Chapter VIII
30 października 2019, 20:15
Gdy tylko otworzył drzwi baru, uderzył w niego zaduch zmieszany z zapachem alkoholu. Skrzywił się zanim wszedł niechętnie do środka i rozejrzał się nerwowo po lewej stronie pomieszczenia, gdzie jego wzrok przyciągnęły półki z alkoholem. Za barem dostrzegł znajomą twarz i prychnął pod nosem na widok byłego przyjaciela, zirytowany wyborem lokalu. Wiedział, że Kang też go zauważył, ale chłopak nie wykonał żadnego, przyjaznego czy nie, gestu w jego stronę. Zmarszczył jedynie brwi, po czym lekko rozszerzył powieki i Seo wiedział już, że skojarzył, kogo musiał widzieć tu wcześniej. Bin uniósł brwi, kiedy Sang kiwnął głową w kierunku przeciwległego końca sali. Odwrócił się w prawo, gdzie pod ścianą ujrzał rząd stołów, obudowanych drewnianymi deskami, dającymi nieco prywatności. Ponownie zaklął pod nosem, ale przemógł się i kiwnął Yeosangowi w podziękowaniu zanim ruszył w tamtą stronę.
Od razu zauważył męską sylwetkę, odzianą w czarną kurtkę, siedzącą tyłem do wejścia, przez co nie mógł go zauważyć. Changbin jednak nie był w stanie pomylić długich, sięgających ramion włosów i przygarbionej sylwetki z nikim innym. Poza tym Yeosang go zdradził.
Jego kroki były ciężkie, gdy zmusił się do ruszenia z miejsca i skierował je w stronę czekającego. Jeszcze zanim doszedł do stolika, w dłoni trzymał pliczek pieniędzy, które bez ceregieli rzucił na blat, chcąc od razu odwrócić się na pięcie i wyjść, jednak zachrypnięty głos zatrzymał go w miejscu.
— Już wychodzisz? — Mężczyzna uniósł głowę, spoglądając brunetowi prosto w oczy. Cwany uśmiech rozciągnął jego usta, gdy wskazał Changbinowi siedzenie naprzeciwko. — Nawet ze mną nie porozmawiasz? Nie zapytasz co u mnie słychać? Jak mi się żyje?
— Wiem doskonale, że żyje ci się o wiele za dobrze za moje pieniądze — warknął, nadal stojąc, nadal czepiając się tej jednej, jedynej formy sprzeciwu, jaką potrafił względem niego wystosować.
— Oh, skąd ta wrogość, Changbin? — Mężczyzna zarechotał ponownie kiwając głową na siedzenie. Seo nie umknęło uwagi, że banknoty zdążyły zniknąć z blatu. — Siadaj i porozmawiaj ze staruszkiem.
Chłopak zacisnął dłonie w pięści, ale po chwili walki z samym sobą usiadł naprzeciwko Dongwooka. Oparł się plecami o drewnianą ściankę i skrzyżował ramiona na piersi, zniecierpliwiony obserwując, jak jego towarzysz wyjmuje z kieszeni paczkę papierosów, po czym bezowocnie szuka w kieszeniach zapalniczki. Bin w końcu stracił cierpliwość i rzucił mu własną, reagując wrogim prychnięciem, na gest podziękowania.
Mężczyzna, nie robiąc sobie nic z nieprzychylnego spojrzenia chłopaka, zaciągnął się dymem, przesuwając jednocześnie zapalniczkę po blacie. Przedmiot zatrzymał się na jego krawędzi, jednak Changbin nie wyciągnął po niego ręki, unosząc jedynie brew? Chciał wiedzieć, o co mu chodziło i zniknąć z tego baru zanim Yeosang pofatyguje się ich obsłużyć.
— Coś ty taki zniecierpliwiony? — Rozparł się na siedzeniu, obserwując bruneta z błyskiem w oku. Binowi nie spodobał się ten błysk.
— Za godzinę mam trening i pół miasta do przejechania — warknął, marszcząc brwi na widok kolejnego, o wiele szerszego uśmiechu na twarzy Dognwooka.
— Ah no tak — pokiwał głową, strzepując popiół do zapalniczki — Widziałem twoją ostatnią walkę. Przegrałeś z premedytacją.
Changbin nie był w stanie powstrzymać zaskoczenia, które wyjątkowo rozbawiło mężczyznę. Brunet zesztywniał i wyprostował się jak struna. Jego towarzysz za to wyszczerzył się i ponownie zaciągnął dymem.
— Gdybyś widział swoją minę. — Wytarł nieistniejącą łzę, zaraz kładąc dłoń na blacie, mimowolnie stukając tym samym palcem w drewno. — Mogłeś go położyć w pierwszej rundzie, nawet nie zaprzeczaj. — Changbin zacisnął zęby, wbijając w niego nienawistne spojrzenie. — Właśnie wtedy zrozumiałem, że nie mówisz mi wszystkiego, chłopcze. Wiem w co się bawisz i wiem, ile za to dostajesz.
— O to ci chodzi z tą podwyżką? — warknął, z tyłu głowy cały czas mając myśl, że jeśli teraz stąd wyjdzie, nie będzie wiedział, do czego cała ta sytuacja doprowadzi. — Stwierdziłeś, że dostajesz za mały procent?
