Chapter XI


6 listopada 2019 

 

Dochodziła dwudziesta, kiedy Soojin z ociąganiem wdrapała się na schody przed domem chłopaków i bez pukania weszła do środka. Gdy zamknęła za sobą drzwi, stanęła w miejscu zdezorientowana ciszą, która zastałą ją w przedpokoju. Zmarszczyła brwi i weszła głębiej, zaraz unosząc je w zdziwieniu. Salon był pusty, jeśli nie liczyć śpiącego na kanapie Mingiego, a z kuchni dobiegało ciche stuknie, o wiele subtelniejsze niż zazwyczaj. Dom Kima i jego paczki zazwyczaj pękał w szwach w piątkowe wieczory, a chłopak nie uświadomił jej, że ten raz miał się jakoś znacząco różnić, gdy umawiali się na spotkanie. 

Soojin? — Dziewczyna podskoczyła na dźwięk znajomego głosu. Odwróciła się w stronę przejścia do kuchni, w którym stał Jongho, trzymający w ręku kieliszek wina. — Co ty tu robisz? 

Jego ton nie był ani agresywny, jak zazwyczaj u Seonghwy i Yunho, ani jakoś przesadnie przyjacielski, na co zawsze mogła liczyć ze strony Yeosanga i Woo. Jongho, podobnie zresztą jak Mingi, był dla niej jedną, wielką niewiadomą. Wiedziała, że obaj nic do niej nie mieli, nie zwykli siedzieć cicho, gdy kogoś nie lubili, ale nigdy nie starali się zbytnio do niej zbliżyć. Ich relacja zazwyczaj kończyła się na krótkiej wymianie powitań, ewentualnie spalonej fajce na ogrodzie za domem. 

— Przyszłam pogadać z Hongiem — odpowiedziała zdezorientowana tym pytaniem. Wiedziała, że często rozmawiała tu z Woo i Yeo, ale zawsze była tu tylko z jednego, konkretnego powodu. — Umówiłam się z nim tu dzisiaj, co w tym takiego dziwnego? 

Jongho zmarszczył brwi i oparł się plecami o framugę drzwi, w których nadal stał. 

— Jesteś pewna, że to dzisiaj? 

— Przeszłam depresję, nie demencję, Jong. — Uniosła brwi widząc zwątpienie na jego twarzy. Zmrużyła powieki, krzyżując ramiona pod piersiami. — Czego mi nie mówisz? 

— Cóż... — Chłopak odwrócił wzrok, nagle zmieszany jej uwagą. Wypuścił powietrze z płuc i z wahaniem spojrzał jej w oczy. — Jeśli się umówiliście, to Hong właśnie cię wystawił, Jin. 

— Co masz na myśli mówiąc wystawił? — Coś nieprzyjemnego zaległo jej ciężko na żołądku. Coś co bardzo przypominało jej uczucie po ich kłótni sprzed uniwersytetu. Coś paskudnego, co nie miało nic wspólnego z zawodem. 

— Godzinę temu pojechał załatwić coś z Hwą i Yunho. I zanim zapytasz, kiedy wróci — wtrącił, zanim zdążyła otworzyć własne usta. — Grubo po północy. Jadą potem z Hwą na walki do jakiegoś baru. Powiedział, że musi się tam spotkać z klientem 

— Z klientem? — zapytała z niedowierzaniem, obserwując jak chłopak jedynie wzrusza ramionami, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. — W barze, na walkach bokserskich? Co to niby za klient. 

— Mnie nie pytaj. — Instynktownie schował głowę między ramionami słysząc jej oskarżycielski ton. — Nie wpierdalam mu się we wszystkie interesy. Wiem tyle co ty, nic mi nie mówi. 

— Nieważne — warknęła, bardziej do siebie niż do niego. — Mam dość. Powiedz mu, że jeśli w końcu dorośnie do rozmowy, to czekam na niego jutro w barze po swojej zmianie. 

— Wątpię, żeby jutro miał czas i oboje to wiemy, Jin — powiedział cicho szatyn, przyglądając się jej z uwagą. —  Oboje wiemy, że w soboty nigdy go nie ma. 

— Nie obchodzi mnie to — sparowała, rozdrażniona tym, że Jongho miał rację. Nie miała nawet na co liczyć.  — Mam dosyć dostosowywania się do jego cholernego czasu, który i tak okazuje się zbyt cenny na marnowanie go na mnie. 

Okej, przekażę mu. — Chłopak po raz kolejny wzruszył ramionami, co Kim uznała za zakończenie rozmowy. 

Musiała stamtąd wyjść, przewietrzyć głowę. Pomyśleć w spokoju. Ruszyła do drzwi, chcąc jak najszybciej zostawić za sobą ten cholerny dom, zanim wyładuje się na bogu ducha winnym chłopaku. 

— A i Soojin? — Głos Jongho zatrzymał ją w przejściu do przedpokoju. — Nie chcę się wtrącać ani nic, ale... 

— Ale może powinnaś się zastanowić nad tym, jak dajesz się traktować — dokończył za niego Mingi, strasząc swoją nagłą pobudką rozmawiającą dwójkę. — I to poważnie. 

Blondynka przerzuciła zdezorientowany wzrok z Mingiego na Jongho, który westchnął ciężko, jakby zdegustowany bezpośredniością swojego przyjaciela, ale skinął głową w zgodzie. 

— Może nie tak chciałem to ująć, ale ten kretyn ma rację — przyznał, patrząc jej prosto w oczy, szczerym, zdecydowanym spojrzeniem. — Zastanów się nad tym. 

— Ja tylko stwierdzam fakt — prychnął Mingi. — Wszyscy widzimy, co się tutaj odwala. Te ściany są cienkie, Jin. 

— Co chcesz przez to... 

Oh, już ty dobrze wiesz co — przerwał jej, ciężko podnosząc się do siadu. — Może jesteś tylko dziewczyną mojego kumpla, ale wszystko ma swoje granice. Nie wiem, co dokładnie się wtedy stało, ale nigdy nie widziałem, żebyś tak szybko stąd uciekała. 

Mingi! — Jongho próbował zbesztać go samym spojrzeniem, ale Song machnął na niego niecierpliwie, nie spuszczając wzroku z dziewczyny. 

— Cicho bądź. Ma prawo to usłyszeć — mruknął tylko, kolejne słowa kierując do blondynki. — Hong nie wyszedł z niego przez kolejną godzinę i prawie przyłożył Hwie, kiedy chciał tam wejść. Ten dupek mówił, że Joong siedział na łóżku i wgapiał się w swoją dłoń. 

— Co to ma do rzeczy? — prychnęła przewracając oczami, próbując jakoś wybrnąć z tej sytuacji, uciec przed wzrokiem Mingiego. Zazwyczaj głupkowaty chłopak zaczynał przerażać ją swoją bezpośredniością, a zaciśnięte w rezygnacji usta Jognho wcale nie poprawiały sytuacji. Wiedzieli. Musieli. 

— Nie rób z siebie klauna, Jin. — Chłopak wstał z kanapy i przeciągnął się, zanim podszedł do niej i spojrzał na dziewczynę z góry. — Mogę się tylko domyślać, ale to nie fizyka kwantowa. Wiem co mógł zrobić, znam go od dzieciaka. Nie musisz go przede mną wybielać. 

— Nic mi nie zrobił. — Z jakiegoś nieznanego jej powodu poczuła wewnętrzną potrzebę bronienia go. Nie rozumiała, dlaczego. To ona była tutaj ofiarą, to ona powinna go oskarżać. 

— Teraz nie — wtrącił cicho Jongho, spuszczając wzrok na podłogę, jakby poddał się w swoich próbach braku ingerencji. — Znamy go dłużej od ciebie, wiemy, że byłby do tego zdolny. 

— Przestańcie, obaj — warknęła, przerzucając między nimi oczami. — Nie potrzebuje rad dotyczących mojego związku. Sama sobie z tym poradzę. 

— Jak długo, Soojin? — zapytał z naciskiem Mingi, krzyżując przed sobą ramiona, zapędzając ją w kozi róg samym swoim spojrzeniem. 

— Dlaczego w ogóle was to obchodzi? — prychnęła nagle, kręcąc głową w geście protestu uznania ich racji. — Nawet mnie nie lubicie. 

— Nie zrozum nas źle, to nie tak, że cię nie lubimy — wtrącił Jongho, sprawiając, że uniosła w zdziwieniu brwi. 

— Ale też nie powiedziałbym, że jakoś szczególnie kochamy — dokończył Mingi, paradoksalnie pozwalając jej odzyskać równowagę. Takich ich znała, z takimi mogła dyskutować. — Jesteś pierwszą dziewczyną, której Hong trzyma się tak długo, ale wiemy, jaki był względem swoich poprzednich, zanim je rzucał. Nie chcemy, żebyś też przez to przechodziła, bo wtedy atmosfera między nami może nie należeć do najprzyjemniejszych. Wooyoung i Yeosang za bardzo cię polubili, a to, co Joong jest w stanie ci zrobić, wywoła burzę pomiędzy nimi a resztą. A wszystko wskazuje na to, że zaczyna się tobą nudzić. 

— O to wam chodzi. — Gorzki uśmiech wypłynął na jej usta, gdy poskładała w całość wszystkie elementy układanki. — Nie chcecie, żeby cokolwiek między nim a mną wpłynęło na relację w waszej paczce. Teraz mówicie jak wy. 

— Głównie o to — przyznał Mingi ze wzruszeniem ramion, ale słysząc gniewne prychnięcie przyjaciela, przewrócił oczami. — Dobra, o to i o twoje dobro. Uwierz nam, kiedy mówimy, że powinnaś nad tym pomyśleć. Hong się zmienił od kiedy ze sobą jesteście, ale ta zmiana szybko zaczyna odwracać się na dawne tory jego osobowości. 

— Wiecie co? Dosyć usłyszałam. — Wyciągnęła obie dłonie, każdą w stronę jednego z nich, dając im do wiadomości, że mają skończyć. Pokręciła głową i odwróciła się na pięcie, ruszając w stronę drzwi. — Powiedzcie temu dupkowi, że czekam jutro w barze. Potem niech da mi spokój. 

