Chapter IX
4 listopada 2019
Yumiko przetarła dłonią zmęczoną twarz, zaraz maskując nią ziewnięcie. Ten dzień był jedną wielką passą porażek. Zaspała dobrą godzinę, autobus odjechał jej sprzed nosa, przez co spóźniła się na pierwszy wykład, tylko po to, żeby zaraz podpaść kolejnemu wykładowcy, przez nieuwagę odpalając na telefonie jakąś reklamę w momencie, w którym na sali panowała grobowa cisza. Jakby na zwieńczenie tego dnia, zapomniała o kolokwium z wyjątkowo paskudnego okresu w historii sztuki. Jeszcze nigdy nie była tak wdzięczna za koniec zajęć, nawet jeśli czekała ją mozolna, kilometrowa wędrówka do akademika
Zmarszczyła brwi, gdy dostrzegła znajomą sylwetkę, opierającą się o ścianę obok wyjścia. Gdy chłopak uniósł wzrok znad telefonu szukając kogoś wzrokiem parsknęła śmiechem, czym zwróciła na siebie jego uwagę. Uśmiechając się do niej, zaraz schował telefon do kieszeni i krzyżując ramiona na piersi śledził ją wzrokiem, dopóki nie zatrzymała się kilka kroków przed nim.
— Czekasz na kogoś? — zapytała, mimowolnie rozciągając usta w szerokim uśmiechu. Ten chłopak miał na nią dziwnie pozytywny wpływ.
— Na anioła o różowych włosach i przepięknych, błękitnych tęczówkach — Felix wyszczerzył się w dzikim uśmiechu, gdy Yumiko wybałuszyła na niego oczy. W dodatku zdradził ją rumieniec, podstępnie zakradający się na blade policzki. — Może przyuważyłaś? Wiesz, niewysoka, max metr sześćdziesiąt, piekielnie inteligentna i uparta jak osioł. Studiuje historie sztuki.
— Metr sześćdziesiąt pięć, głupku — sparowała, zakłopotanie markując uderzeniem w ramię blondyna. Odwróciła wzrok i wyszła z budynku, ignorując zadowolenie, malujące się na twarzy Lee. — Mógłbyś sobie ze mnie nie żartować?
— Kiedy to wszystko prawda! — wykrzyknął, udając oburzenie jej nieśmiałością, ale zaraz roześmiał się głośno, widząc jej wrogie spojrzenie.
— Felix!
— No dobra, już dobra, przepraszam. — Uniósł dłonie w geście poddania, ale wyjątkowe zadowolenie z samego siebie nie opuszczało jego twarzy.
Yumiko prychnęła, próbując nadmiernie nie myśleć nad jego słowami i postanowiła zmienić temat.
— Dlaczego na mnie czekałeś? — Uniosła w końcu głowę i spojrzała na niego z zaciekawieniem. Uśmiech sama wypłynął na jej twarz, gdy tym razem to Lix nieco się zarumienił i z zakłopotaniem podrapał po karku.
— Pomyślałem, że może miałabyś ochotę na jakąś kawę, albo herbatę? — wymruczał pod nosem, unikając jej wzroku. — Wiesz, robi się już powoli zimno i pomyślałem, że może chciałabyś porozmawiać... — zaciął się na moment, w pośpiechu szukając jakiejś wymówki. — Znaczy o sprawie, wiesz, Minowi udało się to i owo pozbierać i...
— Z chęcią napiję się gorącej herbaty — przerwała mu, rozbawiona jego nagłą nerwowością. Zupełnie nie przypominał siebie, ale musiała przyznać, że było to na swój sposób urocze.
Felix uśmiechnął się szeroko po raz kolejny tego dnia i zanim się obejrzała, siedzieli w przytulnej kawiarence nieopodal kampusu z kubkami parującej herbaty w rękach. Chłopakowi nie umknęło jednak, że Sasaki była tego dnia wyjątkowo markotna. Uniósł brew i przyjrzał się jej uważnie. Wyglądała na zmęczoną, w dodatku mógł się założyć, że ostatnie spotkanie z chłopakami cały czas nie dawało jej spokoju, nawet jeśli przepraszał ją za to już dobre dziesięć razy. Nie pokazywała tego, ale był pewien, że poczuła nagłą zmianę w zachowaniu Hyu; Min też niczego jej nie ułatwił, chociaż zachował się wyjątkowo przyjaźnie, biorąc pod uwagę, że była zupełnie obcą osobą, nagle wtykającą nos w jego poukładany świat.
— Coś cię męczy, prawda? — zapytał, niemal natychmiast odzyskując całą powagę, gdy Yumi znieruchomiała. Po chwili milczenia westchnął ciężko i mruknął: — Trafiłem.
Dziewczyna przez kolejną minutę, może dwie, bezmyślnie mieszała w kubku łyżeczką, zanim zebrała się na odwagę i spojrzała chłopakowi prosto w oczy.
— Chodzi o Hyunjina — stwierdziła w końcu, wiedząc, że Felix i tak musiał się tego domyślać. — O Seungmina trochę też, ale głównie o Hyunjina. Wiem, że Seungmin widział mnie pierwszy raz na oczy i mogę zrozumieć jego niechęć, ale...
— To nie była niechęć — wciął się, chcąc chociaż tę jedną kwestię wyjaśnić zanim dziewczyna się rozkręci. Wiedział, że rozmowa o Hwangu będzie wymagać więcej uwagi i nie chciał, żeby jej głowę zaprzątało zachowanie Kima. — On cię tylko sprawdzał, ale polubił cię.
— Tak ci powiedział? — uniosła z powątpiewaniem brew.
— Cóż... — Lee uciekł na moment wzrokiem, uśmiechając się pod nosem. — Powiedział, że uznaje twoją inteligencje, ale to zupełnie jakby powiedział “lubię ją”. — Zaznaczył ostatnie słowa tworząc cudzysłów palcami, wywołując tym u niej ciche parsknięcie.
— Powiedzmy, że ci wierzę — poddała się, zaraz przygryzając jednak wargę. — Za to mam wrażenie, że z Hyunjinem się tak łatwo nie wywiniesz. — Rzuciła mu szybkie spojrzenie, zanim zjechała wzrokiem na kubek. — Przez ostatni tydzień zachowywał się... dziwnie? Tak to chyba właściwe słowo.
