Chapter IV


8 października 2019, 12:55 

 

Hyunjin stał na schodach przed wejściem do budynku. Deszcz nieustannie siekł w daszek, spod którego musiał za moment wyjść i już sama tego świadomość przyprawiała go o dreszcze. Ponownie spojrzał na ekran komórki, co wyrwało z jego gardła jęk frustracji. 


Od: Bangchan 

Zawijaj dupę do mojego auta. 

I zrób to szybko. 

Wyświetlono 12:52 


Uniósł wzrok i zaczął przeskakiwać z nogi na nogę, rozglądając się niecierpliwie po parkingu, jednak zacinający deszcz ograniczał mu widoczność. Zmrużył powieki, kiedy zobaczył dwa mrugające światła, w najdalszym rogu betonowego placu. Jęknął cicho, schował telefon do kieszeni i zarzucił kaptur na głowę. Po chwili wahania zbiegł po schodach i ruszył najszybciej jak potrafił do czarnego jeepa, który nadal mrugał światłami. Hwang zdążył pomyśleć, że Chan pewnie nawet go nie widzi. 

Dopadł auta i z mruknięciem ulgi wpakował się na ciepłe siedzenie, zatrzaskując za sobą drzwi. 

— Nie mogłeś stanąć bliżej? — Szatyn zaczął zaciekle pocierać materiał przemoczonej bluzy na ramionach, wcześniej ściągając z głowy kaptur. Chan jedynie podkręcił ogrzewanie, cały czas wpatrując się w przednią szybę. — Więc? O co chodzi? 

— Mamy problem — mruknął cicho blondyn, w końcu odwracając do niego głowę. Młodszy chłopak mimowolnie skulił się w sobie pod nieruchomym spojrzeniem ciemnych oczu. 

— Jaki? — Instynktownie ściszył głos, zupełnie jak winne dziecko, rugane przez rodzica. 

— Dostałem nakaz — westchnął ciężko, ponownie instalując wzrok w mokrej szybie. — Kazali mi złożyć wizytę waszemu rektorowi i mieć oko na cały uniwersytet. 

Hyunjin zamarł, analizując w głowie słowa przyjaciela. Kiedy powaga sytuacji w pełni do niego dotarła, wytrzeszczył oczy, z niedowierzaniem wpatrując się w twarz Banga. 

— Chcesz powiedzieć, że narkotykowi w końcu zainteresowali się tym burdelem? — Uniósł brwi, widząc jak przyjaciel przeczesuje palcami włosy. Był zdenerwowany. — Dlaczego się nie cieszysz? 

— Bo ten idiota zawęził mi pole działania do kilku osób, z czego większość z nich jest niewinna — warknął blondyn, uderzając dłonią w kierownicę. 

— Rektor. — To nie było pytanie, ale Bang jakby automatycznie zaczął kręcić głową. 

— Jest gorzej niż myślałem. — Chan w końcu zwrócił się całym ciałem w stronę szatyna, tym razem nie mając zamiaru znowu uciekać wzrokiem. — Rektor podejrzewa was, Hyunjin. 

— Jak to nas? — Szatyn zmarszczył brwi. — Mnie i Lixa? 

— I Mina. — Chan skinął głową, nerwowo bębniąc palcami o swoje kolano. — Poza wami na jego radarze jest Jeong i jego banda pomagierów, kilka dzieciaków, które od niego kupowały i jakaś dziewczyna, która kręci się w pobliżu tego szajsu. 

— Ale dlaczego? 

— Bo nie uważacie, kiedy coś się odwala. — Blondyn jęknął przeciągle, unosząc wzrok na podsufitkę. — Zawsze jesteście obok, a przypominam ci, że minął zaledwie tydzień, Hyu. Wasz rektor może i sprawia wrażenie głupiego, poczciwego dziadka, ale ma kamery i widzi, kto, gdzie, kiedy i z kim. 

— No to, dlaczego jeszcze nie złapał prawdziwego winowajcy? — warknął chłopak, spoglądając wyczekująco na przyjaciela. 