Uciekła stamtąd zanim którykolwiek z nich zdążył zareagować. Jongho westchnął ciężko, gdy usłyszał trzask drzwi wejściowych. Odwrócił się do przyjaciela i posłał mu wymowne spojrzenie, zanim wychylił zawartość kieliszka, który przez cały ten czas trzymał w dłoni. 

— Musiałeś być tak bezpośredni? — Odstawił szkło na stolik i opadł na sofę, na której jeszcze kilka minut temu smacznie drzemał Mingi. 

— Lepiej, żeby wiedziała — burknął szatyn, sceptycznie przyglądając się pustej szklance. Jognho rzadko pił. — Dlaczego jej nie powiedziałeś? 

— Bo ma wystarczająco dużo kłopotów i bez tej wiedzy. 

— Ale gdyby wiedziała, może kopnęłaby tego palanta w dupę i zaczęła w końcu żyć. — Song zupełnie zignorował parsknięcie przyjaciela, wwiercając w niego zaciekawione spojrzenie. — Może i jest moim kumplem, ale wszyscy wiemy jak głęboko siedzi w tym bagnie i że długo już nie pociągnie. Miałaby jeden kłopot mniej. 

— A co, gdyby miała więcej obiekcji w zostawieniu go? — sparował Jongho. — Wiesz jaka jest. Stawia wszystkich przed sobą i pewnie próbowałaby go z tego wyciągać. A nikt go już z tego nie wyciągnie; narkotykowi są za blisko. To tylko kwestia czasu, kiedy i ty będziesz musiał ratować swoją palącą się dupę. Tak samo jak Sang. 

— Hej, obaj dobrze wiemy, że nic nam nie będzie — prychnął szatyn, zaraz marszcząc brwi w konsternacji. — Apropos, gdzie są Woo i Sang? 

Hwa, walczy dzisiaj na ringu z Changbinem.Choi uśmiechnął się blado, zaraz przeczesując nerwowo włosy. — Ci dwaj idioci pojechali mieć ich na oku. 

— Popierdoliło ich do reszty? — wyrzucił Mingi, z niedowierzaniem wpatrując się w niemrawą minę przyjaciela. — Czy Woo zdaje sobie sprawę, że w ogóle nie powinno go tam być? I to nie tylko ze względu na Seo? 

— Bardziej zastanawia mnie, czy on kiedykolwiek zacznie liczyć się z konsekwencjami swoich czynów.  — Przewrócił oczami, przypominając sobie, ile razy już Wooyoung zupełnie ignorował jego ostrzeżenia. Szczególnie, że tym razem był pewien o ich słuszności. — Jeśli Bang go przyuważy, będzie miał przesrane. 

Bang też tam jest? — Mingi uniósł brwi, by zaraz zacząć śmiać się cicho pod nosem, gdy Jongho skinął głową. — No to będzie syf. 


 

* 

 


Szła przed siebie zupełnie nie zważając na to, gdzie niosą ją nogi. Słowa chłopaków nieustannie brzęczały jej w głowie. Nie wierzyła im. Wiedzieli, co Hong wyprawia, kiedy tak znikał, mogła się o to założyć. Po prostu nie chcieli jej powiedzieć albo Hong im zabronił. Nie ważne, z której strony na to spojrzała, nie była w stanie opanować irytacji. Od kiedy zaczęła spotykać się z Kimem miał swoje mniejsze czy większe tajemnice, ale nigdy nie przeszkadzało mu to w znalezieniu dla niej wolnej chwili. Nigdy wcześniej nie zachowywał się tak agresywnie. 

Przed oczami znowu stanęła jej tamta sytuacja. Nadal nie potrafiła zrozumieć, jak mógł podnieść na nią rękę. Nie był święty, wiedziała o tym już od liceum, ale nigdy nie podejrzewała, że mógłby ją uderzyć, jakkolwiek skrzywdzić. Nie należał do najmilszych dzieciaków w szkole, lubił dogryzać innym, ale nigdy nie posunął się do fizycznej przemocy, a ją zawsze traktował z szacunkiem. Przynajmniej tak jej się wydawało. 

Po słowach Mingiego i Jongho już sama nie była pewna, czy kiedykolwiek tak naprawdę poznała Honga. Coraz bardziej wierzyła w ich ostrzeżenia, coraz częściej przypominała sobie subtelne uwagi Wooyounga i Yeosanga, gdy się poznali. Przestrzegali ją przed tym związkiem, ale ona była uparta. I zdesperowana. Hongjoong był pierwszym, który wyciągnął do niej rękę, był tym, dzięki któremu przestano ją gnębić w szkole. Wtedy postrzegała go jako anioła, teraz szukała przyczyn. Cały czas zastanawiała się, dlaczego inne dzieciaki tak bardzo się go bały, dlaczego zawsze o nich szeptano, dlaczego Hwa i Yunho patrzyli na nią z politowaniem, jakby cały czas chcieli jej powiedzieć, że Kim ją zostawi, że to tylko faza. Soojin zaczynała w to wierzyć. Co gorsza, zaczynała myśleć, że tak naprawdę wcale by jej to nie obeszło. Ostatnio dopadało ją przeświadczenie, że może są razem tylko i wyłącznie z przyzwyczajenia, z głupiego przywiązania, może z powodu ich cholernej upartości, a może z innej pokręconej przyczyny. Przerażało ją, gdy zauważała, że nie miała ochoty nawet na niego patrzeć. 

Czuła się winna temu, że woli spędzać czas w studiu z Binem, z drugiej strony powtarzając sobie, że Seo to tylko przyjaciel. Ale im dalej w las tym mniej prawdziwie to słowo brzmiało. Łapała się na tym, że porównywała z nim Honga i coraz częściej to brunet wygrywał te potyczki. Czuła się z nim bezpieczniej, lepiej. To tylko wzmagało jej wyrzuty sumienia. W momencie, w którym Binowi pozwalała się tłumaczyć, Hongowi stawiała ultimatum. Podskórnie wiedziała, że to powinno działać w drugą stronę. To Kimowi powinna dać się wytłumaczyć, porządnie przeprosić, obiecać, że nigdy więcej tego nie zrobi. Jednak coś w niej buntowało się przeciwko temu stwierdzeniu, nie pozwalało zapomnieć, jak białowłosy ją potraktował. Pokręciła głową, zmęczona natłokiem myśli. Sytuacja z Hongiem ją przerastała i fizycznie, i emocjonalnie. Musiała przestać o tym myśleć, chociaż do kolejnego dnia i zaczekać na jego ruch. 

Podświadomie zdawała sobie sprawę, że im więcej porównywała oboje, tym cieplejszymi uczuciami darzyła Changbina i coraz bardziej odpuszczała Honga. 

Zatrzymała się na skrzyżowaniu i rozejrzała, zdezorientowana stwierdzając, że instynktownie skierowała się w stronę bloku bruneta, w którym ostatnio spędzała niezliczone godziny, pracując nad projektem. Przygryzła wargę, z wahaniem spoglądając na godzinę na wyświetlaczu komórki. Było już grubo po dwudziestej pierwszej, ale potrzebowała towarzystwa, a nawet nie miała pojęcia, gdzie są Woo i Sang, o Yumiko nie wspominając. Znajomość z tą dziewczyną była za świeża, żeby obarczać ją swoją osobą, gdy byłą w takim stanie. 

Po chwili wewnętrznej bitwy przeszła przez ulicę i weszła do środka, kroki automatycznie kierując do studia na parterze. Jednak, gdy szarpnęła klamkę mieszkania, drzwi okazały się zamknięte. Wiedziała, że to oznaczało, że nikogo tam nie ma. Bin zdążył ją uświadomić, że nigdy nie zamykali drzwi, jeśli byli w środku. Ten fakt uświadomił ją, że nawet nie wzięła pod uwagę, że chłopaka może tam nie być. Zaklęła pod nosem, zanim zawróciła i po kolejnej chwili zawahania zaczęła wspinać się po schodach na trzecie piętro, gdzie stanęła naprzeciwko trzech par drzwi. Szybko zlokalizowała na jednych tabliczkę z napisem Seo. Zapukała zanim zdążyła pomyśleć, że w środku mogła być jego matka, ale gdy to sobie uświadomiła było już za późno. Odczekała chwilę zanim zapukała ponownie, tym razem mocniej. Znowu nic. 

Jęknęła zniechęcona i zwiesiła głowę, chcąc już zawracać, żeby dalej snuć się po mieście, byle tylko wsród ludzi. Zatrzymała się jednak na szczycie schodów i obejrzała ponownie na drzwi mieszkania chłopaka. Jeśli był w pracy musiał niedługo wracać. Tak samo, jeśli wylądował na treningu. Wiedziała, że miał następnego dnia zmianę, więc musiał wrócić na noc do domu. W jednej chwili odwróciła się na piecie i usiadła na stopniach prowadzących na kolejne piętro, zaraz obok jego mieszkania. Równie dobrze mogła na niego poczekać. 

 


* 


 

Sala wrzała w atmosferze wyczekiwania pierwszego ciosu. Zapalono świtała nad ringiem, na którym już krążył arbiter, cierpliwie czekający na zawodników. Seonghwa wdrapał się na platformę pierwszy, szczerząc zęby w pewnym siebie uśmieszku. Przeskakiwał z nogi na nogę, gdy starszy mężczyzna podawał informację na jego temat. Changbin parsknął, rozbawiony tym jak bardzo te walki próbowały naśladować te czysto profesjonalne, nawet jeśli prano przez nie niewyobrażalną ilość brudnej kasy. 

— Nie daj się sprowokować — mruknął mu Minho na odchodne, zanim klepnął go w plecy i przeszedł za przeznaczony im róg. 

Bin przewrócił oczami zanim ściągnął koszulkę przez głowę i rzucił ją w kierunku Jisunga, uważnie obserwującego Yunho i Honga stojących po przeciwnej stronie ringu. Nawet nie spojrzał na złapany materiał, zupełnie przyzwyczajony do roli wieszaka. Seo po raz kolejny parsknął. Han czasami za poważnie podchodził do swoich zadań, nie ważne jak głupie bywały. 