— Co dokładnie masz na myśli? — Położył skrzyżowane ramiona na blacie, marszcząc w skupieniu brwi.
— Nie wiem, po prostu czuję, że zaczął mnie traktować inaczej, z dystansem — mówiła powoli, ostrożnie dobierając słowa, jakby nie do końca potrafiła zawrzeć w nich swoje myśli. — Ale nie robi tego cały czas. Czasami zachowuje się jak na początku, widzę, że czuje się ze mną swobodnie, na tyle, żeby stroić sobie głupie żarty. Tyle, że często w takich sytuacjach nagle się wycofuje i wtedy wiem, że coś jest nie tak, ale nie umiem powiedzieć co.
— Wiedziałem, że w końcu do tego dojdzie — wymamrotał, sam instalując wzrok w kubku z herbatą, przez co nie widział spojrzenia, które posłała mu Yumiko.
— Dojdzie do czego?
— Pamiętasz naszą przyjaciółkę? — zapytał, ignorując konsternację Sasaki, która ostrożnie skinęła głową. — Hyunjin bardzo przeżył to, co się stało. Można powiedzieć, że bliżej była chyba tylko ze swoim bratem. No, może z chłopakiem też — dodał po chwili wahania, ale zaraz machnął ręką, jakby to nie było istotne. — Byli bardzo zżyci i mam wrażenie, że z nas wszystkich, to jego jej śmierć straumatyzowała najbardziej.
— Ale co ja mam do tego? — przerwała mu, nie rozumiejąc, gdzie zmierza ta opowieść. — Bo nie wmówisz mi, że to jakiś głupi sposób na podryw. Widziałam, jak patrzył na Seungmina; wiem, jak się zachowywał w mojej obecności od początku i na pewno nie jest zainteresowany.
Felix uniósł brwi, kompletnie zbity z tropu jej bezpośrednim komentarzem. Chociaż najbardziej zaskoczyła go trafność jej oceny. Zastanawiał się tylko, jakim cudem wychwyciła to w tym krótkim czasie, jaki spędziła w mieszkaniu chłopaków. Była na tyle spostrzegawcza, czy to on przeszedł z nimi do porządku dziennego na tyle, że nawet nie zauważał sugestywnego zachowania.
— Masz rację — zdołał w końcu wykrztusić, zanim odchrząknął i podjął decyzję. W końcu jego przyjaciele i tak się z niczym nie ukrywali. — Na pewno bardziej interesował go Min... Ale wracając, problemem jest to, że bardzo nam tę przyjaciółkę przypominasz. Nie z wyglądu – z tej perspektywy jesteście jak ogień i woda. Ale charakter...
— Chcesz powiedzieć, że jestem jak ona i dlatego Hyunjin nie wie, jak się przy mnie zachować? — Tym razem to Yumi została kompletnie zaskoczona. Nigdy nie przypuszczałaby, że to może być powód dystansu chłopaka. — Kiedy to robię?
— Cały czas? — odpowiedział pytaniem, śmiejąc się nerwowo. — Widzisz, nawet teraz jesteś tak bezpośrednia, jak ona, jeśli nie bardziej. Poza tym Chaesun też zawsze wolała zignorować niechęć, jeśli mogła coś zyskać, zupełnie tak, jak ty to zrobiłaś z Minem – zignorowałaś miny tego głupka i naprowadziłaś go na trop. To było zupełnie w stylu Sun.
— Nadal nie do końca to rozumiem — pokręciła głową, przytłoczona ilością nowych informacji. — Na pewno jest wiele rzeczy, w których różnimy się diametralnie.
— Oh to, to na pewno — parsknął, w końcu obdarzając ją niewymuszonym uśmiechem. — Sun była bezczelna i to ekstremalnie. Poza tym wydaje mi, że ty lepiej wyczuwasz ludzi, jesteś bardziej... subtelna? Można tak powiedzieć.
— Z tego, co mówisz, wywnioskowałabym, że jestem po prostu nudniejsza. — Przekrzywiła głowę, mrużąc zaczepnie oczy, ale gdy zobaczyła panikę w jego oczach, zlitowała się. — Żartuję, spokojnie.
— Widzisz?! — wybuchnął nagle. — Sun pozwoliłaby mi myśleć, że palnąłem coś głupiego.
— Bo w sumie palnąłeś — przyznała, szczerząc się od ucha do ucha. — Ale przyjmę to jako komplement.
Felix kompletnie zbaraniał. Nie wiedział, czy powinien przeprosić, czy po prostu odwzajemnić uśmiech, ale Yumiko szybko sprowadziła rozmowę na pierwotny tor.
— Więc mówisz, że różnie się od waszej przyjaciółki — podjęła dalej, nieco poważniejąc. — Dlaczego w takim razie on tych różnić nie zauważa tak łatwo jak na przykład ty?
— Bo Hyu za nią tęskni — przyznał po krótkiej chwili Felix. — Znaczy... Nie zrozum mnie źle, wszyscy za nią tęsknimy. Wydaje mi się jednak, że on podświadomie chce, żebyś była do niej podobna, chce odzyskać przyjaciółkę, a z drugiej strony nie chce ci tego robić. Próbuje to przepracować, ale jest mu ciężko. Zawsze był wrażliwy.
— To chyba dobrze, że ma Seungmina? — spytała niepewnie. — On wydaje się dość twardo stąpać po ziemi.
— To prawda — przytaknął z wahaniem. — Kiedyś tak nie było, ale teraz jest podporą psychiczną naszej paczki.
— Paczki? — uniosła brew. — Masz na myśli Hyu i Mina?
— I całą resztę. — Felix posłał jej szeroki uśmiech. — Myślisz, że Seungmin jest trudny w obsłudze? Poczekaj aż poznasz Chana i Minho.
— Planujesz zapoznać mnie z twoimi kolejnymi przyjaciółmi? — Zaskoczona wyprostowała się na krześle, wpatrując się w rozpromienioną twarz Lee.
— Ze wszystkimi. — Puścił jej oczko, zanim z uśmiechem napił się herbaty.
—Jesteś pewien, że nie będą mieli nic przeciwko?