— Oh to nie tak, że uznałem to za mały procent. — Zgasił papierosa, zostawiając go w zapalniczce. — To opłata za milczenie, Changbin. Miej to na uwadze, gdy następnym razem zechcesz odezwać się do mnie niczym rozwydrzony dzieciak.
— Ty...
— Co podać? — przerwał mu kobiecy głos. Bardzo znajomy kobiecy głos. — Changbin?
Zamarł, gdy uświadomił sobie, do kogo należy. Nie wiedział, który już raz tego dnia przeklął ten bar. Wiedział, że Kang pracuje w tych rejonach i wiedział, że nie inaczej jest z Soojin. Nie rozumiał jak mógł popełnić tak karygodny błąd i zgodzić się na spotkane w tym miejscu. Zdążył wyrzucić sobie jeszcze, że nigdy nie spytał Kim o nazwę baru, gdy mówiła mu o pracy, zanim odwrócił się i posłał jej nerwowy uśmiech.
— Soojin...
— Oho, twoja znajoma? — Binowi drgnęła powieka, ale cieszył się, że dziewczyna nie mogła tego zobaczyć, gdy zwróciła twarz w stronę Dongwooka i niepewnie skinęła głową. — Nie trzeba ptaszyno. Myślę, że i tak mieliśmy się właśnie zbierać.
Posłał Changbinowi znaczące spojrzenie, po czym wstał i skinął blondynce na pożegnanie. Chwilę później drzwi baru zatrzasnęły się za jego plecami.
— Bin? — Instynktownie skulił ramiona, gdy przyłapała go na patrzeniu w ślad za mężczyzną. — Wszystko w porządku? Podać ci coś?
— Nie mówiłaś, że tu pracujesz — wymamrotał przez zaciśnięte zęby, powoli wstając z siedzenia i w końcu porywając z blatu zapalniczkę.
— Nie pytałeś — wzruszyła ramionami, cały czas jednak marszcząc brwi. Nie podobało się jej jego zachowanie. Jakby swoją obecnością zaburzyła jakiś z góry ustalony porządek ich spotkania.
— Słuszna uwaga — wydusił, mając kompletną pustkę w głowie. Zaraz jednak zmusił się do bladego uśmiechu. — Zdzwonimy się później, okej? Muszę uciekać na trening.
— Ale...
— Na razie. — Był już przy drzwiach, zupełnie ją ignorując. Musiał zdążyć.
Wypadł na zewnątrz i rozejrzał się dziko po okolicy, zauważając mężczyznę na rogu z kolejną ulicą. Dongwook opierał się o ścianę budynku, spokojnie paląc papierosa. Nieśpiesznie uniósł wzrok i skrzyżował go z chłopakiem, po czym uśmiechnął się i dłonią dzierżącą fajkę wskazał na opuszczony przed chwilą lokal.
— Lepiej jej pilnuj, Changbin. To niebezpieczna okolica.
Po tych słowach zaśmiał się po raz ostatni i zniknął za rogiem, zostawiając go z nowym rodzajem niepokoju, nieśpiesznie rosnącym w jego piersi. Obawiał się, że nie miał on zostać jedynie krótkotrwałym impulsem.
*
30 października 2019, 21:35
Changbin podszedł pod tylne wejście klubu, rozważając wszystkie za i przeciw tej konfrontacji. Minho wiedział, że ma przyjść po godzinach, wiedział, dlaczego. To tylko bardziej rozstrajało go nerwowo, bo nie było nikogo, kto poza nim wszedłby tam o tej porze tylnym wejściem, a nie wiedział na jakiej stopie właściwie teraz są. Nie miał sił na kolejną kłótnie, ba, był nawet skłonny go przeprosić. Nawet jeśli miał trochę racji w tym co powiedział.
Zawahał się z ręką na klamce, ale zaraz zwyzywał się od idioty i wszedł do budynku, nieśpiesznie kierując kroki w kierunku głównej hali. Gdy wszedł do pomieszczenie, powitał go widok Lino opierającego się o podest jednego z ringów, patrzącego wymownie na zegarek.
— Dłużej się nie dało? — Bin prychnął, gdy Lee uniósł na niego wzrok. — Miałeś tu być dziesięć minut temu.
— Pięć — sprostował brunet, nadal nie ruszając się z przejścia. — I nie, nie dało.
Minho posłał mu spojrzenie, którego Seo nie był w stanie w tamtej chwili rozszyfrować. Nie miał już sił na żadne psychologiczne gierki przyjaciela, nie po tym jak niepokój zżerał go od środka od chwili, w której opuścił bar.
Blondyn zlustrował jego sylwetkę, na dłużej zatrzymując wzrok na cieniach pod oczami i jego rozczochranych włosach. Zmarszczył brwi, po czym westchnął ciężko i wskazał głową na jedną ławek do ćwiczeń, stojącą obok ringu, na którego podest sam podskoczył, żeby wygodnie usiąść.
Changbin uniósł brwi, ale nie kwestionował instrukcji przyjaciela, posłusznie siadając na miejscu. Posłał mu pytające spojrzenie, na które Lino przygryzł wargę i przeczesał włosy palcami, by zaraz utkwić zdeterminowany wzrok w twarzy Seo.
— Miałeś rację.