Strząsnął dłońmi zanim sam spiął potężne mięsnie ramion i podciągnął się na ring. Gdy stanął prosto uderzył w niego szum tłumu, rozentuzjazmowanego przed rozpoczęciem imprezy. Chłodne powietrze uderzyło w jego nagi tors, wywołując dreszcze na całym ciele, przez co instynktownie potarł tatuaż smoka, wijący się na jego piersi. Zaraz jednak odzyskał rezon i zaczął podskakiwać w miejscu, czekając aż arbiter skończy go przedstawiać, jednocześnie zupełnie ignorując rzucane mu przez Parka spojrzenia. Postanowił, że będzie to robił tak długo, jak tylko da radę. Nie mógł zostać zdyskwalifikowany jeszcze przed walką. Nie byłby w stanie wytłumaczyć się adrenaliną, gdyby się na niego rzucił. 

Zaczekał aż arbiter upewni się, że jego przeciwnik jest gotowy, zanim sam skinął mu głową. Mężczyzna nakazał im zbliżyć się, zatrzymując ich przedramionami w odległości pół metra. Changbin nawet go nie słuchał. Instynktownie zderzył się rękawicami z Seonghwą, tylko i wyłącznie z przymusu zasad, nie spuszczając wzroku z jego chłodnych, ciemnych oczu. Na znak sędziego cofnął się o trzy kroki. 

Z twarzy Parka nie schodził kpiący uśmieszek. Bez skrępowania zlustrował niższego od siebie Seo, wywołując reakcję łańcuchową u przeciwnika. Bin przyjrzał się uważnie jego umięśnionym ramionom, pokrytym tuszem od góry do samego nadgarstka. Dostrzegł nawet kilka drobniejszych tatuaży na dłoniach szatyna. Wyrzeźbiona klatka piersiowa unosiła się w rytm spokojnych oddechów, sprawiając, że czarny tusz w tym miejscu zdawał się nadawać życia wytatuowanemu nań rogatemu baranowi. Park był od niego wyższy i najwyraźniej mógł pochwalić się świetną formą, ale Changbin wiedział, że góruje nad nim wagowo. Miał szansę wygrać z nim na siłę ciosów i zamierzał w pełni to wykorzystać. 

Na dźwięk sygnału startowego arbiter się wycofał, dając im pole do potyczki. Zaczęli krążyć po ringu, obaj niechętni do wykonania pierwszego ciosu. Bin uważnie obserwował ruchy przeciwnika, jego pracę nóg, ułożenie ramion. Z Parkiem walczył zaledwie raz i przez to nie potrafił określić jego stylu czy nawyków. Nie był w stanie przewidzieć konkretnych reakcji i ruchów. Zamiast tego postanowił skupić się na tym jak przeciwnik stawiał stopy i na czym skupiał swój wzrok. 

Pierwszy cios nadszedł piekielnie szybko. Ledwie zdążył się zasłonić, już zbijał kolejne uderzenie. Cofnął się o krok i zaparł, zbijając sierpowy. Wykorzystał lukę w obronie i sam naparł, wyprowadzając serię ciosów. Park osłonił się przed wszystkimi i odskoczył, ponownie zaczynając ich mały taniec wokół ringu. Chyba po raz pierwszy tego dnia Changbin był skory powiedzieć, że Seonghwa był poważny. Z jego twarzy zniknęła kpina, brwi miał zmarszczone w kompletnym skupieniu, a jego bystre oczy dokładnie śledziły ruchy bruneta. Seo nie przypuszczał, że chłopak potraktuje tę walkę poważnie, że będzie grał fair, jednak ten przez całą rundę zachowywał się przepisowo. Ba, słowem się nie odezwał, mimo że to właśnie one były jego ulubionym atakiem. Nie podobało mu się to. Przyprawiało o złe przeczucia, ale nie mógł się rozpraszać na tyle, żeby poważnie to przemyśleć. 

W kolejnych trzech starciach w milczeniu wymieniali serię ciosów, z których żaden nie trafił celu. Gdy zabrzmiał sygnał kończący rundę, Changbin był nieco zdezorientowany rozwojem wypadków, jednak spokojnie zszedł do narożnika, gdzie z butelką wody i ręcznikiem czekał na niego Minho. 

— Spokojnie — burknął blondyn, podejrzliwie spoglądając na Yunho, który wskoczył na ring po stronie Parka. 

— Za spokojnie. — Bin wypił na raz pół butelki i przetarł twarz szarym materiałem, zaraz odrzucając do tyłu mokre, czarne kosmyki. — Cała rundę grał przepisowo. Coś jest na rzeczy. 

— Uważaj na niego. — Lee rozejrzał się po sali, w celu odnalezienia Chana. Bang znajdował się zaledwie kilka metrów od nich. Uniósł dłoń chcąc, żeby blondyn szybciej go zobaczył. Wymienili chłodne spojrzenia i skinęli delikatnie głowami, zanim Minho znów zwrócił uwagę na Seo. 

— Wkurwiłeś go — mruknął brunet, unosząc jedną brew w górę. 

— Nieważne. — Blondyn machnął ręką i odebrał od niego ręcznik, rzucając ostatnie spojrzenie nad ramieniem przyjaciela. — Zostaw moje relacje z tym palantem na później i skup się na walce. Coś mi tu śmierdzi. 

Changbin przewrócił oczami, ale skinął głową na zgodę i odwrócił się w stronę arbitra na chwilę przed sygnałem rozpoczęcia drugiej rundy. 

Gdy zbliżył się do Parka, poczuł, że coś się zmieniło. W jego oczach zauważył szelmowski błysk, a na twarz szatyna wrócił kpiący uśmieszek. Wydawał się być dziwnie zadowolony i to był pierwszy sygnał świadczący o tym, że Seo stracił czujność. Naparł na Hwę prawym prostym, zaraz dobijając lewym sierpowym — oba ciosy napotkały gardę. Mimo to nacierał dalej, zmuszając szatyna do systematycznego cofania się, nie dając mu szans na wystosowanie własnego ataku, zupełnie spychając go do obrony. Seonghwa jednak nadal szczerzył się od ucha do ucha, zupełnie nie robiąc sobie nic z przegrywanego pojedynku. W tym momencie Changbin zrozumiał, że to był drugi i ostatni sygnał do odwrotu. Nie zdążył. 

— Jak tam tatuś Seo? — zapytał nagle szatyn, w końcu odpychając Bina w tył. — Słyszałem, że ostatnio kręcił się po okolicy. 

— Nie twój interes — warknął, zbijając prawy prosty i unikając lewego. 

— No nie bądź taki. Ze starym kumplem nie porozmawiasz? — Kolejne dwa ciosy natrafiły na mocną osłonę, wybijając go z rytmu, przez co Bin wyprowadził własny cios od dołu, którego Park ledwie uniknął. — Twoja siostra lubiła ze mną rozmawiać. 

— Zamknij się. — Dźwięk, który się z niego wydobył mógł zmrozić krew w żyłach. Spojrzenie wyostrzyło się, a ciosy, które Park przyjmował na przedramiona zyskały na sile. 

— Dlaczego miałbym? — Wyrzucił przez zaciśnięte zęby, zafascynowany furią, którą zobaczył w oczach Bina. — Chaesun uwielbiała mój głos. 

— Zamknij. —  Prawy prosty. 

Garda. 

— Gębę. —  Prawy sierpowy. 

Odskok. 

— Park! — Lewy prosty ominął gardę szatyna. 

Bin poczuł wibrację uderzenia, rozchodzącą wzdłuż ramienia. Głowa Seonghwy odskoczyła w tył, ciągnąc za sobą resztę ciała. Szatyn zachwiał się na nogach, ledwie utrzymując równowagę. Bin zaczekał cierpliwie aż ten dojdzie do siebie, próbując z całych sił pohamować obezwładniającą go furię. Gdzieś na obrzeżach jego umysłu błądziła jeszcze myśl o zachowaniu zasad fair play i pieniądzach, które miał dostać po tych kwalifikacjach, jednak czerwona mgiełka coraz gęściej przesłaniała mu wzrok. Park nie miał prawa mówić o jego siostrze, nie miał prawa brudzić jej imienia własnymi ustami. Nie miał prawa o niej choćby pomyśleć. Nie po tym co jej zrobił. Co oni jej zrobili. 

— Ale wiesz co, Seo? — Seonghwa wyszczerzył się szeroko, uginając lekko kolana, gotując się na przyjęcie całego impetu ataku. — Szkoda, że Hong nie pozwolił mi się z nią wtedy zabawić. 

Mgła zasnuła jego umysł na dobre. Wystrzelił do przodu i wpadł w Parka przewracając go na deski. Zaczęli się szarpać — Hwa próbował zepchnąć go z siebie, podczas gdy Bin zaciekle okładał go po każdym skrawku ciała, który był w stanie dosięgnąć.  

— Nie masz. Prawa. Wspominać. Jej imienia. Skurwielu — charczał Seo między kolejnymi uderzeniami, kompletnie tracąc rozeznanie w tym, co działo się wokół nich. 

Nagle jedynym celem jaki potrafił obrać było zadawanie ciosu za ciosem, okaleczenie każdego skrawka ciała znajdującego się pod nim. Zamordowanie Parka choćby w tamym miejscu i w tamtej chwili. 

Arbiter szybko zorientował się w sytuacji i podbiegł do nich, próbując odciągnął Seo od swojej ofiary, ale ten wpadł w trans furii. Nieświadomie wpakował łokieć w twarz starszego mężczyzny, który zatoczył się niebezpiecznie do tyłu i zatrzymał na linach, zawieszonych wokół ringu. W tym momencie, jakby znikąd, wyrósł Minho wrzeszczący z całych sił na Hana, który już wdrapywał się na podest. Próbowali doskoczyć do szarpiących się, ale nie byli w stanie stabilnie uchwycić żadnego z nich. 