— Oh ta wspomniana dwójka na bank będzie miała — prychnął, ale gdy zrozumiał, że jedynie bardziej skomplikował sytuację, zreflektował się. — Nie przejmuj się, mogą być nieco nieufni, ale gdy tylko zrozumieją, że stoimy po tej samej stronie barykady, przestaną jęczeć.
— Mówisz? — zapytała z powątpiewaniem, nie będąc w stanie uwierzyć mu w pełni.
— Naprawdę, nie przejmuj się. Poza tym Bin szybko ich ustawi, a Han i Jeongin może będą na początku nieśmiali, ale nigdy nie skreślali ludzi na starcie — wyrzucił z siebie niemal na jednym oddechu. Był zdeterminowany zapewnić ją, że nie ma powodu do obaw. Za bardzo zależało mu na tym, żeby sama chciała się z nimi spotkać. — Myślę, że cię polubią.
— Skoro tak twierdzisz. — Posłała mu blady uśmiech, ale postanowiła nie drążyć.
Po spotkaniu z Seungminem nie była pewna, czy to mogło być tak proste, jak twierdził. Czuła, że są z sobą zżyci i była pewna, że przeszłość praktycznie ich do tego zmusiła, dlatego nie była przekonana do wkręcania się między nich, nawet jeśli Lix twierdził, że stoją po tej samej stronie barykady.
*
Spojrzał niepewnie na ostatnich kilka stopni, zanim wdrapał się po nich na górę i wyszedł na dach, który został oddany do użytku studentów. Musiał porozmawiać z Soojin, a wiedział, że lubiła na niego uciekać w wolnych chwilach. Zamknął ostrożnie drzwi, chcąc uniknąć jakichkolwiek hałasów i rozejrzał się po otwartej przestrzeni.
Dziewczyna opierała się o barierkę, zamontowaną na skraju i wpatrywała się w miasto. Uśmiechnął się pod nosem i skierował kroki w jej stronę, zadowolony z faktu, że dachu nie było nikogo poza nimi. Wiedział, że Soojin go usłyszała, gdy przekręciła lekko głowę, chcąc lepiej słyszeć jego kroki, jednak zaraz powróciła do poprzedniej pozycji. Changbin za to stanął obok niej i oparł łokcie na metalowej rurce.
— Hej — mruknął, obserwując jak słońce odbija się od szklanych ścian pobliskiego wieżowca.
— Hej. — Nawet na niego nie spojrzała, dalej wbijając wzrok w przestrzeń przed nimi. Jednak nie usłyszał w tym jednym słowie ani jednego złego tonu i nie miał pojęcia czy powinien się cieszyć, czy martwić bardziej.
— Jak tam? — Miał ochotę palnąć się w łeb za to głupie pytanie, ale nie wiedział jak w ogóle zacząć tę rozmowę.
— W porządku.
Znowu. Krótka odpowiedz, zupełnie neutralny ton i żadnego spojrzenia w jego stronę, choćby zerknięcia kątem oka. Nic. Przygryzł wargę i zwiesił głowę, wypuszczając ciężko powietrze, zanim zwrócił się przodem do niej, nadal jednak nie uzyskując żadnej reakcji.
— Przepraszam. — Drgnęła i w końcu przekręciła głowę w jego stronę. Zlustrowała jego twarz krótkim spojrzeniem i uniosła brew. — Za sobotę.
— Za co? — zapytała w końcu, zbijając go z tropu.
— Nie jesteś zła? — Mógł przysiąc, że jego oczy zaraz wyskoczą z orbit, gdy prychnęła i odwróciła twarz w stronę miasta.
— Oczywiście, że jestem.
— Więc dlaczego...
— Pytanie — przerwała mu. Wyczuł w jej głosie zniecierpliwienie. — Czy rozumiesz, dlaczego jestem zła?
— Zachowałem się, jak dupek. — Zmarszczył brwi, gdy ponownie prychnęła, tym razem jednak odwracając się do niego całym ciałem.
— Nie przeczę — przyznała, krzyżując ramiona pod piersiami. — Ale chyba nie sądzisz, że tak bardzo zdenerwowałoby mnie twoje zachowanie?
— Więc o co jesteś zła? — Changbin zmarszczył brwi i przekrzywił głową nie potrafiąc zrozumieć, jakimi torami błądzą jej myśli.
— Jestem zła — nagle przysunęła się o krok, wbijając oskarżycielsko palec w jego pierś — bo mnie okłamałeś.
Mierzyła się z nim spojrzeniem, dopóki nie spuścił głowy, jednak zdążyła dojrzeć w jego oczach poczucie winy i to jej wystarczyło. Tym razem. Westchnęła ciężko i delikatnie uniosła jego twarz palcami, tak, żeby znowu na nią patrzył.
— Posłuchaj mnie — zaczęła, zabierając rękę, znowu krzyżując ją na brzuchu. — Nie chodzi o to, że nie chciałeś mi powiedzieć, kim naprawdę był ten facet. To bym uszanowała. Ale zabolało mnie, że zamiast powiedzieć mi, że nie chcesz o nim gadać, skleciłeś na prędce jakąś głupią historyjkę. A nawet jeśli coś z tego co powiedziałeś byłoby prawdą, wolałabym, żebyś nie potraktował mnie jak przysłowiowej blondynki, która nie potrafi skojarzyć faktów.
— Ja... — Otworzył usta, ale zaraz je zamknął, uciekając wzrokiem w bok, by po krótkiej chwili przeczesać palcami splątane kosmyki i spojrzeć na dziewczynę z winą wypisaną na twarzy. — Przepraszam, naprawdę. Po prostu spanikowałem, kiedy o niego zapytałaś, a nie chciałbym dzielić się tym człowiekiem z każdym, kto byłby w stanie uniknąć tej znajomości.
Uniosła brwi, zdziwiona jego słowami. Nagle poczuła się winna swojej głupiej ciekawości. Prawdą było też to, że ona nie zagrała fair. Dzień po ich małym spięciu napisała do Yeosanga z pytaniem, czy wie kim był ten starszy facet. Nie dowiedziała się, dlaczego Bin spotkał się z im tamtego dnia, jednak Kang coś jej powiedział i to coś nie wydawało jej się nie wartym uwagi faktem. Nie wiedziała, jak poradzić sobie z tą informacją w kontekście kłamstwa, którym nakarmił ją Seo, ale po jego słowach poczuła, że nie powinna byłą pytać.
