale nie potrafił inaczej radzić sobie z Bangiem.
— Nie rób ze mnie idioty, Minho. — Zrobił krok w przód, jednak Lee jedynie uniósł wyżej brodę, nie zrywając kontaktu wzrokowego.
— Nie robię. — Przechylił głowę, gdy w jego oczach zalśniło wyzwanie. — Jeśli chcesz mnie o coś spytać, musisz wyrazić się jasno, Chris.
— Nie kpij ze mnie, Min — warknął mężczyzna, zaciskając pięść na bluzie przyjaciela. — Co ona tu robi?
— Siedzi, jak każdy wolny człowiek, który ma prawo tu być. — Lino zmrużył powieki, na widok błysku furii w oczach blondyna. — Panuj nad sobą Bang. Jesteśmy między ludźmi, a ty nie powinieneś wywoływać publicznych burd.
— Jak mam się uspokoić, kiedy ty najwyraźniej pieprzysz się z tą...
— Zamknij się — przerwał mu, zaciskając własną pięść na nadgarstku Chana, który zaskoczony nagłym ruchem, wypuścił z dłoni czarny materiał. — Zastanów się dwa razy zanim powiesz coś, czego będziesz żałował — warknął zwiększając siłę nacisku i przysunął twarz do twarzy Banga, zmuszając go do delikatnego nachylenia ciała. — Obraź ją, choćby raz, w mojej obecności, a nie skończy się na miłej pogawędce.
— Chłopaki, ludzie się na was gapią. — Głos Jisunga przerwał nieprzyjemną wymianę zdań, ściągając ich obu na ziemię, przypominając im, gdzie są.
Minho natychmiast puścił przyjaciela i cofnął się o krok, nie spuszczając jednak z niego lodowatego wzroku. Nie miał zamiaru ustępować Bangowi, nie w tej kwestii. Ten pokręcił głową z niedowierzaniem i rzucił niespokojne spojrzenie w kierunku baru, skąd z niepokojem wypisanym na twarzy przyglądała im się Maya. Zaraz za nią stał Seungmin, który mierzył go surowym spojrzeniem. Chan nie był w stanie zrozumieć dezaprobaty malującej się w jego oczach.
— Chan? — niepewny głos Hana, kazał mu ponownie skupić się na stojącej koło niego dwójce. — Nie mamy teraz na to czasu. Porozmawiacie później, okey?
— Han ma racje — mruknął Minho i po raz pierwszy od kilku minut spuścił wzrok z przyjaciela, zaraz instalując go w trójce mężczyzn w drugim kącie sekcji. — Mamy ważniejsze problemy na głowie. Nie podoba mi się uśmiech Parka.
— To jeszcze nie koniec tej rozmowy. — Chris powędrował wzrokiem w to samo miejsce, jednak uznał swoją porażkę. Tym razem. — Będę w pobliżu, gdyby coś się stało.
Po tych słowach wmieszał się w tłum, znikając im z oczu. Minho miał jedynie nadzieję, że nie będzie na własny rachunek próbował dotrzeć do dziewczyny. Wiedział, że Seungmin potrafił sobie z nim radzić, ale nie był pewien, na ile chłopak stał po ich stronie, a na ile po prostu zobojętniał na sprawę. Musiał zaufać samokontroli starszego przyjaciela chociaż na pół godziny. Seonghwa wyraźnie był w wyśmienitym nastroju, a to zwykło zwiastować kłopoty.
Komentarze
Prześlij komentarz