— Cholera jasna, musimy ich rozdzielić! — krzyknął Han, desperacko próbując szarpnąć ramieniem zaślepionego adrenaliną przyjaciela. 

— A myślisz, że co ja próbuję zrobić! — Minho zakleszczył ramiona wokół drugiej ręki bruneta, jednak ten pociągnął ją mocno, chcąc zadać Parkowi kolejny cios, przez co blondyn stracił równowagę i padł na deski. — Kurwa! 

Jisung z drogi! 

Nagle na ring wskoczył Bang i z rozpędu wpadł w siedzącego na szatynie Seo, chwilę po tym, jak Hanowi udało się uskoczyć na bok. Przekoziołkowali na drugi kraniec platformy, gdzie niemal natychmiast doskoczył do nich Minho i pomógł unieruchomić rozszalałego bruneta. Han widząc, że przyjaciel nadal się szarpie rzucił się do pomocy, zupełnie ignorując podnoszącego się na nogi Parka. Z braku lepszych pomysłów usiadł na Binie, dodatkowo utrudniając mu jakiekolwiek ruchy. 

— Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak głośno wtedy krzyczała — prychnął Seonghwa, spluwając krwią na parkiet. Podniósł się chwiejnie na nogi z rozbawieniem spoglądając na szarpiącą się trójkę. — Jak bardzo walczyła, jak... 

— Przymknij się do chuja. — Znikąd pojawiło się ramię, które owinęło się wokół jego szyi i przydusiło, zmuszając do milczenia. Park poczuł uderzenie w kolano od tyłu i mimowolnie poleciał w dół, zaraz zostając przygwożdżonym do podłogi przed dwie pary rąk. — Dosyć już powiedziałeś. 

Chwilę po Chanie na podwyższenie wskoczył Wooyoung, za którym podążył Yeosang. Wspólnie unieruchomili Hwę, który mimo nienawistnego spojrzenia zamilkł i potulnie rozluźnił się na podłodze, mamrocząc pod nosem przekleństwa, jednak Woo nie zwracał na to uwagi. 

Jego wzrok skupił się na śmiertelnym spojrzeniu, które rzucił mu Bang. Wiedział, że czekały go kłopoty. 

— Co ty tutaj robisz? — warknął blondyn, dalej siłując się ze słabnącym brunetem. Changbina zawsze trudno było okiełznać w złości, ale Chris ledwo zauważał jego próby oswobodzenia się, całą uwagę skupiając na nowo przybyłych. 

— Próbuje pomoc — sparował Jung podtrzymując Parka za jedno ramię, gdy we trójkę z Kangiem  wstawali z podłogi. — Zupełnie tak, jak ty. 

Mierzyli się przez moment spojrzeniami, zanim Bang prychnął pod nosem, mrużąc powieki. 

— Spadajcie stad — burknął jedynie i skupił się na przyjacielu, nawet nie rejestrując momentu, w który niemalże znieśli poobijanego Parka na dół. — A ty się opanuj! 

Potrząsnął brunetem, zupełnie ignorując podejrzliwe spojrzenia Hana i Minho. Changbin był ważniejszy i na ich szczęście odzyskiwał kontrolę. Gdy w końcu przestał wierzgać i zażądał, żeby go puścili, Minho odetchnął z ulgą i skupił uwagę na Hanie. 

— Sprawdź, czy arbiter jest cały i ogarnij sytuację z sędziami. — Han skinął głową i po chwili przepadł w tłumie. Gdy stanęli na nogach Lee popchnął Bina w stronę krawędzi platformy. — A ty wypierdalaj na zaplecze. I to, kurwa, już! 

Seungmin już stał przy przejściu dla pracowników. Zaraz za nim chowała się Maya, która mimo chęci nie ruszyła choćby jednym mięśniem, żeby zbliżyć się do rozjuszonego Minho. Chłopak musiał najpierw opanować sytuację. Poza tym spojrzenie, jakie rzucił jej Chan, gdy weszli za nimi do małego pokoju pracowniczego, sprawiło, że poczuła się mała niczym ziarenko piasku. 

— Jestem Ma... — zdążyła z siebie wydusić, zanim Chris spiorunował ją wzrokiem. 

— Wiem kim jesteś. 

— Czy ciebie już do reszty popierdoliło?! — Ich krótka interakcja umknęła uwadze Minho, który szarpnął niepokojąco spokojnym brunetem. 

Minho, uspokój się... 

— Nie, Bang! Nie uspokoję się — warknął, odwracając głowę w jego kierunku. — Ten idiota mógł narobić sobie właśnie ogromnych problemów. 

— Mówisz tak, jakbyś sam potrafił lepiej nad sobą panować — sparował blondyn, znacząco spoglądając na dziewczynę. 

Maya zapowietrzyła się, gdy cała uwaga pomieszczenia nagle skupiła się na niej. Changbin poderwał głowę, którą dotychczas trzymał spuszczoną i skupił morderczy wzrok na przyjacielu. Minho zacisnął rękę w pięść i postawił krok w stronę Chana, jednak w tamtym momencie Kim zastąpił mu drogę. Blokując widok pozostałej trójce, sam spiorunował Banga wzrokiem. 

— Ty, wynocha — wskazał na drzwi, zupełnie ignorując zaskoczenie na twarzy blondyna. — Nie potrzebujemy tu twojego marudzenia. No już. 

— Jaja sobie robisz. — Chris przekrzywił głowę i wpatrywał się z niedowierzaniem w młodszego chłopaka. 

— Wypad, Chan, ja nie żartuję — powtórzył szatyn i postąpił krok do przodu. — Nie potrzebujemy dwóch burd w tak krótkim czasie, a o to właśnie się prosisz. Jeszcze jeden taki komentarz, a zejdę tym dwóm z drogi. — Kiwnął w tył głową, czekając aż Bang przerzuci między nimi spojrzeniem. Gdy znów skupił je na Kimie, ten postąpił kolejny krok do przodu, łapiąc go za ramię. — No już. Sprawdzimy czy Han poradził sobie z sytuacją. 

Bang jeszcze przez kilka krótkich chwil wpatrywał się w młodszego przyjaciela z niedowierzaniem, po czym przerzucił wzrok na stojących za nim Lino i Changbina. Widząc ich morderczy wzrok oraz nagły spokój, zmrużył powieki wyczuwając furię kotłującą się za ich postawą. Zmierzył blondynkę spojrzeniem tak stalowym, że Maya wzdrygnęła się czując dreszcze przebiegające po plecach i instynktownie cofnęła o krok – bliżej Lee. Chan w końcu prychnął i odwrócił się na pięcie wyszarpując ramię z uścisku Seungmina, niemal trzaskając drewnianym skrzydłem o ścianę, gdy z rozmachem otworzył drzwi. 

— Jak sobie chcecie — warknął na odchodne, ledwie oglądając się na podążającego za nim szatyna. 

Kim odwrócił się jeszcze, żeby posłać dziewczynie pokrzepiający uśmiech, zanim ponownie złapał Banga za ramię i niezbyt delikatnym szarpnięciem pociągnął go w stronę baru. Maya uniosła brwi i spojrzała pytająco na Lee, który prychnął pod nosem i przetarł dłonią twarz, zanim pokręcił głową z podziwem. 

— Wiedziałem, że ten gówniarz ma na niego sposoby, ale nie wiedziałem, że tak skutecznie może nad nim zapanować. — Obserwował, jak Kim nalewa bursztynowego płynu do szklanki, zanim widok przesłonił mu wchodzący do pomieszczenia Han. 

— Dlaczego Chan pije whisky na barze? — zapytał chłopak na wstępie, zanim jego wzrok wylądował na nieznajomej twarzy. — Kim jesteś? 

— Maya. — Skinęła głową w geście przywitania. Jisung patrzył przez moment ze zdezorientowaniem kotłującym się w jego ciemnych w oczach, które nagle wypełniło zrozumienie i zaraz ponowna konsternacja. 

Jisung — mruknął nieobecnie, zanim otrząsnął się z biegu własnych myśli i skupił wzrok na dwójce przyjaciół. — Masz, cholera jasna, ogromne szczęście. Arbiter słyszał, co ten chuj mówił i przekazał sędziom, że zostałeś sprowokowany w nieprzepisowy sposób. Znaczy... Możliwe, że trochę mu w tym pomogłem, ale nie to jest ważne. Nie wiem na jakiej zasadzie to działa, ale ważne jest to, że zdyskwalifikowali tylko Parka. 

— Nie wierzę — warknął nagle Minho i uderzył pięścią w ramię nadal stojącego obok bruneta. — Nie wierzę, kurwa, w twoje jebane szczęście, idioto. To się w ogóle nie powinno stać, a jeszcze ci się, kurwa, upiecze na sucho. Ale głupi ma zawsze szczęście, prawda? 

— Daj sobie spokój, Minho. — Bin obserwował blondyna zaciskając z uporem zęby - byle nie palnąć czegoś głupiego w złości. 

Dawno nie widział blondyna tak zdenerwowanego i zdawał sobie sprawę, że to on zawalił na całej linii, ale to wcale nie zmniejszało furii, która kompletnie opanowała jego zmysły. Furii, która domagała się ujścia, kotłując się pod jego skórą, cały czas przypominając mu słowa i uśmiech Parka. Nie potrafił teraz przejmować się kwalifikacjami ani zdenerwowanym Minho. Chciał po prostu stamtąd wyjść, znaleźć tego skurwiela i zatłuc gołymi rękami. Ni mniej, ni więcej. 

— Nie! Nie uspokoję się! — Podniósł głos, po raz kolejny uderzając Seo w ramię. — Ostrzegałem cię! Han i Bang zresztą też! Wszyscy cię, kurwa, ostrzegali! Miałeś jedno cholerne zadania i zjebałeś je po całości! Wiesz jak to się mogło skończyć?! Zdajesz sobie sprawę z konsekwencji?! Kłopotów, których mogłeś sobie narobić?! 