— Chyba też jestem ci winna przeprosiny. — Teraz to ona spuściła wzrok, mocniej obejmując się ramionami. Zdążyła jednak dojrzeć konsternację na jego twarzy i bała się konsekwencji tego, co zamierzała powiedzieć. — Ja... widziałam, jak Yeo skinął ci głową w barze.
Changbin poczuł wyjątkowo nieprzyjemny chłód oplatający każdy mięsień w jego ciele. Zastygł w bezruchu ledwo panując nad uczuciem paniki, które narastało z każdą informacją, docierającą do jego mózgu. Soojin widziała, jak porozumiał się z Kangiem. Soojin pracowała z Yeosangiem dłuższy czas. Soojin mogła zapytać go o cokolwiek, a on nie miał żadnych przeciwwskazań do zdradzenia jej, kim był jego rozmówca.
Instynktownie złapał ręką metalowy pręt, na którym mocno zacisnął palce, chcąc jakoś opanować targające nim emocje. Jak mógł być tak głupi? Przecież Soojin musiała być gdzieś na sali, gdy wszedł do środka, musiała zauważyć, że Kang mu się przyglądał. Był pewien, że, gdy rozmawiał z Dognwookiem, chłopak cały czas spoglądał w ich stronę. Może ich drogi się rozeszły, może nie chciał już mieć z Yeosangiem do czynienia, a Kang to uszanował, ale jednego o nim powiedzieć nie mógł. Nie miał ludzi w dupie, a już na pewno nie swoich znajomych, i nie zapominał, szczególnie, że tego chaosu wśród ich ówczesnych przyjaciół nie dało się zapomnieć. Mógł dać sobie rękę uciąć, że Kang co chwilę na nich spoglądał, bojąc się eskalacji tej rozmowy w jakąkolwiek formę przemocy – z którejkolwiek strony.
Changbin prychnął, gdy zdał sobie sprawę, że to prawdopodobnie były przyjaciel kazał Soojin podejść obsłużyć ich stolik i przerwać niemiłą rozmową, nawet nie zdając sobie sprawy, że jego koleżanka z pracy może go znać.
— Co ci powiedział? — zapytał pustym głosem, za wszelką cenę unikając patrzenia na dziewczynę.
— Wiem, kim dla ciebie jest i jak... jaki przez to byłeś — szepnęła, bojąc się jego reakcji. — I wiem, ile...
— Siedział w pierdlu, tak? Jak mało ten skurwiel dostał — dokończył za nią, gdy nie potrafiła powiedzieć tego na głos. Już nie bał się na nią spojrzeć. Teraz bardzo chciał, żeby to ona spojrzała na niego, żeby mógł przełknąć cokolwiek, co zobaczyłby na jej twarzy. — A Kang powiedział ci za co siedział?
Gdy niepewnie skinęła głową wypuścił wstrzymywane powietrze i zwrócił się w stronę miasta, łapiąc poręcz drugą dłonią. Pochylił się, chowając głowę między ramionami nie wiedząc jak p inaczej przetrawić wszystkie emocje, które w nim szalały. Miał ochotę uciec z dachu i zaszyć się w swoim pokoju. Wyjaśnić sobie kilka spraw z Kangiem. Pojechać do Minho, powiedzieć mu o wszystkim i wyżyć się na ringu. Cokolwiek, byle uciec przed tym przerażającym uczuciem odrzucenia, którego, był pewien, zaraz doświadczy. Uciec przed litością, uciec przed świadomością, że kolejna osoba wiedziała o nim więcej niżby tego chciał. Przed oceniającym spojrzeniem.
— Bin. — Z gonitwy wyrwał go niepewny głos blondynki i dłoń, zaciskająca się na jego ramieniu. — Przepraszam, nie chciałam się wtrącać, po prostu...
— Rozumiem — przerwał jej. — Okłamałem cię. Chciałaś wiedzieć, dlaczego.
— Naprawdę przepraszam — powtórzyła, będąc przerażona zachowaniem chłopaka. Nigdy nie widziała go tak zagubionego i zrezygnowanego jak w tej chwili. — Nie chciałam grzebać w twoim życiu, ale nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego kręciłeś, a że Sang jest moim dobrym przyjaciele pomyślałam, że po prostu zapytam, ale...
Zesztywniał, gdy zamilkła, podskórnie czując, co Kang mógł jej powiedzieć, jakiej rady udzielić. Nienawidził tylko faktu, że nie miał prawa mieć mu tego za złe. Sam pewnie postąpiłby tak samo.
— Kazał ci się trzymać ode mnie z daleka, prawda? — zapytał cicho, nagle prostując plecy i wypuszczając chłodny metal z palców. Nadal jednak nie podniósł głowy.
— Nie — pokręciła głową, mocniej zaciskając rękę na ramieniu chłopaka, chcąc by na nią spojrzał, jednak miała wrażenie, że ten jedynie bardziej napiął mięśnie. — Powiedział tylko, żebym zrozumiała na co się piszę tą znajomością. Uświadomił też, że bardzo się zmieniłeś i musi mieć rację, bo ja nie widzę tamtego Changbina.
— Oh, nie przejmuj się — prychnął w końcu cynicznie. — Poczekaj miesiąc, może dwa, i to co wiesz zacznie w końcu wpływać na twój punkt postrzegania mojej osoby. — Cofnął się o krok, sprawiając, że musiała go puścić, i spojrzał jej w oczy. Wtedy po raz pierwszy zrozumiała, o czym mówił tamtego wieczora w studiu. Miała wrażenie, że był blisko wybuchu, że poruszyła zbyt niepewny temat; weszła na grząski grunt. — W końcu zauważysz, że niedaleko pada jabłko od jabłoni.