— Bo nie złapał nikogo na gorącym uczynku. — Bang westchnął ciężko i zwrócił swoje zmęczone oczy na twarz szatyna. — Nie dostałęm od niego żadnych twardych dowodów, żadnych podstaw przeszukania, żadnych cholernych świadków. Nic Jin, po prostu zero. Tylko zapis z kamer i banda smarkaczy kręcąca się po rzadko uczęszczanych korytarzach. 

— Hej! — Hwang uderzył blondyna w ramię, zbulwersowany określeniem, którego użył, ale bardzo szybko skupił uwagę na problemie. — Co mamy teraz zrobić? 

— Nie wychylać się. 

— Ale... 

— Nie Hyunjin — przerwał mu ostrym tonem. — Żadnych, ale. Jeśli my włączymy was w krąg podejrzanych, nie uwolnicie się od ogona. Wtedy cały wydział szybko zrozumie, że nie tylko Seungmin jest moim znajomym. Jak myślisz, jakie konsekwencje wyciągną z tej sytuacji moi przełożeni? — Mierzył go twardym spojrzeniem, nie pozwalając chłopakowi wymyślić żadnego sensownego argumentu. — Jak szybko dojdą do tego, że wiecie o tym śledztwie o wiele za dużo? Co zrobią, kiedy zrozumieją, że szukam na własną rękę i to z pomocą cywilów? 

— Odsuną cię od tej sprawy — wymamrotał Hwang, spuszczając wzrok. 

— Albo zwolnią dyscyplinarnie. — Chan przetarł zmęczoną twarz dłońmi. — Tu już nawet nie chodzi o to, że boję się tych konsekwencji. Wstąpiłem do tego wydziału tylko po to, żeby ich dorwać. Ale chcę to zrobić zanim wylecę na zbity pysk, więc po prostu nie pogarszajcie sytuacji. 

W aucie zapadła cisza. Hyunjin powoli analizował wszystkie za i przeciw, od początku mając świadomość, że starszy chłopak ma rację. Chciał pomóc, chciał się zemścić, ale nie kosztem pracy Banga i kompletnego odcięcia od informacji, które mieli narkotykowi. Nie chciał zmarnować pięciu lat gonienia za celem, kiedy ten zdawał się znajdować tak blisko. Kiedy sprawa zaczynała nabierać tempa, w końcu biorąc na celownik prawdziwych winowajców. Wiedział, że nie tylko uniwersytet jest pod obserwacją, zdawał sobie sprawę, że inna drużyna, współpracując z policją, obserwuje dom Kima. Po prostu musieli tego nie spieprzyć. 

— A co z Minem? — zapytał w końcu, instalując wzrok w mokrej szybie. 

— A co ma z nim być? 

— Mnie i Felixa złapały kamery — zaczął powoli, sam dopiero składając myśli w całość. — My musimy przestać się kręcić wokół problemów. Ale Min? On przecież działa w sieci. Większość jego ingerencji to zabawa z kamerami i próby zhakowania tego cholernego komputera. 

— On też musi dać sobie spokój. — Bang westchnął ciężko, śledząc spojrzeniem spływające po szkle krople. — Okazuje się, że wasz uniwerek ma założony system chroniący dane. Dwa razy dostali alert, że ktoś wbił się do systemu. Seungmin musi albo przestać, albo znaleźć lepszy sposób. 

To przyciągnęło jego uwagę. Uniósł brwi, spoglądając na przyjaciela. Na twarzy Banga rozciągał się teraz przybiegły uśmieszek i to dopiero on uświadomił mu, o co tak naprawdę chodzi. Mieli zniknąć na jakiś czas z radaru, nie zaprzestać jakichkolwiek działań. Jego usta mimowolnie rozciągnęły się w podobnym grymasie. 

— Przekaże Minowi, że prawie wpadł. Dwa razy — parsknął szatyn z rozbawieniem. — Myślę, że będzie sobą bardzo rozczarowany. 

— Tak, myślę, że będzie chciał się poprawić. — Chan wyszczerzył się od ucha do ucha, wyciągając dłoń w kierunku Hyunjina i prostując palce. — Wiem nawet od czego zacząć. 