Maya obserwowała z niepokojem, jak Minho wbija boleśnie palce w ramie Bina, więżąc go w miejscu i dając ponieść się emocjom. Może nie przerażałoby jej to tak bardzo, gdyby nie dostrzegła chłodu bijącego z oczu bruneta, jego zaciśniętych dłoni, napiętych mięśni. Wiedziała, że jeśli Minho za moment się nie uspokoi, Changbin się odpali, a wtedy już nikt ich nie rozdzieli – nie kiedy Bang zapijał własną urazę i wściekłość, a tutaj została tylko ona z Jisungiem. Raz byłą świadkiem ich potyczki i nigdy więcej nie chciała widzieć tego na oczy. W jednej chwili podjęła decyzję, by w drugiej wcisnąć się między chłopaków, rozpychając ich w dwie różne strony i złapała w dłonie twarz blondyna zmuszając go do skupienia wzroku na niej i tylko na niej. 

— Hej, hej, spójrz na mnie — powiedziała stanowczo, czując na sobie również wzrok Bina i Hana, ale nie mogła się tym teraz przejmować. — Tylko na mnie, słońce. 

Lino z trudem oderwał wzrok od stojącego za nią chłopaka i skupił na niej całą swoją uwagę. Nagle jego oczy zmiękły, mimo nadal czającej się w nich furii. Jakby nagle wrócił na ziemię. 

— Właśnie tak — mruknęła dziewczyna, głaszcząc delikatnie jego policzki. — Tylko na mnie, Min. Wszystko jest w porządku. Nic się nie dzieje, wszystko już jest pod kontrolą. Nikt nie ucierpiał i nikt już nie ucierpi. Już wszystko gra, słońce. 

Minho wpatrywał się w dziewczynę, niezdecydowany co powinien zrobić. Jej łagodny, spokojny głos pomógł mu wyciszyć umysł i ściana, z którą zderzyły się słowa Hana zaczęła powoli znikać, a on zamiast tylko je usłyszeć, zaczął je przyswajać. Powoli docierało do niego, że nic nikomu się nie stało, a Jisung jakimś cudem opanował sytuację, jedynie podszeptując coś sędziom. A on zamiast wydzierać się na wszystkich wokół, powinien mu podziękować. Wypuścił powietrze przez nos i zamknął oczy, pochylając lekko głowę, tak by oprzeć ją na czubku głowy dziewczyny. 

Maya niemal upadła z ulgi, gdy poczuła jak chłopak się rozluźnia i oplata ją ramionami w tali, jak zwykle szukając w niej ukojenia i spokoju. Wypuściła delikatnie z uścisku jego twarz i sama objęła go ramionami, czując się o wiele pewniej, gdy miała jako taką pewność, że nigdzie się stamtąd nie ruszy. Wtuliła się w niego z uśmiechem reagując na uczucie delikatnych ust na swoim czole. 

Jisung — odezwał się już dużo bardziej stonowanym głosem. Uniósł głowę i spojrzał na przyjaciela, zupełnie zbaraniałego, wpatrującego się w parę przed nim. — Weź, proszę, zaprzęgnij tego dupka, zachlewającego się przy barze i zadbajcie o to, żeby ten idiota dotarł do domu w jednym kawałku, nie próbując zabić kogoś po drodze. 

Jedynym, na co było w tamtej chwili stać Hana, było tępe skinięcie głową. Nie potrafił przetworzyć tego, jak szybko ta dziewczyna zdążyła uspokoić blondyna i ustabilizować sytuację. Musiał przyznać, że była odważna. Sam w życiu nie spróbowałby wejść między nich w takim momencie, a jej wystarczyła chwila napięcia, żeby wkroczyć i ich rozdzielić. Nie miał pojęcia, co o tym sądzić. Wiedział kim jest, jakżeby miał zapomnieć. Nie znaczyło to jednak, że miał zamiar jakkolwiek komentować jej obecność tutaj. Jeszcze nie teraz. Miał co do niej mieszane uczucia – w przeciwieństwie do Banga o nic jej nie obwiniał, ale też była dla niego kompletnie obcą osobą, którą poznał w niezbyt przyjemnej sytuacji. Jego wewnętrzny konflikt musiał jednak poczekać. Teraz powinien zając się Changbinem i to właśnie zamierzał zrobić. 

— Nie musisz załatwiać mi nianiek, do jasnej... 

— Naprawdę nie muszę?! — Minho przerwał protestującemu Binowi, piorunując go wzrokiem. — Popuściłem ci ostatnio smyczy i jak to się według ciebie skończyło? Przestań sprawiać dzisiaj wszystkim problemy i daj się im grzecznie odprowadzić do domu. 

Seo ponownie zacisnął dłonie w pięści, chcąc kontynuować tę kłótnię, ale w ostatniej chwili zrezygnował. Musiał wydostać się z tego baru, zostawić Minho i cały ten bajzel za sobą. Odetchnąć w spokoju. Lee, nawet jeśli Bin nie chciał powiedzieć tego na głos, miał rację. Dosyć problemów zdążył narobić tego wieczora. 

Minho obserwował, jak brunet nagle traci cały zapał do walki i rezygnuje odwracając się od nich i wychodząc bez słowa z pomieszczenia. Zaraz zanim podążył Jisung, który na odchodnym machnął na nich niedbale ręką i zamknął drzwi, zostawiając go samego z May. 

Przez chwilę żadne z nich się nie poruszyło, nie powiedziało nawet jednego słowa. Lee nadal więził dziewczynę w objęciach, głęboko oddychając. Nie chciała mu przerywać, wiedziała, że sam musiał teraz ochłonąć. Na szczęście, nie musiała czekać długo, zanim chłopak bez słowa ją puścił, tylko po to, żeby zaraz pociągnąć delikatnie za rękę i usadowić się wygodnie na kanapie z nią na kolanach. Wtulił twarz w jej ramię i na powrót otoczył rękami, przyciągając ją jak najbliżej. 

— Przepraszam — mruknął cicho. — Po prostu... przepraszam. 

— Co takiego, słońce, możesz mi powiedzieć. — Przeczesała delikatnie blond kosmyki, czekając aż zbierze się w sobie, żeby na nią spojrzeć. 

— Po prostu przypomniało mi się... — przerwał, po chwili niepewnie podnosząc głowę, żeby spojrzeć w jasne oczy May. — Przypomniało mi się, kiedy sam byłem w jego sytuacji. Przypomniała mi się tamta walka, ten facet... Przez chwilę przestraszyłem się, że on... 

— Hej, wstrzymaj konie — weszła mu w słowo, doskonale wiedząc, do czego to zmierza. — Min, nie powinieneś się do niego porównywać. Kiedy to się stało ty nie miałeś obok siebie nikogo, kto byłby w stanie cię zatrzymać. Bin ma ciebie i jestem pewna, że nic mu nie będzie, nie kiedy ty go pilnujesz. — Uparcie utrzymywała kontakt wzrokowy, błądząc spojrzeniem między jego oczami, szukając potwierdzenia, że to rozumie, że wie, jak wielkim punktem zwrotnym w życiu przyjaciela był. Nawet ona to widziała. — Musisz zacząć w końcu się doceniać, słońce, bo jesteś dla niego wielką podporą. Jedyną osobą, która wie o nim dosłownie wszystko i jest w stanie zapanować nad nim w momentach takich jak ten. Nie musisz się o niego bać, musisz w niego uwierzyć. W niego i w siebie. 

— Przecież to Chan go unieruchomił — zaprotestował, ale blondynka już kiwała przecząco głową. 

— Tylko fizycznie. — Przekrzywiła głowę, zdziwiona, że tak bardzo potrafił wypierać rzeczywistość, nawet jeśli miała miejsce kilka chwil temu. — Bin odpuścił dopiero tutaj, chwilę przed wyjściem. Wtedy, kiedy kazałeś mu się uspokoić. Nie wmówisz mi, że tego nie zauważyłeś. 

Minho wpatrywał się w dziewczynę zupełnie zbity z tropu. Czasami zapominał jak spostrzegawcza i uparta potrafiła być. Jak celnie oceniała sytuację i jaką inteligencją potrafiła się wykazać, gdy sytuacja tego wymagała. Wiedział, że miała rację, starał się, żeby miała. Na swój pokręcony sposób troszczył się o Bina i mimo wiedzy, że to nie do niego chłopak zadzwoni w pierwszej kolejności, kiedy przyjdzie mu zmagać się z demonami przeszłości, wiedział, że tak naprawdę to jemu Bin ufał najbardziej i z tymi najgorszymi problemami zawsze przychodził do niego. Zupełnie tak, jak Minho nauczył się przychodzić ze swoimi do Bina. 

Changbin, nawet jeśli tego nie zauważał, był jego największą, zaraz po Mayi, podporą. Psychiczną, a czasami i fizyczną. To on pokazał mu, że wytrwałość się opłaca, że z najgorszych kłopotów istnieje wyjście, nawet jeśli wąskie i zanikające. Seo był dla niego przykładem ogromnej siły, której sam w sobie nie zauważał. Jednak Minho ją widział i podziwiał. Nie mógł nadziwić temu, że ten chłopak, tak sponiewierany przez życie, nadal stał prosto, z podniesioną głową. Nadal potrafił zaufać, nadal stawiał czoła przeciwnościom, nawet jeśli nie zdołał do końca uwolnić się od przeszłości, która niczym cień stawiała krok w krok za nim, paskudnie szczerząc kły. On nadal stał i Minho mógł przysiąc, że nigdy nie upadnie. Nie potrafił sobie tego po prostu wyobrazić. 

Dlatego musiał przyznać Mayi rację. Skoro wzajemnie się pilnowali, nie było możliwości, żeby historia zatoczyła koło. Na to byli już zbyt daleko przed nią. 

— Kocham cię, słońce, wiesz? — Uśmiech rozświetlił mu twarz, gdy dostrzegł na twarzy dziewczyny delikatny rumieniec. Jej oczy były roześmiane – zupełne przeciwieństwo zmartwienia, które jeszcze chwilę temu chmurzyło ten piękny, nieokreślony kolor. 

— Wiem — puściła mu oczko i skradła całusa, zanim spróbowała wstać z jego kolan, jednak chłopak przytrzymał ją w miejscu. 