— Dlaczego miałabym postrzegać cię przez pryzmat tego, co twojej rodzinie zrobił twój ojciec? — Skonsternowana uniosła brwi, obserwując jak na jego twarz również wstępuje wyraz zdziwienia. — Jasne, współczuję ci takiego dzieciństwa. Musiałabym nie mieć uczuć, żeby tego nie robić, ale nie zwykłam zadawać się z kimś z litości, ani oceniać kogoś po czynach ich rodziców. Myślałeś, że co teraz zrobię? — warknęła nagle, zbulwersowana jego tokiem rozumowania. Był tak pewny swego, że przestraszyła się tego, ile razy już przerabiał ten scenariusz; ile razy ktoś go nie zaakceptował. — Stwierdzę, że nie chcę mieć z tobą do czynienia, bo nad sobą nie panujesz?
— Możesz mnie winić?! — wybuchnął nagle, posyłając jej ostre spojrzenie. — Praktycznie każdy, kto się dowiadywał, a potem łączył to z boksem i napadami agresji, z którymi jeszcze długo po jego aresztowaniu walczyłem, automatycznie się ode mnie odcinał i unikał za wszelką cenę.
— Changbin. — Starała się na szybko sklecić własne myśli w racjonalną całość. Zanim chłopak ucieknie. — Nie jesteś swoim ojcem. Nigdy nie zrobiłeś nic, przez co pomyślałabym, że mnie uderzysz. Dlaczego miałabym nagle się od ciebie odcinać, skoro się zmieniłeś?
— Jesteś pewna, że się zmieniłem? — Otworzyła usta, chcąc potwierdzić własne słowa, jednak coś w jego oczach kazało jej nie odpowiadać. Zaległa między nimi pełna napięcia cisza.
Soojin przestąpiła z nogi na nogę, nie potrafiąc podjąć decyzji, gdy Changbin w końcu ponownie odwrócił się w stronę miasta i zacisnął dłonie na poręczy. Sam nie wiedział, dlaczego to robił. Jakby za wszelką cenę starał się ją przekonać, że musi przed nim uciekać, nawet jeśli tego nie chciał. Nie wiedział, czy to strach, czy chora potrzeba usłyszenia kolejnego zapewnienia, że ona zostanie. Pierwszy raz spotkał osobę spoza ich małej grupki, która na jego przeszłość, nawet jeśli niepełną, zareagowała tak stoicko. Nikt poza Mayą, która i tak wpakowała się w tę znajomość bez biletu powrotnego w dniu, w którym poznała Minho.
Tymczasem dziewczyna obserwowała jak niepewność, złość i zrezygnowanie prześlizgują się na jego twarzy, poprzecinane nadzieją i niezrozumieniem, zupełnie jak klatki filmu. Rozpoznawała każdą emocję, każdą zmianę nastroju, widziała walkę, którą toczył w środku i po raz pierwszy postanowiła nie być tchórzem.
— Bin — zwróciła jego uwagę, zadowolona faktem, że niemal od razu zwrócił twarz w jej stronę. — Posłuchaj, może nie mam pojęcia, jak to jest dorastać w domu przepełnionym przemocą i cierpieniem. Nie wiem, jak to jest nie panować nad agresją, nie mam choćby nikłej świadomości, jak to jest, gdy zamiast ci pomóc, ludzie unikają cię przez głupi strach. — Spuściła wzrok, widząc jak zmarszczył brwi. — Wiem za to, jak to jest, gdy przyjaciele wbijają ci nóż w plecy, gdy nagle nie masz prawie nikogo, komu mógłbyś zaufać. Ale przede wszystkim wiem, jak to jest być pod ostrzałem oskarżających i pogardliwych spojrzeń. — Uniosła rozogniony wzrok i podeszła bliżej chłopaka, zostawiając między nimi jedynie centymetry wolnej przestrzeni. — Wiem, jak bardzo można przez to znienawidzić życie i ludzi, i widzę, że ty mimo wszystko nadal trzymasz się na powierzchni. Nawet nie próbuj. — Wymierzyła palec w jego usta, gdy otwierał je, chcąc jej przerwać. Na ten gest jednak zrezygnował i z coraz większą konsternacją słuchał jej słów. — Ani razu nie zrobiłeś w mojej obecności czegoś, przez co posądziłabym cię o agresywność. Nigdy nie próbowałeś mnie umyślnie zranić. Zamiast naciskać, wycofywałeś się, kiedy można by pomyśleć, że posuwasz się za daleko. A to? — prychnęła, czując się na tyle pewnie, żeby musnąć palcami blednącego nad brwią chłopaka siniaka. Kolejnego. — Nie wiem, po jaką cholerę pozwalasz tak się obijać po tej przystojnej buźce, ale jakim prawem ktoś przez sport, który uprawiasz, myśli, że może oceniać to, jakim jesteś człowiekiem? Bo tak się składa, że jedno gówno ma do drugiego. — Chwyciła palcami jego brodę, gdy chciał odwrócić twarz i delikatnie zmusiła, żeby spojrzał jej w oczy. — Jesteś dobrym człowiekiem i udowodniłeś mi to wielokrotnie, i to jeszcze nawet zanim poznałam twoje imię, rozumiesz?
Wpatrywał się w nią zupełnie oszołomiony. Miejsca, w których jej palce dotykały jego twarzy, mrowiły, wywołując w nim ochotę zamknięcia jej drobnej dłoni w własnej. Rozognione blaskiem determinacji oczy nie pozwalały odwrócić od nich wzroku, a pewność, która z nich biła, kazała mu uwierzyć w jej słowa. Ten jeden raz opuścić własną poprzeczkę, dostrzec to, co widziała ona.
— Uważasz, że jestem przystojny? — zapytał po chwili ciszy, chcąc rozładować to dziwne, elektryzujące napięcie, które zawisło w powietrzu.
Soojin prychnęła, puściła jego twarz i pchnęła nią chłopaka w ramię, przewracając przy tym oczami, ale Seo złapał jej nadgarstek zanim się cofnęła i przyciągnął ją bliżej, oplatając ramionami.
— Dziękuję.
— Nie masz za co, idioto — mruknęła, kręcąc delikatnie głową nad jego ramieniem. — Od tego są przyjaciele, sam mi to mówiłeś.
Kim rozluźniła się, gdy brunet mruknął coś po nosem na zgodę i w końcu objęła chłopaka, mocniej go do siebie przyciskając. Gładziła go delikatnie po plecach, cierpliwie czekając, aż się rozluźni, aż zrozumie, że ona nigdzie się nie wybierała. Akceptowała go takiego, jakim był, z całym jego bagażem. Bo właśnie tak powinni postępować przyjaciele.