— Co? — Bin zgłupiał, zupełnie nie rozumiejąc do czego chłopak pije. — Z czym?
— Z May. — Minho odwrócił wzrok, speszony intensywnością spojrzenia, które chłopak mu posłał. — Miałeś rację.
— Od kiedy tak szybko zmieniasz zdanie? — Nie był w stanie pozbyć się gorzkiej nuty ze swojego głosu.
— Od kiedy uświadamiam sobie, że jestem idiotą — mruknął, piorunując go wzrokiem. — A chociaż jeden z nas nie powinien być.
— Jeśli myślisz, że tym zmusisz mnie do powiedzenia chłopakom...
— Nie mówię, że masz to zrobić — przerwał mu, wiedząc, że prosił się o kolejną kłótnię. — Mówię, że ja nie mam zamiaru dalej ich okłamywać.
— Minho — wysyczał przez zaciśnięte zęby. — Nie mogę im powiedzieć. Nie po dzisiejszym dniu.
Lee jedynie uniósł brew. Seo kompletnie wybił go z rytmu rozmowy, którą chciał ciągnąć. Sytuacji nie poprawił wcale fakt tego, jak chłopak na niego spojrzał. Jakby zupełnie nie miał już ochoty do walki, jakby to wszystko za bardzo go przytłoczyło. Minho dawno nie widział takiego zmęczenia w jego oczach.
— Widział ostatnią walkę. — Schował twarz w dłoniach, opierając się rękami o kolana. Nie miał sił patrzeć Lino w oczy. — Wie.
— Dongwook? — Gdy Bin skinął głową, zaklął pod nosem, zeskakując z podestu. Zaczął niespokojnie krążyć pomiędzy ringami, zagryzając kciuk. — Jak?
— Był wtedy w barze. — Spojrzał spod byka na przyjaciela, który zatrzymał się nagle, nie kontrolując jęku wywołanego irytacją.
— Cholera jasna, Seungmin próbował mnie ostrzec. — Gdy brunet jedynie posłał mu pytające spojrzenie, westchnął ciężko i ponownie oparł się o podest. — Przed walką kiwał, żebym podszedł do baru, ale musiałem wtedy porozmawiać ze sponsorami. Wskazał mi wtedy stoliki, ale było tam za dużo ludzi, żebym go zauważył.
— Nawet jeślibyś go zauważył, co by to dało? — Bin zaśmiał się gorzko, wplatając palce w czarne kosmyki. — Nie mógłbyś nic mu zrobić. I tak by tam został i obejrzał walkę.
— Chwila, to dlatego podniósł ten swój cholerny haracz? — Minho zacisnął dłonie, z niedowierzaniem obserwując, jak ramiona Bina bezsilnie opadają. — Bo wie, o co się rozchodzi?
— Teraz to już na pewno możesz nazwać to haraczem — wymruczał cicho, nawet nie podnoszącą oczu na blondyna. — Stwierdził, że to opłata za milczenie.
— Sukinsyn — wyrwało się Lee, zanim usłyszeli trzask drzwi na piętrze.
Oboje spojrzeli w górę, gdzie zza barierki wychynęła głowa blondynki. Dziewczyna posłała im uśmiech i pomachała do Bina. Seo zmusił się, żeby odwzajemnić gest, zanim przerzucił niespokojne spojrzenie na Lino. Ten wyraźnie się spiął, gdy zobaczył, jak May zmierza w stronę schodów.
— Ani słowa — burknął, na tyle cicho, żeby nie mogła ich usłyszeć. — Jeszcze z nią o tym nie rozmawiałem.
— A kiedy masz zamiar? — Brunet uniósł brew, mimo wszystko rzucając kontrolne spojrzenie na schody.
— Nie zaczynaj — warknął, zanim spojrzał na zbliżającą się dziewczynę.
Jego twarz automatycznie straciła całą surowość, a ramię owinęła się wokół szczupłej talii, gdy May wtuliła się w jego bok, otaczając go własnymi rękami.
— Hej — wymruczała w czarny materiał koszulki, posyłając wcześniej Binowi blady uśmiech.
— Dlaczego nie śpisz? — Minho całą swoją uwagę przeniósł teraz na zmęczoną twarz dziewczyny. — Byłaś padnięta po pracy.
— Nie mogłam zasnąć — burknęła przymykając oczy, gdy Minho objął ją również drugą ręką i przyciągnął bliżej, by ułożyć brodę na jej głowie. — Przeszkodziłam wam?
— Nie przejmuj się. I tak miałem zacząć trening. — Changbin wtrącił, ciężko dźwigając się z ławki na nogi. — Pójdę się przebrać.
Rzucił Lee ostatni spojrzenie na głową blondynki, zanim skinął własną, dając do zrozumienia, że nie piśnie słowem, przez co Minho wypuścił oddech, który nieświadomie wstrzymywał. Gdy Bin się odwrócił, mocniej zacisnął ramiona wokół dziewczyny i przymknął oczy, relaksując się po raz pierwszy od godziny.
— Wszystko w porządku? — May odsunęła się nieco po chwili, wlepiając w niego jasne oczy.
Zmartwienie widoczne na jej twarzy sprawiło, że poczuł się jak dupek. Wiecznie się o niego martwiła i to dlatego, że dawał jej do tego powody.