 


* 


 

8 października 2019, 13:42 

 

— Czyli w dużym skrócie. — Felix złapał w palce nasadę nosa, zaczynając spacerować między wciąż siedzącą na ławce Yumiko i opierającym się o katedrę Hwangiem, który teraz spoglądał na nową znajomą z dozą nieufności. — Chana wysłali do nas na uniwerek, rektor nas podejrzewa, ale Min ma mieć to w dupie i postarać się bardziej? 

Hyunjin skinął głową, przygryzając wargę w zdenerwowaniu. 

— Dlaczego podejrzewają nas? — mruknął blondyn, zatrzymując się nagle, by spojrzeć przyjacielowi prosto w oczy. 

— Nie słuchałeś mojego wywodu sprzed chwili? — warknął chłopak, przewracając przy tym oczami. — Chan nazwał naszego rektora idiotą. To chyba już mówi samo za siebie. 

Wtedy jego wzrok padł na Yumiko, przez cały ten czas obserwującą ich w milczeniu. 

— Podejrzewam, że gdy mówił o jakiejś dziewczynie, miał na myśli ciebie. — Hwang przeszył ją podejrzliwym spojrzeniem, ze zdziwieniem patrząc, jak zamiast się pod nim skulić, uniosła wyżej podbródek, bez wahania patrząc mu w oczy. — Dlaczego mielibyśmy ci zaufać? Dlaczego Lix ci zaufał? 

— Mogę zadać ci to samo pytanie. — Przewróciła oczami, patrząc na niego pobłażliwie. — Myślałam, że etap rozpoznania mamy za sobą. — Rzuciła znaczące spojrzeniem na Felixa, który speszył się, kiedy to Hyunjin skierował na niego zdziwiony wzrok. 

— Daj spokój, Hyu. — Lee przetarł twarz dłońmi, nagle czując się kompletnie wykończony całą tą sytuacją. — Ona naprawdę jest po naszej stronie. 

— Dobra. — Chłopak uniósł ręce w geście poddania, uginając się po ostrzałem ich spojrzeń. — Po prostu jestem ostrożny. 

— Jak każdy z nas. — Sasaki posłała mu blady uśmiech, po czym z wahaniem stanęła na podłodze i spojrzała wyższemu chłopakowi w oczy. — Oni zabili mi brata Hyunjin. Uwierz mi, nie mam ochoty pomagać im w wykańczaniu kolejnych ludzi. 

Wyciągnęła przed siebie rękę, cierpliwie czekając, aż Hwang przetrawi jej słowa. Gdy szatyn zrozumiał, co dziewczyna właśnie powiedziała, instynktownie przeniósł wzrok na blondyna. Lix jedynie skinął głową zaciskając usta w cienką kreskę. Hyunjin musiał sam dojść do wniosków, do których on doszedł niespełna piętnaście minut wcześniej. 

Wiedział, dlaczego Hwang był tak nieufny, widział jak patrzył na tę dziewczynę. Zdawał sobie sprawę z tego, jak bardzo przypominała Chaesun swoim zachowaniem. Sam podczas rozmowy z nią miał wrażenie, że cofnął się pięć lat wstecz i znowu rozmawiał z tą wiecznie butną przyjaciółką. Pamiętał też doskonale, jak ta zawsze stawała w obronie Hyu, gdy Chana i Bina nie było w pobliżu. Jak to jej jako pierwszej powiedział o swojej orientacji. Do teraz pamiętał podsłuchaną rozmowę Hwanga z Chanem, kiedy ten groził Bangowi, że odetnie mu jaja, jeśli kiedykolwiek ją skrzywdzi. Hyunjina nie obchodziło to, że to ona była starsza, ani to, że to nie on był jej bratem. Łączyła ich silna przyjaźń, silniejsza niż resztę, a teraz przed jego oczami stała dziewczyna tak samo silna charakterem, nie mająca zamiaru chylić czoła przed kimkolwiek. Zdawał sobie sprawę, jak trudne mogło to być dla chłopaka. Dlatego, mimo nadziei na rozejm, zdziwił się, kiedy szatyn zamiast po prostu ująć dłoń dziewczyny w swoją, przyciągnął ją do siebie, zamykając w uścisku. 