Przez jej głowę zdążyła jedynie przelecieć myśl o tym, czy aby na pewno nadal byli jedynie przyjaciółmi.
*
5 listopada 2019
Zmarszczył brwi, gdy po otwarciu drzwi mieszkania dobiegł go dźwięk, którego nie spodziewał się usłyszeć. Dostrzegł dwie pary butów w przedsionku i przewrócił oczami szybko łącząc fakty – Han. To musiał być Jisung i jego chora ciekawość, szczególnie jeśli chodziło o pliki na jego komputerze. Ciągle zapominał zmienić to nieszczęsne hasło.
Westchnął ciężko i wszedł głębiej do salonu, rzucając plecak w kąt skórzanej sofy i podszedł do uchylonych drzwi studia, zaraz opierając się o framugę. Skrzyżował ramiona na piersi oskarżycielsko patrząc na dwójkę przyjaciół, nadal nieświadomych jego obecności, pochylających się nad jego laptopem, słuchających jego tracku i chichoczących pod nosem na cholera ich wie jaki temat.
— Dobrze się bawicie? — zapytał, wywołując bardzo satysfakcjonującą reakcję.
Han podskoczył na siedzeniu, zaraz klnąc szpetnie, gdy uderzył kolanem o blat biurka i odwrócił się, posyłając mu wrogie spojrzenie. Jednak Bin był zbyt zajęty obserwowaniem Banga, skaczącego chaotycznie po pokoju i wachlującego dłoń, którą uderzył w rzeczone biurko, gdy chciał odwrócić się w stronę bruneta.
— Uprzedzaj, zanim się zakradniesz — burknął Jisung, masując obolałe kolano, zupełnie ignorując skwaszoną minę Banga.
— Mam przypomnieć czyje nazwisko widnieje na umowie najmu? — Changbin uniósł brew, przerzucając wzrok między przyjaciółmi, zanim prychnął, gdy oboje w tej samej chwili przewrócili oczami. Możliwe, że za często korzystał z tego argumentu. Tylko trochę.
— Co nie znaczy, że masz nas przyprawiać o zawał. — Chan nie wyglądał zbyt poważnie, gdy rzucił mu karcące spojrzenie, nadal przestępując z nogi na nogę i masując obolałą dłoń. — Nie mogłeś trzasnąć drzwiami, czy chociaż krzyknąć?
— Żebyście zdążyli odstawić mój komputer na miejsce? — Posłał im ironiczny uśmieszek, po czym w końcu wszedł do środka i opadł ciężko na kanapę, zaraz odchylając głowę w tył, wygodnie kładąc ją na oparciu. Machnął niedbale ręką w ich stronę. — Czego tam znowu szukaliście?
— Niczego — odpowiedzieli jednocześnie, zmuszając go do uchylenia dopiero co zamkniętej powieki. O ile Chan miał na tyle przyzwoitości, żeby odwrócić wzrok, Jisung wyszczerzył się do niego w najbardziej irytującym uśmiechu, jaki mógł z siebie w tamtej chwili wydobyć.
— To coś znalazło nas — parsknął szatyn i włączył ponownie demo, które instynktownie zatrzymał, gdy Seo ich zaskoczył.
Melodyjny, zachrypnięty kobiecy głos wypełnił pomieszczenie, momentalnie odsyłając Bina myślami na dach uniwersytetu. Drgnęła mu powieka i wyprostował się na siedzeniu, nie będąc pewnym jak zareagować. To tylko kolejna piosenka, zwykły projekt na studia, ale po dzisiejszym dniu nie był w stanie obojętnie słuchać hipnotyzującego głosu Soojin. Nie, kiedy między nimi padło tyle słów i kiedy tyle jeszcze nie zdążyło, mimo że powinny.
Przyjrzał się z rezerwą głupim uśmieszkom przyjaciół i jęknął, świadomy co musiało właśnie rozgrywać się w ich głowach. Wymierzył oskarżycielsko palcem gdzieś pomiędzy nimi i zmrużył powieki.
— Nawet nie zaczynajcie. Cokolwiek wykwitło w tych waszych walniętych główkach — warknął. — To tylko projekt na produkcję muzyczną. Sami wykopaliście mnie na te studia, więc ani słowa, jasne?
— Dziewczyna ma dobry głos. — Bang parsknął śmiechem, przysiadając na ramieniu sofy. — Powinieneś poprosić ją o jakieś chórki do któregoś tracku.
— Kim jesteś i co zrobiłeś z Chanem? — Jisung uniósł brwi, posyłając blondynowi kwestionujące spojrzenie.
— Hej nie mówię, że mają wziąć ślub i mieć gromadkę dzieci. — Chłopak uniósł dłonie, swoimi słowami wywołując parsknięcie Seo. — Mówię tylko, że któryś z jego tracków zyskałby ciekawy klimat z jej pomocą. Trzeba rozwijać się muzycznie.
— Nie wierzę, że sam detektyw Bang Christopher Chan zasugerował Changbinowi socjalizowanie się. — Bin przewrócił oczami, gdy Han posłał blondynowi sarkastyczny uśmieszek.
— Moglibyśmy zostawić ten temat w spokoju i wziąć się do pracy? — burknął nieco ostrzej niż zamierzał i natychmiast tego pożałował, gdy zdezorientowane spojrzenia przyjaciół zaczęły wywiercać w nim dziury.
—Co z tobą? — Jisung umościł się wygodniej na krześle, uważnie lustrując jego twarz. — Zazwyczaj nie przepuszczasz okazji pastwienia się nad Chanem.
— Przyznaję z ubolewaniem. — Bang posłał najmłodszemu ostre spojrzenie, zaraz jednak łagodniejszy wzrok przenosząc na bruneta. — Han ma rację. Lubisz się nade mną pastwić. Co ci jest?