— Nie tak szybko. Teraz powiesz mi, co takiego zaszło z tym gówniarzem. — Uniósł pytająco brew, gdy parsknęła śmiechem. — Co cię tak bawi? To nienaturalne dla niego, że był dla ciebie miły. Zazwyczaj, nawet jeśli kogoś polubi, jest strasznym gburem. 

— No to jestem wyjątkowo. — Blondynka wytknęła język i wzruszyła ramionami. — Nie wiem, co mam ci powiedzieć Min, serio. Sama jeszcze do końca tego nie ogarniam, ale jestem pewna, że jest po naszej stronie. Powiedział, że wie “dzięki komu stanąłeś na nogi” — pokazała cudzysłów palcami. — Poza tym powitał mnie w rodzinie. Po tym, jak zajął się Bangiem, jestem skłonna mu zaufać. 

— Mogłem się domyślić — prychnął, mimowolnie gładząc dziewczęce plecy. — Zawsze był z nas wszystkich najmądrzejszy, zauważał więcej, szybciej. Mogłem przewidzieć, że zrozumie na długo przed resztą. — Pokręcił głową na wspomnienie uśmiechu przyjaciela, który posłał Mayi niespełna dziesięć minut wcześniej. — Nie ważne. Ważne, że mamy go po swojej stronie. 

— Tak jak Bina — przypomniała, uśmiechając się ciepło na widok figlarnych ogników w jego brązowych oczach. 

— Jeszcze pięciu. — Zastanowił się przez chwilę, po czym wyszczerzył. — No, może czterech. Han wyglądał, jakby miał zamiar zaakceptować tę sytuację bez dyskusji. 

— W przeciwieństwie do Chana. — Mina jej zrzedła, gdy przypomniała sobie blondyna o stalowym spojrzeniu. Chłód, który z niego bił, przeniknął ją do kości. 

— Nie przejmuj się nim na razie, słońce. — Ujął delikatnie dziewczęcą twarz i pogłaskał ją po policzku. — Poradzę sobie z nim. Potrzebuje tylko trochę czasu. 

Miał tylko nadzieję, że to trochę nie zamieni się w wieczność, a Chris przełknie urazę, której trzymał się już tyle czasu. Ją i wszystkie kłamstwa, jakimi Minho zdążył go nakarmić przez ostatnie dwa lata. 

 


* 


7 listopada 2019, 00:23 

 

Han zaparkował jeepem Chana pod blokiem Changbina, nerwowo spoglądając na siedzącego obok blondyna. Bang nie uraczył żadnego z nich spojrzeniem od kiedy wpakowali się do jego auta po sprzeczce z Jisungiem. Chris próbował zarzekać się, że jest w stanie prowadzić, jednocześnie delikatnie chwiejąc się w przód i w tył. Szatyn tylko cudem odebrał mu kluczyki i z pomocą Seo usadził go na siedzeniu pasażera. 

Bin podskórnie czuł, że Chan, nawet po kilku szklankach trunku, musiał domyślać się jego spółki z Minho i miał mu to za złe, ale wewnętrzne poczucie obowiązku kazało mu odstawić chłopaka do domu, tylko po to, żeby mieć pewność, że nie narobi więcej problemów. Changbin nie zamierzał w tamtej chwili przejmować się jego fochami. Był zmęczony i potrzebował prysznica. Adrenalina zdążyła kompletnie z niego zejść podczas tej milczącej wędrówki do domu, przez co coraz dotkliwiej dawały mu się we znaki wszystkie siniaki, którymi zdołał obdarować go Park. Pocieszała go jedynie perspektywa o wiele bardziej uszkodzonej twarzy Seonghwy. 

Pożegnał się cicho z przyjaciółmi i wyskoczył z auta, nawet nie oglądając się za siebie, gdy drzwi klatki zatrzasnęły się za nim. Ledwie zarejestrował dźwięk oddalającego się silnika, gdy powoli, stopień za stopniem, zaczął mozolną wędrówkę na trzecie piętro. Z ulgą przyjął świadomość, że jego matka miała długą, nocną zmianę, przez co nie musiała oglądać tej kupki nieszczęścia, która powoli wtoczyła się na górę. Brzęk kluczy, które wypadły mu z ręki skutecznie odwrócił jego uwagę od sylwetki dziewczyny, która na nagły dźwięk poderwała raptownie głowę. Seo zastygł w bezruchu, powoli unosząc wzrok na siedzącą na schodach obok blondynkę. 

— Bin? — wychrypiała, sprawiając, że rozszerzył w szoku powieki, wpatrując się w nią z niedowierzaniem. Mrok, jaki wokół nich panował nie pozwalał mu zobaczyć zbyt wiele, ale to na pewno była ona. 

Soojin? — zreflektował się i zmusił do wyprostowania pleców, zaraz po tym, jak pochwycił upuszczoną własność — Co ty tu robisz o tej godzinie? 

— Ja... — dziewczyna nieprzytomnie potarła powieki dłońmi i z trudem skupiła na nim zaspany wzrok. — Przepraszam, pomyślałam... — urwała nagle, uświadamiając sobie sytuację w jaką ich wpędziła. Speszyła się i odwróciła wzrok. — Nieważne. Lepiej już pójdę. 

Wstała gwałtownie, gotowa zbiec na dół po schodach, jednak brunet był szybszy. Złapał dziewczynę za ramię i zatrzymał w miejscu. 

— Nie uciekaj — zawahał się zdezorientowany własnym doborem słów. Otrząsnął się i delikatnie pociągną za jej ramię, czekając aż odwróci się do niego przodem. — Wejdź do środka, musiałaś wymarznąć na tej klatce. Ogrzewanie nie działa od kilku tygodniu, ale nikt nie potrafi się zebrać, żeby to naprawić i... — Uciął nagle i pacnął się otwartą dłonią w czoło, zaraz kręcąc głową. — Przepraszam, plotę głupoty ze zmęczenia. Wejdź. 

Nie czekając na jej odpowiedz odkluczył zamki i otworzył drzwi, zaraz przesuwając się w bok, żeby puścić Kim przodem. Soojin zawahała się, jednak szybko dała za wygraną. Perspektywa ciepłego mieszkania i towarzystwa była zbyt kusząca, a ona nie potrafiła się w jej obliczu zmusić do choćby minuty samotności dłużej. 

Weszła do wąskiego korytarza, omal nie potykając się o szafkę na buty, stojącą pod lustrem, gdy usłyszała trzaśnięcie drzwi i szczęk przekluczonego zamka. O dziwo, świadomość, że drzwi był zamknięte, jedynie ją zrelaksowała. Nie umknęło też jej uwadze, że chłopak zostawił klucz w drzwiach, jakby dając do zrozumienia, że w każdej chwili może je otworzyć. Nie rozumiała, dlaczego tak mały gest sprawiał jej tak wielki komfort psychiczny, ale wielu rzeczy tego dnia nie potrafiła ogarnąć, więc postanowiła dopisać tę do długiej listy. 

Zachęcona gestem Changbina, zdjęła buty i weszła do otwartego salonu z aneksem kuchennym, mijając po drodze uchylone drzwi, w których mignęła jej kafelkowa podłoga. Było za ciemno, żeby zobaczyć resztę pomieszczenia, ale mogła założyć się, że minęła łazienkę. 

— Rozgość się — rzucił brunet, gdy stanęła pomiędzy wyspą kuchenną i niebieską, narożną kanapą. — Zaraz wrócę. 

Skinęła głową obserwując uważnie, jak przechodzi obok niej i znika za jednymi z dwóch par drzwi. Usiadła na stołku barowym i okręciła się wokół własnej osi, by przyjrzeć się niewielkiej przestrzeni. Centralny punk pokoju stanowiła wcześniej wspomniana kanapa, przed którą stał niski, brązowy stolik. Naprzeciwko niego znajdowała się szafka z telewizorem i parą ramek. Gdy weszli do środka Changbin zapalił jedynie słabe lampki pod szafkami kuchennymi, które nie dawały wystarczająco światła, by dostrzec szczegóły fotografii, więc szybko straciła zainteresowanie nimi. Na prawo od kanapy dostrzegła wyjście na balkon, obok którego stała duża monstera w jasnoniebieskiej doniczce. Prychnęła pod nosem. To zdecydowanie była sprawka matki Bina. 

Przekręciła się przodem do wyspy, bezmyślnie błądząc wzrokiem po ciemnobrązowych frontach szafek i czarnych blatach. Normalna kuchnia ot co, nic specjalnego. Skrzypnięcie drzwi sprawiło, że podskoczyła na siedzeniu, zaraz wyzywając się w myślach od idiotek. Seo wrócił do pomieszczenia bez torby, którą miał przy sobie, gdy wchodzili do środka. Pozbył się też ciemnej bluzy i zamienił szarą koszulkę na czarny bezrękawnik. Na nogach nadal miał szare dżinsy, a jego włosy sterczały na wszystkie strony, jednak chłopak najwidoczniej nie miał zamiaru się tym przejmować. Podszedł do szafek i zaczął grzebać w jednej z nich. 

— Herbaty? — zapytał zachrypniętym głosem, już wyjmując z niej dwa kubki. 

— Poproszę. — Głos Soojin nie był głośniejszy od szeptu, co musiało zwrócić jego uwagę, bo parsknął cicho pod nosem i rzucił jej przez ramię krótkie spojrzenie. 

— Nie musisz szeptać. Moja mama jest w pracy. 

Oh... — wyrwało jej się, podczas, gdy brunet włączył czajnik elektryczny i wyszperał w innej szafce torebki z herbatą. 

— Zielona czy owocowa? — zapytał, jakby ta sytuacja była najnaturalniejszą rzeczą, jaka mogła mu się przytrafić po północy w piątek. 

— Owocowa. — Skonsternowana obserwowała, jak wybiera dwie torebki i wrzuca po jednej do kubków, cały ten czas stojąc do niej plecami. Poczuła nagłą potrzebę wytłumaczenia naruszania jego nocnego spokoju. — Przepraszam. Ja... Nie wiedziałam, gdzie pójść, a rodziców nie ma w domu i nie chciałam być sama i tak jakoś wyszło... 