— Tak słońce — wymruczał, odgarniając zbłąkany kosmyk z jej twarzy. May mimowolnie wtuliła się w ciepłą dłoń. — Jestem tylko zmęczony.
— To wracaj do wyra. — Zacisnęła mocniej dłonie na jego koszulce i spojrzała na niego z nadzieją w dużych oczach, układając brodę na jego piersi tak, żeby móc nadal na niego patrzeć. — Bin poradzi sobie sam.
Zatrząsł się od śmiechu, zanim pocałował dziewczęce czoło, nadal nie ścigając dłoni z twarzy blondynki. Pogłaskał czule kciukiem jej policzek, uśmiechając się do niej ciepło.
— Niezła próba, ale wiesz, że muszę mu pomóc. — Scałował niezadowolony grymas z jej ust, zanim niechętnie się od niego odsunęła i burknęła coś pod nosem, zawiedziona rozwojem wypadków. Mimo to zostawiła go na sali samego, po krótkiej chwili znikając w sypialni na piętrze.
Minho po raz kolejny tego dnia odetchnął z ulgą, czując jednak jak poczucie winy skręca go od środka. Musiał z nią porozmawiać, jakoś jej to ułatwić po latach ukrywania i półprawd, którymi karmił chłopaków. Sam też musiał przyjąć do świadomości, że czas dorosnąć. Wystarczająco długo już uciekał.
*
31 października 2019, 00:00
Binnie ;)
O której kończysz?
O drugiej
Dlaczego?
Masz z kim wrócić do domu?
Dlaczego pytasz?
Po prostu mi powiedz
Proszę?
Wracam sama
Przyjadę po ciebie.
Co? Nie
Po co?
Po prostu
Odwiozę cię
Nie musisz.
Ale chcę
Ale ja nie chcę
Nie marudź
I tak będę w okolicy
O tej godzinie?
Muszę coś załatwić
Będę czekał na parkingu
Ya!
Mówię, że nie musisz
Changbin?
Zatłukę cię!
Wyświetlono 00:03
*
31 października 2019, 02:13
Soojin pożegnała się z Kangiem, wdzięczna chłopakowi za wyręczanie w zamknięciu i wyszła tylnym wyjściem, prowadzącym na mały parking na pracowników. Od razu zauważyła czarnego sedana, który na pewno nie należał do Yeosanga, ani do nikogo, kto pozostał w budynku. Westchnęła ciężko i zamknęła za sobą drzwi, ledwie powstrzymując się od krzyku, gdy zobaczyła za nimi opierającą się o ścianę, męską sylwetkę.
— Zgłupiałeś do reszty?! — Uderzyła chłopaka w ramię, uzyskując tym ciche syknięcie.
Bin wyprostował się i spojrzał na nią z wyrzutem, rozmasowując miejsce, w które trafiła jej pięść
— Przecież pisałem, że będę czekać na parkingu — burknął, wywołując u niej prychnięcie.
— Ale nie za drzwiami, dupku — warknęła, zakładając ręce na piersi i rzucając mu oskarżycielskie spojrzenie. — Mogłam przez ciebie na zawał zejść.
— Dobra, już dobra, przepraszam. — Uniósł ręce, zaraz wskazując na samochód. — Wskakuj.
—Pisałam, że nie masz przyjeżdżać. — Przekrzywiła głowę i zmrużyła powieki, nadal nie ruszając się z miejsca. — To był prosty przekaz, Bin. Nie każ mi wątpić w twoją inteligencję.
— Wiesz, konkretnie rzecz ujmując, napisałaś, że nie muszę, nie, że nie mam, więc...
— Nie łap mnie za słówka, ty mały kurwiu — syknęła, wywołując u chłopaka prychnięcie.
— Nadal większy od ciebie, kurduplu — odgryzł się, ruszając w stronę auta. — Nie marudź, tylko właź i daj odwieźć sobie dupę.
Soojin przez chwilę patrzyła na jego szerokie plecy z niedowierzaniem, zanim Seo stanął przy drzwiach i odblokował zamki. Dopiero, gdy spojrzał na nią znacząco, uznała swoją porażkę i westchnęła ciężko ruszając się z miejsca. Naburmuszona usiadła w fotelu pasażera i wymruczała adres w dzielnicy, sąsiadującej z tą bruneta.
Changbin odpalił silnik i bez słowa wyjechał na ulicę, zupełnie ignorując mordercze spojrzenie, którym blondynka wywiercała mu dziurę w głowie. Przejechali tak kilka dobrych minut, w ciągu których Kim biła się ze sobą w głowie, w końcu stwierdzając, że raz kozie śmierć i chłopak najwyżej wysadzi ją na najbliższym skrzyżowaniu.
— Kto to był? — zapytała, marszcząc brwi, gdy zobaczyła jak automatycznie się spiął. Nie umknęło też jej uwadze to, jak mięśnie na jego ramieniu poruszyły się, gdy zacisnął mocniej dłoń na gałce zmiany biegów.
— Kto? — spróbował zgrywać głupiego, walcząc z ochotą wciśnięcia pedału gazu mocniej, niż było to rozsądne w mieście.