Changbin spuścił wzrok i przygryzł wargę, rozważając za i przeciw poinformowania ich o sytuacji. Sprawy nie ułatwiał fakt, że nie mogli dowiedzieć się o jego spotkaniu z ojcem. Wystarczająco żałował tego, że Minho wiedział, co się dzieje i na każdym kroku potępiał jego brak asertywności względem tego człowieka. Brunet co prawda wiedział, że teraz stąpa po cienkim lodzie, ale zdawał sobie też sprawę, że gdyby na samym początku nie zgodził się na warunki Dongwooka, ten nie miałby go czym szantażować. To przez niego Bin wplątał się w te przeklęte zakłady; przez niego i chęć ochronienia matki przed jakimkolwiek kontaktem z tym człowiekiem. Ostatnie czego chciał, to żeby straciła spokój, na który tak długo czekała. Nawet jeśli Lee rozumiał, dlaczego teraz nie może nic zrobić, nie znaczyło, że nie miał zamiaru mu przypominać, że to przez własną głupotę siedział po uszy w tym gównie.
Bin nie miał zamiaru zwalać sobie całej reszty na głowę. Wiedział, że szczególnie ta dwójka, byłaby sto razy gorsza od Minho. Nie poprzestaliby na wypominaniu mu jego głupoty, jednocześnie szanując jego decyzję. Ba, to Lee wkręcił go w walki, Changbin jedynie wykorzystał jego propozycję i poszedł o krok dalej, wchodząc w świat zakładów i ustawek. Mimo że nigdy wcześniej nie widział, żeby Lino ponownie był tak blisko stracenia kontroli, jak w momencie, w któym wyciągnął go z tarapatów po jednej z nich, blondyn zawsze lojalnie dotrzymywał tajemnicy. Dlatego Bin milczał o May, wiedział, że to ich taki chory układ, który najwidoczniej niedługo miał dobiec końca, gdyby Dongwook nie dowiedział się o ustawkach. W tej sytuacji Seo był pewien, że Minho dotrzyma tajemnicy tak długo, jak Bin uzna za stosowne.
Nie, Chan i Jisung już teraz suszyli mu głowę o każdą jedną, choćby najmniejszą walkę; każdą dłuższą zmianę ponad jego siły, każdą zarwaną noc i każdy dodatkowy problem, który sam zwalał sobie na głowę. Poza tym, gdyby nie oni, zupełnie zrezygnowałby z wymarzonych studiów i 3RACHY. Zapomniałby o muzyce i prawdopodobnie do końca życia zaharowywałby się za najniższą krajową, zapominając o jakiejkolwiek pasji. Prychnął cicho, gdy po raz kolejny w ciągu ostatnich lat uderzyło go, że gdyby nie oni, już dawno wąchałby kwiatki od spodu. To do nich zwrócił się o pomoc, gdy nie dawał już rady. To oni ze wszystkich sił próbowali utrzymać go na powierzchni. To oni poświęcili dla niego najwięcej.
Nie umniejszał zasług reszty paczki, ale wiedział, że to tej dwójce zawsze sprawiał najwięcej kłopotów, nie chcąc dokładać zmartwień reszcie chłopaków. Wystarczająco źle czuł się dzwoniąc w środku nocy z płaczem do Chana, wyciągając go z łóżka jednym cholernym zdaniem — Nie daje już rady. Zawsze zastanawiał się, ile przepisów Bang łamał, żeby znaleźć się w jego mieszkaniu tak szybko i upewnić się, że nie robi nic głupiego. Dość kłopotów narobił Hanowi, zalewając się w trupa w jego obecności i skarżąc się na całą niesprawiedliwość świata, sprawiając potem problemy, gdy trzeba był dostarczyć go do domu w jednym kawałku. Za dużo zmartwień zwalił im na głowę w przeciągu ostatnich lat.
Dlatego też nie miał serca powiedzieć im, że znowu nawalił, że sytuacja po raz kolejny wymyka mu się spod kontroli; że życia znowu zaczyna przeciekać mu między palcami. Z tego powodu po raz kolejny zdecydował się na półprawdę. Miał wrażenie, że w omijaniu najważniejszych informacji osiągnął już mistrzostwo.
— Soojin wie — burknął cicho, rzucając szybkie spojrzenie chłopakom. Nie umknęło jego uwadze, jak różne były ich reakcje, co jedynie potwierdziły ich pytania.
— Co? — Han marszczył brwi w zupełnym niezrozumieniu sytuacji – kompletne przeciwieństwo chłodu bijącego z oczu Banga
— Kto? — Jego ton był rzeczowy i Bin wiedział, że blondyn przynajmniej domyśla się, o co chodzi.
— Soojin. — Skinął głową w kierunku laptopa, kompletnie ignorując grymas irytacji na twarzy Jisunga
— Ta dziewczyna, z którą robisz projekt — to nie było pytanie. Chris nawet nie usłyszał odpowiedzi, odpływając w świat własnych myśli.
— Tsa.
— Haloooo? — Han machał ręką w kierunku bruneta, dopóki Bin nie skupił na nim wzroku. — Wie co?
— Wie o moim ojcu — odpowiedziała matowym głosem, wpatrując się przyjacielowi w oczy, póki nie dojrzał w nich zrozumienia. — Wie o więzieniu i o moich problemach z agresją.
— Jak? — wybąkał Jisung.
— Pracuje w barze z Kangiem. — Odwrócił wzrok, nie chcąc, żeby którykolwiek z nich dopatrzył się kłamstwa na jego twarzy. Może i nigdy nie wątpili w jego prawdomówność, ale znali go już tyle lat, że sam nie wiedział, czy naprawdę się nie domyślają, czy tylko udają, że nie widzą, jak lawiruje pomiędzy niektórymi tematami, tylko po to, żeby go nie przytłaczać. — Widział, jak rozmawiamy w okolicach kampusu i stwierdził, że powinna wiedzieć, zanim wpakuje się w znajomość ze mną.
To nie do końca było kłamstwo, nawet jeśli Yeosang tak naprawdę nie miał złych intencji, a Bin przedstawił go tutaj w nieco negatywnym świetle. Ważne było to, że w reakcji uzyskał dwa niedowierzające prychnięcia i wiedział, że nie będą niczego dociekać, skupiając się na niechęci do barmana.
— Chuj — usłyszał burknięcie Hana, dlatego szybko wyciągnął w jego stronę dłoń, powstrzymując go przed kolejnymi wyzwiskami.
— Nieważne — mruknął. — Ważne, że Soojin nie ma zamiaru w najbliższym cazsie uciekać, gdzie pieprz rośnie, więc po prostu odpuśćcie, okej?