— Przepraszam — mruknął we włosy Yumi, zanim pozwolił jej się odsunąć na długość ramion, z powagą spoglądając w niebieskie oczy. — Nie powinienem cię oceniać z góry. 

— Daj spokój — sparowała różowowłosa, tym razem posyłając mu o wiele szerszy uśmiech. — Wy też straciliście przez nich kogoś bliskiego. Miałeś prawo mi nie ufać. 

— To... — wciął się Felix, przerzucając wzrok to na dziewczynę, to na przyjaciela. — Co teraz? 

Hyunjin skrzyżował z nim spojrzenie i wyszczerzył się nagle, wyciągając z kieszeni czarnych dżinsów małego pendrive’a. 

— Teraz musimy znaleźć Mina. — Uśmiech poszerzył mu się jeszcze bardziej, widząc skołowanie na twarzach jego towarzyszy. — Chan ma pomysł. 

 


* 

 


Soojin snuła się po korytarzu, nerwowo wyłamując palce. Za niecałą godzinę miała zacząć produkcję dźwiękową, a to oznaczało konfrontację. Przez ostatni tydzień robiła wszystko, byle tylko uniknąć spotkania z nim. Siadała w najbardziej odległym od niego kącie każdej sali, a gdy okazywało się, że brunet nie jest w jej grupie, miała ochotę krzyczeć ze szczęścia. 

Nie potrafiła pozbyć się z głowy ich spotkania sprzed tygodnia, gdy omal nie weszła przez nieuwagę pod samochód – drugi raz tego samego dnia i to w przeciągu niecałej godziny. Nie potrafiła wytłumaczyć, dlaczego zachowała się względem niego tak agresywnie. Strach przed nim, irytacja kolejnym bohaterskim czynem z jego strony, czy ten stan emocjonalnej rozsypki po tym, co wydarzyło się w domu Honga – nie wiedziała, która z tych rzeczy była tego powodem. Wyrzuty sumienia opuszczały ją jednak, gdy tylko przypominała sobie jego pytanie. A może chciałaś wejść pod ten samochód, co? Wiedziała, że pożałował tych słów w momencie, w którym opuściły jego usta. Widziała w jego oczach poczucie winy, ale nie zmieniało to faktu, że to powiedział, że w ogóle tak pomyślał. A ona nie była w stanie wyjaśnić, dlaczego te słowa paliły ją żywym ogniem, dlaczego czuła, jak coś zżera ją od środka na myśl, że on może widzieć ją nadal taką, jak na moście. Tak słabą, próbującą uciec od rzeczywistości i kompletnie rozbitą. Nie dawało jej to spokoju. Miała wrażenie, że byłaby w takim wypadku niewdzięczna. Zawiodłaby go. 

Zmełła w ustach przekleństwo. Nie podobały jej się te emocje. To było do niej zupełnie niepodobne, ale nie mogła nic poradzić na tę znienawidzoną bezsilność, która dopadała ją w jego obecności. Zupełnie jakby sam jego widok wyłączał wszystkie jej instynkty, całą zdolność logicznego myślenia. Jakby pstryknięciem palców potrafił pozbawić ją racjonalności i ostrożności, zamienić ją w małą, zagubioną dziewczynkę, która nie umie się bronić. Nie przed nim. 

To, że się z kimś zderzyła, zrozumiała dopiero, gdy poczuła ból w pośladkach, na które upadła. Momentalnie wróciła do rzeczywistości, zdezorientowana wypatrując swojego oprawcy. Znalazła go szybciej, niżby zakładała. 

Różowowłosa dziewczyna siedziała w bliźniaczej pozie naprzeciw niej, wyglądając na równie skonfundowaną całą sytuacją. Dziewczyny wpatrywały się w siebie przez kilka oddechów, zanim nieznajoma pacnęła otwartą dłonią we własne czoło i spojrzała zrezygnowana na blondynkę. 