— Doskonale wiesz, o kogo mi chodzi. — Uniosła brew, nie spuszczając z niego wzroku, nawet jeśli on, mimo czerwonego światła, na którym się zatrzymali, nie chciał na nią spojrzeć. — Gość, z którym rozmawiałeś w barze. Kto to był?
— Dlaczego cię to interesuje? — burknął i ruszył z piskiem opon, otrzymując od dziewczyny karcące spojrzenie. Zaklął pod nosem i ściągnął nogę z gazu.
— Ponoć jesteśmy przyjaciółmi, tak? — zapytała, nie potrafiąc ukryć urazy przenikającej jej głos. — Zresztą nie wyglądałeś na szczęśliwego tym spotkaniem. Wiesz, że możesz mi powiedzieć, jeśli coś cię martwi i...
— Wiem — przerwał jej i wypuścił powietrze z płuc, gdy zjechał za zakrętem na parking przed wieżowcem Soojin. — Przepraszam, po prostu miałem ciężki dzień.
— To nie znaczy, że musisz na mnie naskakiwać — mruknęła, krzyżując ręce na piersiach, nie mając zamiaru wyjść z auta, dopóki nie usłyszy odpowiedzi.
— Tak, wiem, przepraszam — powtórzył, przeczesując włosy palcami. Nie odważył się jednak na nią spojrzeć, wzrok instalując w pustej drodze, oświetlonej ulicznymi lampami. — To był mój stary trener. Widział moją ostatnią walkę i wytknął każdy błąd, który przyuważył.
— I to cię tak zdenerwowało? — zapytała z powątpiewaniem, przyglądając mu się kątem oka. Był spięty, czegoś jej nie mówił, czuła to. — Dlaczego tak nagle wybiegłeś z baru?
— Zapomniał zapalniczki — wypalił pierwsze, co przyszło mu do głowy. — To pamiątka po jego ojcu, chciałem mu ją oddać. I spieszyłem się na trening.
Gówno prawda – pomyślała. Zwróciła uwagę na tę zapaliczkę, gdy po nią sięgał. To było zwykłe plastikowe badziewie, które można dostać w każdym osiedlowym sklepiku. Nie miała jednak siły ciągnąć go za język, nie chciała tego robić. Zamiast tego odpięła pas, porwała z wycieraczki torbę i otworzyła drzwi. Zawahała się przed wyjściem, zanim po raz kolejny spojrzała na bruneta, dalej wlepiającego oczy w ulicę.
— Wiesz co, Bin? — Spojrzał na nią kątem oka. Prychnęła i posłała mu uśmiech pozbawiony wesołości. — Nie wierzę ci.
Po tych słowach wyszła z samochodu i zatrzasnęła za sobą drzwi, zaraz znikając w budynku. Nie chciał mówić, nie musiał, ale wolałaby, żeby nie tworzył na prędce historyjki, tylko po to, żeby ją okłamać.
*
2 listopada 2019
Yumi czuła się niezręcznie pod naporem spojrzenia, którym obdarzył ją Seungmin. Nie było wrogie, ale przyjazne też nie. Kim wbijał w nią wzrok od momentu, w którym weszła do pomieszczenia za Felixem, jedynie na moment rzucając pytające spojrzenie przyjacielowi, zanim ten ją przedstawił i wyjaśnił, dlaczego tam jest.
— Wystraszysz ją. — Hyunjin ułożył brodę na ramieniu chłopaka, przysuwając swoje krzesło bliżej jego.
Był w pokoju przed nimi i najwyraźniej prowadzili z Seungmnem jakąś ożywioną dyskusję zanim razem z Lixem weszli do środka, bo Sasaki mogłaby przysiąc, że atmosferę w tej chwili można było ciąć nożem.
— On ma rację Min — wtrącił Lee, nie ruszając się o krok, instynktownie stojąc przed dziewczyną. Wiedział, że to nie będzie łatwe, ale wiedział też, że Seungmin miał dość rozsądku, żeby specjalnie tego nie utrudniać. — Wyglądasz jakbyś przyglądał się swojej nowej ofierze.
— Przesadzasz — prychnął Kim, ale skinął Yumiko głową i odwrócił się przodem do monitora, ignorując jęk niezadowolenia ze strony Hwanga, gdy ten musiał się odwrócić.
Felix i Hyunjin posłali dziewczynie przepraszające spojrzenia, na które odpowiedziała bladym uśmiechem. Nie była pewna, jak powinna zinterpretować zachowanie chłopaka, ale nie zamierzała uciekać. Przyszła tam, bo miała coś do powiedzenia.
— Udało ci się coś zdziałać? — Lix podszedł do biurka, przy którym siedzieli i spojrzał na ekran komputera, zafascynowany ciągiem znaków które Seungmin na nim wpisywał.
— Jestem w trakcie — burknął chłopak, nawet na niego nie spoglądając. — Udało mi się wejść bez powiadomienia o tym systemu bezpieczeństwa, ale muszę jeszcze zapoznać go z IP mojego komputera, żeby nie wykrywał go więcej jako intruza. Obchodzenie go za każdym razem byłoby zbyt upierdliwe.
— Ale jesteś teraz w systemie, tak? — Kim spojrzał na Yumiko kątem oka, zanim skinął ostrożnie głową. — Możesz sprawdzić kamery z północnego skrzydła na czwartym piętrze? Na wydziale biochemii?