— Bin ma rację. — Chan posłał najmłodszemu chłopakowi ostre spojrzenie, gdy zauważył, że ten miał zamiar drążyć. — Musimy skupić się na piątkowym Rave’ie. Wyjątkowo mamy scenę dla siebie i nie możemy tego zawalić. Poza tym już załatwiłem zamianę w pracy, więc nawet nie próbujcie mi się z tego wymigiwać.
Pozostała dwójka parsknęła śmiechem, słysząc zbulwersowany ton lidera. Był miłą odmianą od jego zazwyczaj chłodnej i pozbawionej emocji twarzy, a Bin był wdzięczny za tak szybkie rozładowanie napięcia i uszanowanie jego prośby.
— Nie bój się, nikt nigdzie nie ucieka — prychnął Seo i wygodniej rozsiadł się na kanapie, teraz zrelaksowany i spokojny. — Naniosę ostatnie poprawki pojutrze, po walce i w czwartek możemy na spokojnie omówić szczegóły.
W pomieszczeniu kolejny raz zapadła pełna napięcia cisza, gdy Chan i Jisung wlepili w bruneta nieprzychylne spojrzenia i Seo szybko zrozumiał swój błąd. Jęknął głośno, nawet nie próbując udawać, że ma zamiar ich słuchać.
— Możecie tego tematu też nie zaczynać? — warknął. — Nie zliczę, ile razy robiliście mi o to awantury i gdzie w tej chwili jesteśmy? Nadal w tym samym punkcie, więc z łaski swojej, oszczędźcie mi tego chociaż dzisiaj.
— Gdybyś zrezygnował, nie tkwilibyśmy w tym punkcie — skwitował Han, krzyżując ramiona na piersi. — Nie rozumiem na chuj ci te walki, skoro tylko robisz sobie krzywdę i tracisz czas. Nie wystarczą ci treningi z Minho? Zapomniałeś już do czego to doprowadziło w jego przypadku?
— Doskonale wiesz, że to nie tak wyglądało i po prostu robisz z tego wymówkę, Han. — Ton jego głosu był agresywny, zbyt jak na jego gust. Za bardzo sprzyjał utwierdzaniu ich w ich opinii.
— Mimo wszystko ma trochę racji — wciął się Bang, wywołując u Bina kolejne jęknięcie. — Miałeś unikać wszystkiego, co mogłoby spowodować utratę kontroli.
— Nigdy nie straciłem kontroli na ringu — warknął, spoglądając na blondyna z wyrzutem. — Od trzech cholernych lat nad sobą panuję, więc nie próbujcie mi wmawiać, że nagle skończę.
— Problem w tym, że tak będzie! — Jisung zerwał się z siedzenia i szybko pokonał dzielącą ich odległość. Pochylił się nad brunetem i zacisnął pięść na jego koszulce. — Tym razem nie walczysz z randomowym gościem. Sparowali cię z Parkiem, a ty nie panujesz nad sobą w jego obecności!
— Han, uspokój się. — Chan spróbował oderwać go od bruneta, jednak Seo zdążył wstać i wyszarpnąć się z jego uścisku.
— Dlatego macie tam być. — Szatyn zreflektował się, gdy usłyszał chłodny, opanowany głos Changbina i zobaczył karcące spojrzenie Chrisa. Może trochę przesadził. Odrobinę. — Przypomnę ci, że właśnie z tego powodu obiecaliście Minho się tam pojawić. Wiem, że ten sukinsyn może mnie sprowokować i wiem, że Lino poprosił was przez to o pomoc. Pamiętaj tylko, że każdy może zostać wyprowadzony z równowagi i to nie ma nic wspólnego z moimi napadami agresji.
— A propos Minho. — Bang po raz kolejny spróbował rozładować atmosferę, wiedząc, że to kiepski czas i sposób na jakiekolwiek negocjację z Binem. — Czy ktokolwiek orientuje się, gdzie zniknął w ostatnim tygodniu?
— Dlaczego patrzysz na mnie? — Brunet zmarszczył brwi.
— W końcu to ty z nim trenujesz, idioto — burknął Han, zaraz usadzony spojrzeniem Banga.
— Co nie znaczy, że wiem, gdzie się szlaja. — Zmrużył powieki, ale puścił przytyk mimo uszu. Nie chciał się kłócić ani radzić sobie z wkurzonym Chrisem. — Pojawia się tylko przed treningami, nie wiem, czy akurat siedzi w klubie, czy zjawia się tam kilka minut przede mną. Wiem tylko, że kierowniczka zajmuje się formalnościami i zapisami.
Kolejna półprawda. May w rzeczywistości załatwiała wiele rzeczy i trzymała rękę na pulsie, gdy Minho kręcił się po podejrzanych knajpach, szukając konkretniejszych powiązań Kima i jego paczki z narkotykowym półświatkiem. Nie mógł im jednak powiedzieć nic więcej, bo Lee ukręciłby mu kark przy samej dupie. Minho musiał wytłumaczyć się sam i Changbin nie miał zamiaru się w to wtrącać.
— Musi na siebie bardziej uważać — mruknął Bang, krzywiąc się na myśl o tym, co robił jego przyjaciel i to niestety za jego zgodą. — Wiem, że zna dużo ludzi z tej branży i umie o siebie zadbać; wie komu zaufać, ale ostatnio mam wrażenie, że posuwa się za daleko.
— Masz zamiar być tym, który go w tym uświadomi? — Seo rzucił mu wyzywające spojrzenie, chcąc chociaż w ten sposób odbić sobie poprzednie wyrzuty. Chan jednak nie dał się na to złapać. Rzucił brunetowi jedynie grobowe spojrzenie i zmrużył powieki.
— Jeśli będę musiał.
Bin poczuł dreszcz wędrujący w dół pleców i wymienił z Hanem zaniepokojone spojrzenia. Konfrontacja tej dwójki nigdy nie zwiastowała niczego dobrego, a miał wrażenie, że nadejdzie szybciej, niż ktokolwiek by tego chciał. Szczególnie, jeśli Minho naprawdę postanowił przestać ich okłamywać. Zapowiadała się konkretna awantura.
Komentarze
Prześlij komentarz