— Strasznie przepraszam. — Podniosła się szybko na nogi i podała Soojin dłoń, którą ta niepewnie przyjęła. — Już trzeci raz na kogoś dzisiaj wpadam, chociaż przyznam, że jesteś pierwszą, którą udało mi się powalić na kolana. 

— Na tyłek właściwie — parsknęła Kim stając na własnych nogach i posłała dziewczynie uśmiech. Nie wiedziała, dlaczego, ale poczuła do niej natychmiastową, bezwarunkową sympatię. 

— Chwila, ja cię znam. — Różowowłosa zmrużyła powieki, poprawiając na ramieniu pasek torby, którą wcześniej podniosła z podłogi. Kim poczuła się nagle nieswojo pod naporem tych niezwykłych, niebieskich tęczówek. Nerwy zaczęły wiązać kolejne węzły w jej żołądku, gdy próbowała zrozumieć, skąd dziewczyna może ją kojarzyć. Jednak kolejne słowa nieznajomej przyniosły falę ulgi. — Chodzimy razem na dzieje myśli filozoficznej, ale ty nie wyglądasz na myśliciela. 

Soojin po raz kolejny parsknęła pod nosem widząc, jak nieznajoma przekrzywia głowę, zupełnie jak ciekawski szczeniak. 

— Reżyseria i produkcja dźwięku — przyznała, mimowolnie uśmiechając się szczerze. 

— Historia i teoria sztuki. — Dziewczyna odwzajemniła uśmiech, zaraz ponownie tego dnia wyciągając do niej rękę. — Yumiko Sasaki. 

— Kim Soojin. — Blondynka ujęła jej dłoń, marszcząc po chwili brwi. — Nie wyglądasz na Japonkę. 

Yumiko zaśmiała się, zupełnie zaskoczona tokiem rozumowania nowej znajomej. 

— Mieszana krew mamy, ojciec Koreańczyk o słabych genach, niski poziom melaniny w organizmie i ta dam. — Rozłożyła ręce, okręcając się wokół własnej osi. — Wychodzi niebieskooka blondynka. A skoro i tak już jestem odmieńcem, to czemu by nie mieć różowych włosów, co nie? 

Soojin zaśmiała się radośnie, kiwając zgodnie głową z fascynacją obserwując tę niezwykłą indywidualność. 

— Właściwie to chyba możesz mi pomóc. — Soojin uniosła brwi, zaskoczona nagłą zmianą na twarzy Sasaki. — Skoro jesteś na wydziale muzycznym na pewno lepiej orientujesz się w tej części budynku. Możesz mi powiedzieć jak dojść do sal tanecznych? Znajomy poprosił, żebym tam przyszła po zajęciach, a zapomniałam mu wyjaśnić, że nie mam zielonego pojęcia, gdzie to jest. 

Kim zaskoczona rozwojem wypadków skinęła powoli głową i po chwili wahania machnęła ręką na dziewczynę, odwracając się na pięcie. Właśnie wracała z zajęć na temat rytmiki i tempa, które ich profesor uparł się prowadzić w towarzystwie studentów z wydziału tanecznego. 

— Zaprowadzę cię — mruknęła, czując wewnętrzną potrzebę spędzenia z dziewczyną większej ilości czasu. — I tak mam godzinę przerwy, muszę się czymś zająć. 

 


* 

 


Zrozumiała, że to będzie ciężki rok w momencie, w którym wykładowca zastrzegł, że nie życzy sobie żadnych zmian miejsc, dopóki nie zapamięta twarzy wszystkich swoich studentów. W tym przekonaniu utwierdził ją wzrok bruneta, który po wejściu do sali, automatycznie zainstalował go w jej sylwetce. Speszona spuściła wzrok, z całych sił próbując nie zerwać się z miejsca i nie wybiec z pomieszczenia. Nie była jeszcze na tyle zdesperowana, żeby wychodzić na wariatkę przed całą grupą. 