— Teraz? — zapytał, wędrując już palcami po klawiaturze.
— Jakieś pół godziny temu. — Blondynka pochylił się nad ekranem, opierając ręką na blacie. Skupiła wzrok na zarejestrowanych obrazach, które powyskakiwały nad plątaniną kodów i wskazała ten, skierowany na drzwi w kącie korytarza. — Tutaj. Możesz przerzucić obraz na drugą stronę?
Seungmin bez słowa zrobił to, o co poprosiła i prychnął, gdy na ekranie pojawiła się twarz Parka. Chłopak wszedł do łazienki na końcu korytarza, a niecałe dwie minuty później podążył za nim chłopak, którego żadne z nich nie rozpoznawało.
— Okej, wszedł do łazienki — mruknął Min, rzucając jej powątpiewające spojrzenie. — I co z tego?
— To, że przyszedł tam z holu głównego, obok którego miał zajęcia. — Wytrzymała jego wzrok, zaraz kiwając głową w stronę komputera. — Zaraz po tym poszedł do wschodniego skrzydła na kolejne zajęcia. Powiedz mi, kto normalny przechodzi pół kampusu tyko po to, żeby pójść do ulubionej łazienki.
— Nie przeczę, że jest to podejrzane, ale to żaden dowód — Sparował chłopak, przewijając kamery i przerzucając co chwilę obraz na wędrującego Parkiem, by potwierdzić słowa dziewczyny.
— Za to już powód do uważniejszego przyjrzenia się mu. — Nie odpuszczała, marszcząc brwi, gdy zorientowała się, że mimo swoich słów, Seungmin przegląda obrazy także z innych kamer, szukając fragmentów, które zarejestrowały dilera. — Jeśli uda nam się udowodnić, że to, jak porusza się po kampusie, jest chociażby godne podejrzeń, może uda nam się coś ugrać u narkotykowych.
W tym samym czasie Lix z Hyunjinem wymieniali znaczące spojrzenia, nie chcąc wcinać się w tę wymianę zdań. Ta dwójka musiała sama się dotrzeć i udowodnić sobie, że są godni zaufania. Lix stał dwa kroki za dziewczyną, przyglądając się im z lekkim uśmiechem na ustach. Hwang za to wstał z krzesła i zaczął krążyć po pokoju, myśląc intensywnie.
— Myślicie, że gdybyśmy pozbierali nagrania z ostatniego tygodnia i wykazali, że coś jest nie tak, Chan mógłby zacząć działać? — zapytał, skupiając na sobie spojrzenia całej trójki. — W końcu dostał przydział na nasz uniwerek. Ma mieć oko na wszystko, co się tu dzieje, więc równie dobrze może uda mu się dostać nakaz przeszukania, jeśli poda jakieś sensowne powody, prawda?
— To nie będzie takie proste. — Felix przygryzł wargę, niepewnie rozglądając się po twarzach przyjaciół. — Park nie jest głupi, nie nosi przy sobie większych ilości i na pewno nie znajdziecie tego w jego szafce i aucie. W końcu narkotykowi robili już masowe przeszukania, kiedy dwa lata temu dwójka studentów trafiła na ciężką terapię i jeden z nich zmarł po dwóch dniach. Minho wspominał, że byli bezradni, bo psy niczego nie znalazły, a trzeba pamiętać, że wtedy cała trójka tu studiowała.
— To prawda — przyznał Min. — Nigdy nie widziałem, żeby Chan tak się zdenerwował. Prawie odsunęli go od tej sprawy, bo podchodził do niej zbyt emocjonalnie.
— Minho wcale nie był w lepszym stanie — burknął Hyunjin, ale gdy zauważył pytanie w oczach blondynki, postanowił wyjaśnić. — Wpadł w taki szał, że Chanowi ledwo udało się przekonać zespół, że to jedynie emocjonalna reakcja, na śmierć kolegi. Chłopak, który zmarł w szpitalu był z nim na jednym roku i często prosił go o pomoc przy choreografiach.
— A nikt nie chce słuchać kogoś takiego jak Minho, nawet jeśli rzuca oskarżenia w stronę konkretnych osób. — Kim zmarkotniał, spuszczając wzrok na podłogę. — Szczególnie gdy nad sobą nie panuje.
Sasaki uniosła brwi, nie do końca rozumiejąc, do czego chłopak pije, ale gdy zauważyła, że pozostała dwójka odwróciła od niej wzrok, z premedytacją chcąc uniknąć jej spojrzeń, stwierdziła, że to musi być jedna z rzeczy, o które nie powinna pytać. Przynajmniej nie w tej chwili. Skupiła się więc na nagraniach, gdy godzina wyświetlana na ekranie przyciągnęła jej uwagę.
— Cholera jasna! — W jednej chwili porwała torbę z podłogi i rozejrzała się po skonsternowanych minach chłopaków. — Za pięć minut mam autobus na uczelnie. Ciekawie było poznać — rzuciła w kierunku Kima, który tylko wyżej uniósł brwi. — Do zobaczenia.
Pomachała im i wybiegła z pokoju, nie oglądając się przez ramię. Felix jako pierwszy parsknął śmiechem, wywołując uśmiechy na twarzach przyjaciół. Seungmin przekrzywił głowę, przyglądając się przez moment blondynowi, zanim ponownie skupił się na ekranie komputera.
