Chapter III


 8 października 2019 

 

Starała się wtapiać w tłum, jednocześnie nie spuszczając z oczu idącego kilka metrów przed nią chłopaka. Godzinami studiowała jego twarz, każdą wolną chwilę poświęcając na poszukiwania grupy przyjaciół, którzy otaczali jej brata na tamtym cholernym zdjęciu. Jedynym, które dawało jej jeszcze jakąś nadzieję na wyrównanie rachunków, na jakąś sprawiedliwość. Jedynym, które zmusiła się zachować po tym wszystkim. Dlatego też doskonale znała twarz bruneta, za którym od pięciu minut przemierzała korytarze Uniwersytetu Seulskiego, schodząc coraz głębiej w piwnice budynku. 

Gdy tłum zaczął się przerzedzać, odczuła lekki niepokój. Dopóki wokół niej kręciło kilkunastu innych studentów istniała szansa, że chłopak nie zwróci na nią uwagi. Gdy jednak zobaczyła, jak ten schodzi poniżej poziomu sal wykładowych, zaklęła pod nosem, przyspieszając kroku i zatrzymała się dopiero na szczycie stopni, tak by nie było jej z nich widać. Odetchnęła głęboko kilka razy, na szybko analizując wszystkie za i przeciw, zanim z cichym jękiem wyjrzała na klatkę schodową. Pusto. 

— Zwariowałam — prychnęła pod nosem, zaczynając wędrówkę w dół, stopień po stopniu, modląc się, żeby nikt z dołu nie zechciał teraz zawrócić. Nie miała pojęcia, czego mogła szukać na dole, a w sytuacjach stresujących plotła głupoty. — Kompletnie zwariowałam. Co ja wyprawiam? Przecież on mnie może w tej piwnicy zadźgać. Mało horrorów się naoglądam? Idiotka. 

— Jeśli dalej będziesz tak mamrotać, to on na pewno cię usłyszy. — Podskoczyła na dźwięk niskiego, obcego głosu, ale zanim zdążyła krzyknąć, obce ciało przyparło ją do ściany, a dłoń nieznajomego zakryła jej usta. — Ja słyszałem z góry. 

Wytrzeszczyła oczy, napotykając wzrok pięknych, piwnych tęczówek, które okalały niesforne, blond kosmyki nieściągnięte przez gumkę w krótkiego kucyka, spinającego resztę przydługich włosów. Wszechobecne piegi jedynie podkreślały kolor oczu, a szczupła sylwetka ani trochę nie zdradzała siły, z jaką przed chwilą usadził ją w miejscu. Jego pełne usta ułożyły się w bezgłośne cisza, na które Yumiko pokiwała z wahaniem głową. Dopiero wtedy nieznajomy zdjął dłoń z jej twarzy i cofnął się o krok, pozwalając odetchnąć własną przestrzenią. 

Przez chwilę tak wpatrywali się w siebie, próbując ocenić z kim mają do czynienia. Yumi nadal w szoku nie poruszyła ani jednym mięśniem, jednak z uwagą zlustrowała jego sylwetkę. Nie umknęło jej, jak drgnął niespokojnie i zmarszczył brwi. Pokręcił delikatnie głową, jakby zaprzeczał jakiejś swojej myśli, po czym spojrzał jej uważnie w oczy. Po chwili przyłożył palec do warg i jak gdyby nigdy nic, zaczął wędrówkę w dół, nawet nie oglądając się za siebie, jakby wiedział, że ona i tak pójdzie za nim. 

— Zwariowałam — powtórzyła cicho, prawie od razu ruszając w dół za chłopakiem.  

Miała wrażenie, że skądś go kojarzyła, gdzieś już widziała tę piegowatą, przystojną twarz. Wiedziała, że codziennie widzi setki studentów, ale w nim było coś dziwnie znajomego, coś czego nie byłaby w stanie zapomnieć. Musiała go już spotkać. Szukając w głowie jakichkolwiek wspomnień z nim związanych, omal nie wpadła na jego plecy, co prawdopodobnie skutkowałoby spadnięciem z kilku ostatnich schodków. Wtedy się ocknęła. 

— Kim ty jesteś, do cholerny? — warknęła, sprawiając, że spojrzał na nią znad ramienia i rzucił jej karcące spojrzenie. 

— Cicho. 

Yumiko cofnęła głowę w szoku w reakcji na jego bezpośrednie zachowanie. Szybko jednak prychnęła pod nosem i przewróciła oczami, ale zamknęła usta, zatrzymując się na wyższym stopniu, kiedy blondyn wyjrzał ostrożnie zza rogu. 