— Hej — przerwał jej i w końcu odwrócił się przodem do niej. Przez to, że światło padało zza niego, nie była w stanie dostrzec żadnych emocji w jego oczach, ale łagodny, niemal pogodny ton nieco ją uspokoił. — Jesteś tu zawsze mile widziana, szczególnie jeśli coś cię dręczy. Myślałem, że to jest jasne? 

— Tak, ale... — Zaczęła, jednak urwała i przygryzła wargę, zanim wypuściła głośno powietrze i uciekła wzrokiem w bok. — Przepraszam, po prostu jest późno i głupio mi, że tak ci się zwaliłam na głowę, kiedy ty wracasz z... — Zamilkła, gdy uświadomiła sobie, że tak naprawdę to nie ma pojęcia, skąd brunet właśnie wrócił. — Skąd właściwie? 

— Byłem na walce. — Teraz to on odwrócił wzrok i podrapał się speszony po karku, niemal na głos dziękując jakiemuś bóstwu, gdy usłyszał, że czajnik przeskoczył, co pozwoliło mu skupić się na zalewaniu herbaty. — Han i Chan odwieźli mnie do domu. 

— Aha. 

Między nimi zaległa niezręczna cisza. Chagbin bez słowa postawił przed nią kubek z herbatą i cukierniczkę.  

— Masz na myśli jedną z tych walk? —  zapytała z wahaniem. Z braku innych opcji zaczęła nerwowo bawić się sznureczkiem torebki. — Czy to ma coś wspólnego z twoim ojcem? 

Seo skinął ostrożnie głową, nie wiedząc jakiej odpowiedzi się spodziewała, żeby w końcu westchnąć ciężko i zebrać się w sobie, gdy dziewczyna postanowiła przemilczeć nowe informacje. 

— To były kwalifikacje przed przyszłotygodniowym turniejem — powiedział sztywno, chcąc jakoś rozładować to dziwne napięcie. — Nic poważnego, tylko nieco pokłóciłem się ze skurwielem z mojej pary. 

— Pokłóciłeś? — poderwała głowę, zaniepokojona goryczą, jaka rozbrzmiała w jego głosie, ale chłopak jedynie machnął na to ręką. 

— Nieważne. Powiedz lepiej, dlaczego chciałaś szlajać się sama po nocy. 

Tym razem to ona odwróciła wzrok, walcząc ze sobą o to, czy powiedzieć przyjacielowi co się tak naprawdę zdarzyło, czy jednak nieco nagiąć prawdę. Nie miała jednak sił na kolejne kłamstwa. Ostatnio tylko to od ludzi dostawała i miała dosyć. 

— Mój chłopak mnie wystawił — przyznała. 

— Co masz na myśli? — uniósł brew, zaraz krzywiąc się pod nosem. Zaczynał odczuwać skutki tych kilku ciosów, które Park zdołał mu zadać. Instynktownie rzucił jej krótkie spojrzenie, chcąc się upewnić, że nadal nie byłą w stanie dostrzec jego twarzy. Nie chciał niepotrzebnie jej niepokoić. 

— Umówiliśmy się na dzisiaj. — Soojin kontynuowała, zupełnie nieświadoma reakcji Bina, gdyż z uporem maniaka wbijała wzrok w stojący przed nią kubek. — Mieliśmy porozmawiać o tym... incydencie, ale... Cóż, podejrzewam, że się minęliście, bo jego współlokatorzy, powiedzieli mi, że pojechał na walki przyjaciela. 

— Palant — burknął pod nosem brunet, ale puściła to mimo uszu. Dzisiaj zupełnie nie obchodziło ją, ile razy Bin zdąży go obrazić. 

— Poza tym kazali mi się zastanowić nad moim związkiem i sama już nie wiem, co o tym wszystkim sądzić, bo mogą mieć rację — wypaliła nagle na jednym wydechu, po raz kolejny wybijając Bina z toku pogróżek, które rzucał pod adresem jej chłopaka w myślach. 

— Czekaj, czekaj, powoli, Jinnie. — Odstawił kubek na blat wyspy i skrzyżował ręce na piersi. — Co takiego ci powiedzieli? 

— Nic konkretnego. — Pokręciła głową, nadal nie unosząc wzroku. — Po prostu zwrócili mi uwagę na jego zachowanie i chyba nie potrafię zaprzeczyć ani jednemu słowu, które od nich usłyszałam. Nie wiem, co mam teraz zrobić 

Changbin przyglądał się jej w milczeniu. Zdawała się zupełnie oderwana od rzeczywistości. Cały czas bezmyślnie ciągnęła za sznureczek torebki od herbaty, wzrok wbijając w czarny blat wyspy. Wiedział, że nie czuła się do końca komfortowo z tym, że siedziała w tej chwili w jego mieszkaniu, ale wiedział też, że nie mógł jej teraz pozwolić uciec i mierzyć się z tym samej. 

Jej związek rozsypywał się już od dłuższego czasu, ale z tego, co zdążył zauważyć, Soojin nie chciała się do tego przyznać. Jakby to była gra, której nie chciała przegrać z samą sobą. Świadomość, że prawdopodobnie już od dawna nie miała żadnych ruchów musiała ją uderzyć mocniej, niżby tego oczekiwała. Bin zdawał sobie sprawę z tego, jak smakuje porażka, szczególnie w walce z samym sobą i widział, że zżerała ją teraz od środka. Nie chciał, żeby się tym zadręczała, ale wiedział, że musiała sama to przetrawić. Wolał jednak, żeby zrobiła to pod jego okiem. 

— Zacznijmy od tego, że jest późno, a ja potrzebuję prysznica. — Nagła zmiana tematu sprawiła, że zdziwiona poderwała w górę głowę i przyjrzała mu się z rezerwą. — Nie mam zamiaru puszczać cię samej do domu o tej godzinie więc zróbmy tak – przenocujesz u mnie w pokoju, kiedy ja przekimam się na kanapie. — Uniósł dłoń, powstrzymując potok protestów, które miały właśnie wydostać się z jej ust. — Nie przyjmuję odmowy. Potrzebujesz teraz świadomości, że ktoś z tobą jest, ale musisz to też sama sobie poukładać w głowie. Poza mną nikogo tu nie ma i mam nadwyżkę koców, od kiedy mama odkryła Internet i przeceny. 

— No nie wiem — odparła z rezerwą. Zdawała sobie sprawę, że tak naprawdę po to tu przyszła – po wsparcie i spokój, który zawsze oferował jej Changbin. Po jego trzeźwą ocenę sytuacji i komfort. Jednak gdzieś z tyłu głowy cichy głosik powtarzał jej, że nie powinna się narzucać. Nie powinna zaczynać czegoś, czego nie miała odwagi pociągnąć. 

— Bez dyskusji — sparował chłopak i zniknął w swoim pokoju, po chwili wracając z ręcznikiem, koszulką i spodenkami. — Nie mam zamiaru zostawiać cię teraz samej, dlatego pójdziesz teraz grzecznie pod prysznic, podczas gdy jak ogarnę sobie posłanie na kanapie. Potem ja pójdę pod prysznic, a kiedy tu wrócę możemy puścić jakieś głupoty na Netflixie i wypić po butelce piwa. Co ty na to? 

 

Zanim się obejrzała siedziała zawinięta w koce na kanapie z kolejnym odcinkiem My Name wyświetlającym się na ekranie telewizora i nasłuchiwała lecącej spod prysznica wody. Nadal nie do końca rozumiała jakim cudem skończyła na kanapie bruneta, ubrana w jego ciuchy, pachnące trochę jak mieszanka detergentu z jego perfumami. Owinęła się ciasnej szarym, puchowym kocem i spróbowała zignorować przytłumione pogwizdywanie, dochodzące zza drzwi łazienki. 

Gdy dźwięk lecącej wody umilkł, spięła się, czekając aż Changbin do niej dołączy. Ta sytuacja wydawała się jej surrealistyczna. Nie pamiętała, kiedy ostatnio spędziła tak zwyczajny wieczór z Hongiem. Skrzywiła się na myśl o białowłosym. Kiedy Bin wygonił ją pod prysznic obiecała sobie, że wystarczy myślenia o Kimie jak na jeden dzień, ale mimowolnie nadal porównywała to, co brunet zrobił dla niej w przeciągu ostatniej godziny, do tego wszystkiego, czego jej własny chłopak nie potrafił przez ostatnie miesiące. 

Soojin odwróciła się, kiedy drzwi łazienki otworzyły się, wypuszczając ze środka bruneta w parze dresów i czarnym podkoszulku, w który przebrał się po powrocie do domu. Na szyi miał przewieszony ręcznik, na który z mokrych włosów skapywała woda. Telewizor dawał nieco więcej światła niż lampki kuchenne, dzięki czemu mogła w końcu wyraźnie dostrzec jego twarz. 

Cichy okrzyk wyrwał się jej z gardła na widok ciemniejącego siniaka na policzku i rozcięcia nad brwią. Jej uwadze nie zdołała też umknąć pęknięta warga. Seo zatrzymał się w pół kroku szybko zdając sobie sprawę, na co dziewczyna patrzyła w takim szoku i zaklął pod nosem. Zupełnie zapomniał, że telewizor będzie dawał wystarczająco dużo światła, żeby dostrzec prezenty od Parka zostawione na jego twarzy. 

— Tylko walka kwalifikacyjna? — warknęła nagle dziewczyna i okrążyła kanapę, niezbyt delikatnie ujmując w dłonie jego głowę. Zupełnie nie zwracała uwagi na upuszczony na podłogę koc, a Bin wyjątkowo mocno starał się nie zauważać, jak drobno wyglądała w jego koszulce i mocno związanych w talii szortach. — Gdzie masz apteczkę? 

— To tylko kilka zadrapań... — Spróbował uciec z jej uścisku, ale była zbyt uparta. 