— Ciekawa z niej osobowość — przyznał, zanim zaczął wyszukiwać nagrania, o których mówili.
— Szukasz Parka, prawda? — Kpina, którą usłyszał w głosie Felixa, sprawiła, że drgnęła mu powieka, ale nie zniżył się do podjęcia rękawicy, którą rzucił Lee.
— To nie był głupi pomysł — mruknął tylko, udając, że nie przyuważył dzikiego uśmiechu, który wykwitł na twarzy Lee.
— Lubisz ją — stwierdził chłopak, krzyżując ręce na piersi.
— Uznaję jej inteligencję — sparował niecierpliwie Min. — Jeszcze nie wiem, czy ją lubię.
Lee postanowił dać mu spokój, podsumowując tę rozmowę krótkim prychnięciem, zanim jego uwagę przyciągnął drugi z chłopaków.
— Co z tobą? — Felix przyjrzał się przyjacielowi, marszcząc przy tym brwi. Hwang zupełnie odleciał do swojego świata, wpatrując się nieobecnym wzrokiem w podłogę, z rękami skrzyżowanymi na piersi. — Hyunjin?
Chłopak wyrwał się z tego dziwnego letargu, żeby napotkać wzrok Lee. Seungmin też zwrócił na niego pytające spojrzenie. Z jego oczu wyczytał szczerą troskę i przez to poczuł się jeszcze gorzej. Jakby nie martwił się o mnie już wystarczająco mocno.
— Nic, ja po prostu... — Przygryzł wargę i spuścił wzrok, mimowolnie zaczynając skubać rękaw liliowego swetra.
— Po prostu co? — Łagodny ton Seungmina pozwolił mu się nieco zrelaksować, a dłoń, którą chłopak delikatnie ścisnął jego nogę opanować własne myśli.
— Ona jest tak podobna do Chaesun — wyszeptał, nieświadomie szukając palcami ręki Kima. Ten jednak szybko zauważył ruch i bez wahania splótł ich dłonie razem. — Chcę jej zaufać, widzę, że ty jej ufasz — rzucił szybkie spojrzenie Lixowi — ale nie potrafię pozbyć się z głowy obrazu uśmiechniętej Sunny. To cały czas do mnie wraca, nie mogę patrzeć na nią i nie pomyśleć o Sun.
— Hej, Hyunnie, nie płacz. — Seungmin poderwał się z miejsca i stanął przed wciąż siedzącym na blacie Hwangiem, delikatnie błądząc kciukami po policzkach szatyna.
Hyunjin przymknął oczy, mimowolnie pochylając głowę w dłonie szatyna. Własne palce ułożył na nadgarstkach Kima, z trudem próbując jakoś się uspokoić. Min posłał Felixowi nad ramieniem znaczące spojrzenie, na które blondyn skinął głową i po cichu opuścił pomieszczenie.
— Hyunnie, skarbie, spójrz na mnie. — Spróbował delikatnie unieść twarz szatyna, ale ten mocniej zacisnął palce na jego nadgarstkach i jedynie bardziej wtulił twarz w jego dłonie. — Oh, Hyunnie...
— Przepraszam — wyłkał, słysząc szept Mina. Nie chciał teraz spojrzeć mu w twarz, zobaczyć ogromu troski, jaką w nim usłyszał. Nie chciał rozkleić się jeszcze bardziej. — Przepraszam.
— Nie masz za co, skarbie. — Seungmin przysunął się o krok, delikatnie kładąc brodę na czubku głowy Hwanga, wiedząc, że chłopak sam zmieni pozycję na bardziej wygodną. Nie minęła chwila, a Hyunjin wtulał twarz w jego klatkę piersiową, palce desperacko zaciskając na szarej bluzie, dzięki czemu Seungmin mógł owinąć wokół niego ramiona i przyciągnąć jeszcze bliżej.
— Nie chciałem się tak rozkleić. — Pociągnął nosem, wdychając kojący zapach chłopaka. Rozluźniał się przy nim, ale z tyłu głowy nadal kłuło go poczucie winy. — Masz wystarczająco problemów na głowie, a ja zachowuję się jak dzieciak i sprawiam, że martwisz się bardziej i...
— Hej — Seungmin przerwał mu, odsuwając się na odległość ramion i zmusił szatyna, żeby na niego spojrzał. — Wcale nie zachowujesz się jak dzieciak, Hyunnie. Jeśli coś czujesz to tak jest, przerabialiśmy to. Nie powinieneś przepraszać za swoje emocje, nie w takiej sytuacji.
— Ale już i tak masz tyle problemów z tym systemem i musisz ogarnąć plan Chana...
— Ty jesteś najważniejszy — Min ponownie mu przerwał, delikatnie głaszcząc Hyunjina po twarzy, nie chcąc, żeby znowu uciekł gdzieś wzrokiem. — Jeśli potrzebujesz ze mną porozmawiać, po prostu do mnie przyjdź. Dla ciebie zawsze znajdę czas, bo to na tobie zależy mi najbardziej, tak?