Rozejrzał się po ciemnym korytarzu, próbując wypatrzeć kogokolwiek w tej ciemnicy, jednak szybko uświadomił sobie, że brunet zniknął za którymś zakrętem. Zmrużył powieki, rozczarowany brakiem żywej duszy. Normalnie zszedłby tam bez żadnych obiekcji i poszukał go w tym labiryncie, ale nie chciał prowadzić za sobą nowo spotkanej dziewczyny. Nie miał zamiaru brać za kogokolwiek odpowiedzialności, dlatego odwrócił się na pięcie i pociągnął za sobą nagle ogłupiałą różowowłosą, zdecydowanie wchodząc na górę. 

— Co ty wyprawiasz? — syknęła, kiedy wszedł do pierwszej pustej sali, zamykając za nimi drzwi.  

— Ratuje ci tyłek — sparował, opadając pośladkami na katedrę profesorską i krzyżując przed sobą ramiona. — Za tym zakrętem, były co najmniej trzy kolejne, a ten dupek mógł skręcić w którykolwiek z nich. Nie mam zamiaru przejmować się twoją dupą, kiedy mogę dostać z zaskoku po własnej. 

— Nie prosiłam cię o to — wybuchła w końcu, ciskając w niego zeszytem, który przez cały czas obejmowała ramionami. — Potrafię o siebie zadbać. 

— Atakując ludzi zlepkiem zszytych kartek papieru? — Uniósł brew i podniósł z ziemi przedmiot, który odbił się od jego ramienia. Wyciągnął go przed siebie, uśmiechając się przy tym pobłażliwie. 

Yumiko otworzyła usta, po czym momentalnie je zamknęła, czując jak się rumieni. Wyrwała swoją własność z ręki nieznajomego i schowała ją do torby. 

— Goń się. 

— Co tam robiłaś? — Zignorował jej burknięcie, w jednej chwili zupełnie poważniejąc. — Nie wyglądasz na ćpunkę, a ten konkretny diler bardzo nie lubi ciekawskich. Nie ważne, czy to dziewczyna, czy chłopak. Zadbałby, żebyś więcej nie próbowała się przy nim kręcić. 

— Mogłabym spytać o to samo, głąbie — sparowała, krzyżując ręce pod piersiami, mierząc się z nim spojrzeniem. — I nic by się nie stało, gdybyś na mnie nie napadł. 

— Głąbie? Napadł? — Cofnął głowę, unosząc brwi, po czym wstał z biurka, stawiając kilka kroków w jej stronę, wywołując reakcję łańcuchową w postaci jej cofania się. — Po pierwsze, jestem całkiem inteligentny — zaczął wyliczać, po kolei prostując palce. — Po drugie, nie napadłem cię, tylko uratowałem ci tyłek. Po trzecie, spytałem pierwszy. 

Dziewczyna wciągnęła gwałtownie powietrze, gdy plecami uderzyła o ścianę. Chłopak szybko wyzerował odległość między nimi, opierając ramię o ścianę tuż obok drzwi, odcinając jej tym samym drogę ucieczki. Spojrzał na nią wyczekująco, drugą rękę chowając do kieszeni dżinsów, jakby dając jej znak, że jeśli chce może się odsunąć, ale nie uciec. 

— Dlaczego miałabym spowiadać się obcemu kolesiowi — wymamrotała, nie potrafiąc oderwać wzroku od jego brązowych tęczówek. Gdzieś za tą zasłoną powagi, błądził ognik rozbawienia, który zaczynał jej grać na nerwach. 

— Lee Felix. Teraz już nie jestem obcy. 

— To tak nie działa... 

— Ten jeden raz może — przerwał jej, uśmiechając się kącikiem ust. — Nie wyglądasz na uzależnioną. W dodatku nie odniosłem wrażenia, że robisz do niego maślane oczka. Bynajmniej, na korytarzach patrzyłaś na niego z mordem w oczach. Więc czego od niego chcesz? 

— Śledziłaś mnie? — Niedowierzanie malujące się na jej twarzy było przekomiczne. Powiedziałby nawet, że uroczo przekomiczne. 

— Nie ciebie, złotko, ale trudno było cię nie zauważyć. Szczególnie jeśli śledzi się tę samą osobę. — Przekręcił głowę, uważniej przyglądając się jej twarzy. 