Z tego powodu siedziała jak na szpilkach przez bite półtorej godziny, nie mogąc zapanować na mętlikiem we własnej głowie. Przez cały czas czuła na sobie jego wzrok, kątem oka wyłapywała krótkie zerknięcia, ale poza tym chłopak nie zrobił nic, co mogłoby naruszyć jej przestrzeń osobistą. Nie odezwał się też ani słowem, poza krótkim “Cześć”, rzuconym, gdy opadł ciężko na własne krzesło, zostawiając między nimi puste miejsce. Miała wrażenie dysonansu poznawczego między chłopakiem, który nie chciał pozwolić jej spokojnie przejść ulicą, a milczkiem, który obserwował ją niczym wytrawny stalker, nie wykonując jednak w jej stronę żadnego gestu. Szybko uświadomiła sobie, że takie zachowanie przerażało ją najbardziej i jeśli do głośnego Changbina już się przyzwyczaiła, tak teraz nie miała pojęcia co brunet kombinował. 

Tak bardzo pochłonęły ją jej własne myśli na temat Seo, że nie miała żadnego pojęcia o tym, co działo się na wykładzie. Dlatego informacja o przymusowym, zespołowym projekcie, zupełnie wytrąciła ją z równowagi. Rozejrzała się nerwowo po sali, bardzo szybko dochodząc do wniosku, że większość grupy zdążyła przez ten tydzień nawiązać jakieś znajomości i nie miała co liczyć na jakiegoś neutralnego partnera. 

Soojin... — zachrypnięty głos sprawił, że drgnęła, jednak nie zamierzała się do niego odwracać. 

Gdy tylko wykładowca dał znak o zakończeniu zajęć, wystrzeliła z miejsca niczym rakieta. Słyszała za sobą szuranie krzesła, więc zmusiła się do zbiegnięcia po schodach i ignorowania ciężkich kroków, podążających za nią. 

Soojin! — Usłyszała krzyk w momencie, w którym przekraczała próg sali. 

Instynktownie obejrzała się za siebie, bardzo szybko tego żałując. Changbin szedł kilka kroków za nią, zmrużone powieki wbijając w jej sylwetkę. Panika sama wymusiła na jej ciele reakcję i zanim się zorientowała, biegła korytarzem w stronę najbliższego wyjścia, wmawiając sobie, że jeśli będzie przebierać nogami wystarczająco szybko, ta rozmowa ją ominie. Ale brunet najwyraźniej miał inne plany. 

— Hej! Blondi! 

Zignorowała go. Była skłonna udawać głuchoniemą byle tylko nie musieć się zatrzymywać. Przyspieszyła, z determinacją wpatrując się w najbliższy zakręt. 

Soojin! 

Skręciła gwałtownie na schody, niemal zbiegając na parter. Słyszała za sobą jego ciężkie, pośpieszne kroki, co tylko zmobilizowało ją, by iść jeszcze szybciej. Wypadła z budynku i zbiegła po betonowych stopniach na plac przed budynkiem. 

Wtedy poczuła szarpnięcie. 

Ya, Kim Soojin, mówię do ciebie. — Chłopak zmusił ją, żeby się odwróciła i na niego spojrzała. 

— Jestem pewna, że z kimś mnie pomyliłeś. Zdecydowanie nie mam na imię Blondi — mruknęła, chcąc ruszyć dalej, ale Seo trzymał ją mocno. Szarpnęła raz ramieniem, ale szybko zrozumiała, że to nie ma sensu i poddała się z cichym jękiem frustracji. 

Gdy Bin bvł pewien, że już nie ma zamiaru mu uciekać, puścił ją i cofnął się o krok. Wtedy mu się przyjrzała. Jego klatka piersiowa nadal unosiła się gwałtownie po biegu, jaki mu zaserwowała, a czarne, rozrzucone w nieładzie kosmyki sprawiały, że chciała je rozczesać palcami, byle nie układały się tak dobrze. Brunet ściskał w jednej dłoni pasek plecaka, zarzuconego na ramię. Druga ręka zwisała teraz luźno wzdłuż ciała, przez co bluza, która zsunęła się podczas biegu odsłaniała karmelową skórę umięśnionego ramienia. Soojin zatrzymała na nim wzrok o wiele dłużej niż powinna, po czym skupiła uwagę na twarzy chłopaka, którą zdobił arogancki uśmieszek. Zmrużyła oczy, krzyżując ręce na piersiach. 