Hwang mimowolnie skinął głową, ostatni raz pociągając nosem i rozciągając usta w bladym uśmiechu. Seungmin od zawsze miał nad nim tę władzę. Potrafił wyprowadzić go z równowagi w kilka sekund, ale równie sprawnie sprowadzał go na ziemię, pomagał się uspokoić. Jako jedyny był w stanie dotrzeć do niego po tym, co stało się w liceum i tylko jego do siebie dopuścił, kiedy sam nie potrafił się podnieść. Potrzebowali siebie nawzajem, uzależnili się od swojej obecności i już nie potrafili pozwolić temu drugiemu odejść. Próbowali to skończyć dla dobra ich paczki, żeby chronić przyjaźń, ale coś zawsze sprawiało, że wracali do tego jednego punktu bez wyjścia, gdzie jeden nie potrafił poradzić sobie bez drugiego. Po tym wszystkim, co się między nimi wydarzyło, ta więź jedynie się wzmocniła. Związała ich z sobą nierozerwalną nicią doświadczeń i uczuć. Dlatego Hyunjin nie wstydził się odsłaniać przed Minem swoich najgorszych emocji, najbardziej zagmatwanych myśli, najgorszych wspomnień.
— Oni skrzywdzili ją nie mniej niż nas — wymamrotał w końcu, ponownie wtulając głowę w koszulkę Kima. — Zabrali jej ukochanego brata, a ja i tak nie potrafię pozbyć się uczucia, że ona też zaraz zniknie, zupełnie jak ona. Patrzenie na nią boli, Minnie. Boli tak strasznie, ale jednocześnie nie potrafię jej nie współczuć. Nie potrafię zwalczyć ochoty chronienia jej za wszelką cenę. Jestem przerażony, Minnie.
Uniósł głowę i wlepił zdesperowane spojrzenie w spokojną twarz chłopaka, jakby prosząc o pomoc, zupełnie nie kontrolując łez, spływających po bladych teraz policzkach.
— Jak ja mam spojrzeć w twarz Lixowi i udawać, że nic się nie dzieje? — zapytał między łapczywie łapanymi oddechami. — Jak mam udawać, że wszystko jest w porządku, jednocześnie nie robiąc w jej towarzystwie nic głupiego. Ostatnio prawie nazwałem ją Chaesun, Minnie. Jak ja mam to poskładać?
— Hej, jestem tu, żeby ci pomóc, pamiętasz? — przeczesał delikatnie długie włosy, uśmiechając się łagodnie. — Jakoś przez to przejdziemy. Razem. Tak jak zawsze, Jinnie.
Hyunjin z wahaniem skinął głową, pociągając nosem zanim zaśmiał się cicho i zaczął wcierać oczy, nadal jednak nie wyrywając się z ramion Kima. To tam czuł się najbezpieczniej i potrzebował go teraz bardziej niż zazwyczaj.
— Przepraszam — burknął, spuszczając wzrok. — Ostatnio chyba jestem nadwrażliwy.
Kim zamiast odpowiedzieć, ujął twarz szatyna w obie dłonie i złączył ich usta w delikatnym, słodkim pocałunku, mimowolnie uśmiechając się, gdy Hwang instynktownie objął go ramionami w talii, przyciągając bliżej. Złączył ich czoła i spojrzał głęboko w piękne, brązowe tęczówki, gładząc kciukami twarz chłopaka.
— Ale i tak cię kocham — wymruczał, wywołując tym uśmiech na ustach Hyu. — Chociaż muszę przyznać, że nikt nie zabierze ci tytułu królowej dramatów, kochanie.
Seungmin roześmiał się, gdy Hwang przewrócił oczami i odepchnął go od siebie, krzyżując ręce na piersiach.
— Jesteś okropny — burknął odwracając wzrok i udając obrażonego.
— Ale i tak mnie kochasz — Kim wyszczerzył się szeroko, gdy chłopakowi drgnęła powieka. Min sam przewrócił oczami, gdy go zignorował, nadal wbijając wzrok w ścianę. — Oh, chodź tu, księżniczko.
Wrócił na swoje miejsce i pociągnął Hwanga za ramiona, owijając je wokół siebie, gdy chłopak złapał równowagę stając na nogach, ponownie ujmując dłońmi jego twarz. Zmusił go, żeby na niego spojrzał i zanim Hyunjin zdążył zaprotestować, ponownie go pocałował. Nie umknął mu sposób, w jaki Hyunjin bez wahania mu się poddał i uśmiechnął w jego usta, mocniej owijając wokół niego ramiona.
Gdy tylko się od siebie oderwali schował twarz w zagłębieniu jego szyi i wtulił się w niego bardziej. To, w jaki sposób Seungmin otoczył go swoimi ramionami, opiekuńczo, jakby chciał schronić go przed całym światem, sprawiło, że jego serce drgnęło, a ciepłe uczucie promieniało w jego piersi.
— Kocham cię — mruknął, łasząc się niczym kot i szczerząc, gdy bardziej poczuł niż usłyszał śmiech Kima. — Mimo, że jesteś irytującym dupkiem.
— Ale twoim dupkiem. — Seungmin przymknął powieki i oparł policzek na głowie chłopaka.
— Dziękuję — wyburczał po chwili Hwang, nie zawracając sobie głowy odklejeniem się od chłopaka.
— Nie masz za co, Jinnie — wyszeptał mu do ucha, mocniej przyciskając do siebie.
Komentarze
Prześlij komentarz