Zza szkieł okularów wpatrywały się w niego zdezorientowane, ale nadal podejrzliwe niebieskie tęczówki. Pudroworóżowe kosmyki włosów spadały kaskadą na jej plecy, teraz przyciśnięte do ściany, a blade usta były rozchylone w wyrazie zdziwienia. Dziewczyna zaciskała dłonie na pasku torby, przyciskając ją mocno do brzucha, jednak ani razu nie spuściła głowy, nie zawstydziła się jego śmiałością i parowała każde oskarżenie, rzucone między wierszami. Przypominała mu kogoś. Zaciekawiła go. 

— A ty? — Jej spojrzenie nagle stwardniało, a brwi uniosły się w wyrazie naglącej ciekawości i Felix mógł przysiąc, że poważna była jeszcze piękniejsza. — Dlaczego ty go śledziłeś? Co prawda nie wyglądasz na ćpuna, ale właśnie zachowujesz się jak szaleniec, więc kto cię tam wie. 

Nie wytrzymał. Parsknął śmiechem, odchylając głowę w tył. Ten gest sprawił, że Yumiko się rozluźniła. Dźwięk, który rozbrzmiewał teraz w sali sprawiał, że chciała do niego dołączyć, ale co ważniejsze, był lekki i szczery. Ponownie skrzyżowała ramiona pod piersiami, zachowując jednak pytający wyraz twarzy. Nadal chciała zrozumieć, co się tak właściwie wydarzyło w przeciągu ostatnich dziesięciu minut. 

Okej, trafna uwaga — przyznał, gdy w końcu przestał się śmiać, tym razem szczerząc się do dziewczyny od ucha do ucha. — To, skoro już ustaliliśmy, że żadne z nas nie jest narkomanem, może jednak powiesz mi, co tam robiłaś. 

Yumiko przekręciła głowę, posyłając mu cwaniacki uśmiech ani na moment nie przerywając kontaktu wzrokowego. 

— Ty pierwszy. 

— Śledziłem go. 

— Dlaczego? — prychnęła, widząc jak próbuje znaleźć wybieg. 

— A dlaczego nie miałbym? 

— A dlaczego miałbyś? — sparowała, mrużąc powieki. — Prawda za prawdę, Lee. 

— Nawet nie znam twojego imienia. 

— I na razie nie poznasz — ucięła, a on miał wrażenie deja vu; naprawdę kogoś mu przypominała. 

Ponownie zmierzyli się spojrzeniami, testując, które pęknie pierwsze. Wtedy Felix pomyślał, że nie ma tak naprawdę nic do stracenia. Powód, dla którego go śledził nie był wielką tajemnicą. Wszyscy, którzy kończyli to samo liceum co on i jego przyjaciele, zdawali sobie sprawę z minionych wydarzeń. Nie miał tak naprawdę powodu niczego ukrywać. Ba, może mógł uratować chociaż jedną osobę przed niebezpieczeństwem. 

— Dobra, wygrałaś — westchnął i zabrał w końcu ramię, zaraz przeczesując palcami niesforne kosmyki. Wycofał się z powrotem na katedrę, wskazując dziewczynie ławkę naprzeciw, na której ta chętnie przycupnęła. Po raz kolejny przeczesał luźne kosmyki palcami, pierwszy raz spuszczając wzrok. — Nie wiem tylko od czego mam zacząć. 

— W miarę możliwości od początku. — Podciągnęła nogi pod siebie, siedząc teraz w całości na blacie i wpatrując się niego wyczekująco. — Mam czas. 

— Mogę ci zaufać? — Spojrzał na nią ze zwątpieniem, mimo że wiedział, że już podjął decyzję. Chciał się z nią jeszcze podroczyć, poczuć tak jak kiedyś z Chae. 

— Będziesz musiał zaryzykować. — Wzruszyła ramionami, na co pokiwał tylko głową, uśmiechając się pod nosem. 

Musiał jej zaufać, jeśli chciał wyciągnąć z niej jakiekolwiek informacje. Coś mu jednak mówiło, że mógł to zrobić bez wahania. Coś w niej po prostu kazało mu wierzyć. Kazało wyrzucić z siebie to wszystko. Coś, co do złudzenia przypominało dawną przyjaciółkę. 