— Gdzie. Masz. Apteczkę. — powtórzyła dosadnie, z determinacją patrząc mu w oczy. 

Przez chwilę miał ochotę na tę walkę na spojrzenia, ale szybko się poddał. Oboje mieli za sobą ciężkie dni. Nie chciał dodatkowo wywoływać na niej presji. Sam też miał dosyć krzyków na co najmniej miesiąc. Zawrócił do łazienki, skąd zaraz wrócił z podręczną apteczką w rękach. Soojin bez ceregieli pociągnęła go w stronę wyspy kuchenne i kazała mu usiąść na stołku barowym. W momencie, w którym jej posłuchał zaczęła przeglądać zawartość małej torby. 

Jinnie, to naprawdę nic wielkiego — spróbował jeszcze raz, zarabiając ostre spojrzenie, jednak nie chciał, żeby zbytnio się tym przejmowała. — Nic mi nie będzie, Nie musisz... 

— Zamknij się i siedź spokojnie — weszła mu w zdanie, nasączając wacik spirytusem salicylowym. Zaczekała cierpliwie aż przestanie kręcić z niedowierzaniem głową i złapała palcami delikatnie jego podbródek, chcąc nieco bardziej ustabilizować jego głowę. 

Syknął, gdy delikatnie przetarła rozcięcie. Drgnęła na ten dźwięk, nagle wyrwana z transu w jaki wpadła na widok jego pokiereszowanej twarzy. Nagle uświadomiła sobie jak blisko niego stała i speszyła się. Była gotowa zabrać rękę, ale szybko złapał jej nadgarstek i przytrzymał w miejscu, zaraz głaszcząc skórę dziewczyny kciukiem. Jakby chciał ją uspokoić, kiedy tak naprawdę to on potrzebował jakiejś kotwicy; podmuchu racjonalnych myśli – stała za blisko. Bliżej niż kiedykolwiek, a troska, którą widział w jej oczach właśnie drażniła się z jego samokontrolą. 

— Przepraszam — wyszeptała, jak zahipnotyzowana wpatrując się w długie palce, oplatające jej własne. Było coś elektryzującego w tym twardym, jednak łagodnym dotyku. 

— To nic. — Ścisnął lekko jej dłoń chcąc, żeby kontynuowała, z całych starając się usiedzieć w miejscu. Nie chciał znowu jej wystraszyć. 

Soojin oczyściła ranę na łuku brwiowym i przyjrzała się jego twarzy z niezadowolonym grymasem na własnej. Changbin zrozumiał, że nadal ją trzyma dopiero, gdy zaczęła palcami wędrować po sinej skórze policzka. Skrzywił się nieco, ale nie zrobił nic, żeby ją powstrzymać, tak jak nie był też w stanie wypuścić jej ręki z uścisku. Pozwalał jej błądzić, podążając za nią krok w krok, dopóki jej palce nie zatrzymały się na szczęce, a kciuk nie przejechał pod pękniętą wargą. 

Przymknął powieki, więżąc jej dłoń w miejscu. Poczuł jak wstrzymała oddech. Sam ledwie był w stanie wtłoczyć powietrze do własnych płuc, gdy jej dłoń niepewnie objęła jego twarz; opuszki palców musnęły szyję, ciało mimowolnie pochyliło się w jego stronę. Uderzył w niego słodki, kwiatowy zapach jej perfum, ciepło jej ciała, tak blisko, na wyciagnięcie ręki. Za blisko. 

Otworzył oczy. Gdy skrzyżowali spojrzenia, coś się zmieniło; jakaś emocja przemknęła po jej twarzy. Bin instynktownie otoczył jej dłoń własną, drugą kładąc na talii blondynki; wstał ze stołka zerując odległość między nimi. Nie cofnęła się. 

Poczuł jej drżący oddech na szyi, gdy dłonią zjechał na jej biodro. Ułożyła wolną rękę na ramieniu bruneta i ścisnęła mocno. Jakby szukała własnej kotwicy. Zupełnie jak on. Ta świadomość uderzyła w niego za późno, żeby miał siłę wycofać się pierwszy. 

Jej uwadze nie umknęło, jak mocniej wbił palce w jej bok, jak spiął mięśnie; sam wypuścił drżący oddech. Drgnęła, gdy ciepło jego drugiej dłoni zniknęło z jej własnej, by ostrożnie otoczyć jej twarz. Wtuliła się w nią, patrząc na niego spod rzęs. Wyglądała tak niewinnie, tak krucho. Miał wrażenie, że za tym spojrzeniem kryje się demon. 

Nachylił się opierając czoło na jej głowie. Przyciągnął ją jeszcze bliżej. Chciał ją poczuć całym sobą; chciał, żeby była jego częścią. 

Demon, który go wzywał. 

Nie odsunęła się, dalej wwiercając w niego intensywny wzrok. Jakby nie widziała nikogo poza nim. Jakby świat na zewnątrz nie istniał. Nie istniał dla nich; dla niej. Jakby nie byli tylko przyjaciółmi. 

Demon, który śmiał się figlarnie, wciągając go w niebezpieczny taniec. 

— Powiedz mi, żebym przestał — wymruczał w jej usta, wędrując wzrokiem to na wargi dziewczyny, to na jej oczy. Poczuł przez materiał koszulki jak wbiła paznokcie w jego mięśnie; drgnął, gdy przygryzła wargę, ale się powstrzymał. Ostatnimi siłami. Byli jeszcze przyjaciółmi? — Później nie będę w stanie. 

Demon, który miał zostać jego zgubą. 

— Nie chcę, żebyś przestawał — wyszeptała, zrywając tym ostatnią linę; ostatni łańcuch, który go powstrzymywał. Nie potrafił już przywołać w pamięci słowa przyjaciele. 

Nagle całował ją tak, jak nikogo przedtem. Był głodny; spragniony jej ust. Obezwładniony jej smakiem. Zaczarowany tym, jak próbowała znaleźć się jeszcze bliżej niego, jak desperacko wplotła palce w czarne kosmyki, wędrowała dłonią po silnym ramieniu. Uzależniony sposobem, w jaki ugięły się pod nią nogi, gdy pogłębił pocałunek. 

Miał wrażenie, że zaraz oszaleje, gdy dłońmi wędrował po całym jej ciele, upajając się tym, jak dziewczyna błądzi własnymi po jego ramionach i plecach. Całował, dopóki nie zabrakło im tchu, dopóki nie zacisnęła dłoni na jego koszulce, dopóki bez słowa niemal jej z siebie nie zerwał, by pozwolić jej patrzeć. 

Soojin pożerała go wzrokiem, każdy twardy mięsień, każdy centymetr karmelowej skóry, każde pociągnięcie tuszem, na wytatuowanej piersi. Mimowolnie uniosła dłoń i ułożyła ją na wzorach, wędrując palcami po łuskach, jak zahipnotyzowana biegnąc za nimi oczami, póki nie zatrzymała się tam, gdzie biło jego serce. 

— Piękny. — Wciągnął ze świstem powietrze, gdy w końcu spojrzała mu w oczy, dłonią delikatnie zjeżdżając w dół brzucha, by zatrzymać ją tuż nad krawędzią spodni chłopaka. 

— Tracę kontrolę, gdy tak na mnie patrzysz — przyznał, zakradając się palcami pod, nota bene, swoją koszulkę, zataczając delikatnie kółka na ciepłej skórze dziewczyny. — Co, jeśli tego pożałujesz? 

— Spraw, żebym miała czego żałować. — Uśmiech, którym go obdarzyła był zniewalający, a palce, które oplotły sznurki jego spodni, przyciągając go do siebie, wyrzuciły z głowy wszystkie wątpliwości. 

Ponownie złączył ich usta w chaotycznym pocałunku. Zupełnie jakby nie był w stanie się nią wystarczająco nacieszyć. Jakby czuł, że to jedyna taka szansa w życiu. Mruknął z niezadowoleniem, gdy zdał sobie sprawę, że to za mało, że dziewczyna jest za daleko. Pociągnął palcami za materiał szarej koszulki, sprawiając, że uśmiechnęła się w jego usta. Odsunęła się na tyle, by zrzucić zawadzające ubranie, zaraz ponownie do niego przylegając. Uczucie aksamitnej, gorącej skóry na jego własnej było elektryzujące. Mruknął z zadowoleniem, zaraz zjeżdżając ustami na szyję Soojin, zostawiając na niej mokre pocałunki, drażniąc zębami. Westchnięcia, które uciekały z jej ust były niczym muzyka dla jego uszu, paznokcie, coraz mocniej wbijające się w jego ramiona, koiły nerwy; pozwalały zachować zmysły. 

Wystarczyło jedno proszę wyszeptane do jego ucha, jeden dotyk drżących palców na jego twarzy, by się poddał. Zjechał dłońmi na dziewczęce uda i bez ostrzeżenia uniósł ją, zmuszając, by oplotła go w pasie nogami. Otoczyła ramionami jego kark i pozwoliła po omacku zanieść się do sypialni, nawet na moment nie odrywając ust od jego spuchniętych warg. 

Upajał się nią bliski szaleństwa. Starał zapamiętać każdą krzywiznę ciała, każdą reakcję na jego dotyk, każdy cichy i głośniejszy dźwięk, który się jej wymykał, mimo że tak bardzo próbowała być cicho. Każdy moment zatrzymywał się w jego pamięci, desperacko przekonując go, że to rzeczywistość, że naprawdę miał ją całą dla siebie, że była zdana na jego łaskę; że sama oddała mu każdą część siebie. Wchłaniał jej obecność, póki mógł, gdzieś z tyłu głowy mając przeczucie, że to tylko moment słabości. Że może się już nigdy nie powtórzyć. 

Gdy zasypiała w jego ramionach, myśl, że właśnie mogli zepsuć ich kruchą relację, nie dawała mu spokoju. Nawet jeśli dziewczyna wtulała się w jego pierś, miał wrażenie, że zaraz zniknie. Nie był pewien, czy był gotowy na konsekwencje tego, co zrobili, ale wiedział, że nadejdą i to szybciej niżby tego chciał. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Chapter X

Chapter IX