— Ale Soojin już na pewno. — Wyszczerzył się, łaskawie poprawiając rękaw bluzy. 

— Tak jak setki innych dziewczyn. — Przewróciła oczami, ale po chwili westchnęła ciężko, dając mu do zrozumienia, że nie ma zamiaru ciągnąć tej gierki. — Okej, czego chcesz? 

— Nie masz jeszcze partnera, prawda? — Kiedy uniosła brwi w niezrozumieniu, prychnął pod nosem, wskazując za siebie kciukiem. — Przed chwilą na zajęciach wykładowca powiedział, że mamy znaleźć sobie partnera i zrealizować projekt wstępny. 

— A co mój brak partnera ma wspólnego z tobą? 

— Ja też nie mam partnera. 

— I co w związku z tym? — Poczuła lekki tryumf, kiedy na te słowa przestąpił z nogi na nogę, nawet jeśli zachowywała się jak rozkapryszone dziecko. 

— Zauważyłem, że trzymasz się na uboczu i pewnie nikogo innego nie znasz... 

— Ciebie też nie znam — weszła mu w słowo, zaczynając powoli panikować. Miała ochotę zerwać się do biegu i nie oglądać się za siebie. Byle dalej od tego chłopaka. 

— Polemizowałbym, Soojin. — Jego spojrzenie nagle stwardniało. 

Z czarnych oczu zniknęły rozbawione iskierki, teraz zdawały się przyszpilać ją w miejscu, nie pozwalając na choćby jeden krok w tył. Nagle zniknął gdzieś ten młody, pełen energii, beztroski chłopak. Miała wrażenie, że patrzą na nią oczy o wiele starsze, o wiele bardziej doświadczone życiem. Patrzyły tak, jakby rozumiały. 

Zupełnie jak na moście. 

Otrząsnęła się z tego transu w momencie, w którym Changbin spuścił wzrok, rozczesując palcami czarne kosmyki. Kiedy ponownie skupił na niej spojrzenie, wydał jej się po prostu zmęczony. Był bledszy niż zwykle, w większym nieładzie, a jego oczy były tak spuchnięte i podkrążone, że zastanawiała się jakim cudem nadal potrafił ją nimi usadzić w miejscu. Nawet jeśli nie patrzyły na nią już tak surowo, nadal kryło się w nich coś, co kazało jej tam zostać i go wysłuchać. 

— Słuchaj, rozumiem, że możesz się czuć nieco niezręcznie w mojej obecności — zaczął spokojnie, chowając ręce do kieszeni bluzy. — Dla mnie to też nie jest typowa, normalna sytuacja, ale sprawy mają się tak, że projekt i tak musimy zrobić, a ty nie znasz tu nikogo poza mną, nawet jeśli tylko powierzchownie. — Zamilkł na moment, dając jej czas na przetrawienie jego wypowiedzi i odejście, ale dziewczyna stała dalej na miejscu i wpatrywała się w niego z dziwną mieszaniną uczuć. Pierwszy raz widziała go tak zrezygnowanego, ale jednocześnie tak zdeterminowanego. — Chyba oboje zdajemy sobie sprawę z tego, że coś nas jednak łączy. Po prostu... Daj mi tę jedną szansę. Zróbmy razem ten projekt i może... Spróbujmy się chociaż dogadać, okej? 

Spojrzała na wyciągniętą w jej kierunku rękę i zagryzła wargę. Walczyły w niej różne sprzeczne emocje – od paniki, która próbowała ją pożreć od samego początku, przez ciekawość względem jego osoby, po chęć wyjścia poza własną strefę komfortu i podjęcia chociaż jednej decyzji, która nie będzie mieć katastrofalnych skutków. 

Czy tego chciała? Nie. 

Czy tego potrzebowała? Możliwe. 

Czy się tego bała? Jak niczego w swoim życiu. 

Ale i tak uścisnęła mu rękę, hardo patrząc w oczy. 

Była to sobie winna. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Chapter VI

Chapter V

Chapter III