— Cała ta historia zaczęła się jakieś pięć lat temu, ale pozwól, że oszczędzę ci szczegółów — zaczął, zatrzymując wzrok na jej skrzyżowanych kostkach, nie chcąc, żeby jego oczy zdradziły więcej niż sam by tego chciał. Nie potrzebował współczucia. — Ja i moi przyjaciele byliśmy jeszcze grupką szczeniaków, która lubiła imprezować, ale nie sięgała po inne używki niż alkohol. — Przerwał nagle i parsknął pod nosem, kręcąc głową. — Cóż, większość z nas. Nasza... przyjaciółka. Ona miała ciężki okres. Nie radziła sobie z wieloma rzeczami, ale zawsze jakoś znajdowała oparcie w swoim bracie i w nas. Dlatego jej ufaliśmy. Puściliśmy ją nawet samą na imprezę, wierząc, że jej koleżanka ją przypilnuje... Nie wiedzieliśmy tylko, gdzie konkretnie poszła, dopóki jej chłopak nie zaczął się martwić, kiedy nie dało się do niej dobić. — Felix zamilkł, po czym podniósł wzrok, napotykając na twarzy dziewczyny zrozumienie. Zero litości, po prostu czysty wyraz zrozumienia. To pozwoliło mu mówić dalej z nieco większą lekkością. — Nad ranem tego samego dnia znaleziono ją martwą. 

Yumiko pokiwała ostrożnie głową, dając mu do zrozumienia, że nadal go słucha. Atmosfera między nimi nieco zgęstniała, ale Lix nie potrafił przerwać kontaktu wzrokowego. Coś w jej oczach mówiło mu, że historia dziewczyny może wcale tak bardzo nie różnić się od tej jego. Dlatego mówił dalej. 

— Policja uznała, że przedawkowała, po tym jak jakiś przypadkowy zwyrodnialec ją napadł i wykorzystał. Uznali, że nie wytrzymała psychicznie — prychnął, kręcąc cały czas głową. — Ale oni jej nie znali. I nie wiedzieli na czyjej imprezie była. Nawet nie podejrzewali tych...  

Zacisnął dłonie na blacie, nie potrafiąc zmusić się do przerzucenia swoich myśli przez gardło. Ten jeden aspekt opowieści zawsze budził w nim niewyobrażalną wściekłość. Ponownie zalewał jego umysł falami żalu i pretensji. Gdy jednak zobaczył, że dziewczyna drgnęła, chcąc wstać, zatrzymał ją gestem ręki. 

— W porządku — mruknął, zmuszając się do głębokiego wdechu, zanim podjął dalszą opowieść. — My wiedzieliśmy. Widzieliśmy, jak na nas patrzyli, słyszeliśmy co mówili, gdy tylko my mogliśmy usłyszeć. Z czasem jawnie się z tym obnosili, szczególnie przed jej bratem i chłopakiem, ale policja była bezradna. Nie mieli podejrzeń, nie mieli dowodów. My też nie, ale nie potrafiliśmy odpuścić. Wtedy, jakby los wyśmienicie się bawił podrzucając nam kłody pod nogi, kolejny raz się z nimi zmierzyliśmy. Chociaż tym razem przynajmniej nie skończyło się niczyją śmiercią. 

Posłał jej uśmiech pozbawiony jakiejkolwiek wesołości. 

— Nasz inny przyjaciel... — Felix zagryzł wargę, uciekając na moment wzrokiem, jednak szybko wrócił do niebieskich tęczówek. Jakimś dziwnym sposobem uspokajały go swoim własnym spokojem. — Jego rodzice dużo wymagali, o wiele za dużo. W dodatku nie potrafili zaakceptować tego, że ich jedyny syn jest bi. Historia naszej przyjaciółki w żaden sposób nie zniechęciła go do sięgnięcia po te cholerne dragi i kto wie, jak by się to skończyło, gdyby Chan ich nie znalazł. Wtedy się zaczęło; tego nie potrafiliśmy im odpuścić. Zaczęliśmy szukać. Chodzić za nimi, próbować ich podejść, znaleźć dowody, ale nigdy nie udaje nam się dostać niczego pewnego. Zawsze jakoś się wywijają. Od cholernych pięciu lat bawią się z nami w kotka i myszkę, wywodząc w pole nawet narkotykowych, którzy są pewni, że coś jest z nimi nie tak. 

Pokiwała głową i spuściła wzrok na swoje skrzyżowane nogi, przetwarzając wszystkie nowe informacje, jakie od niego otrzymała. Rozumiała. Jasno i klarownie. Sama na jego miejscu postąpiłaby tak samo. Ba, ona postępowała tak samo. Od początku roku akademickiego błądziła po omacku, goniąc za duchami przeszłości. 

Ale teraz wiedziała, że nie ona jedna. Uniosła stanowczy wzrok, zatrzymując go na oczach chłopaka. 

— Byliśmy przyrodnim rodzeństwem — zaczęła nagle, skupiając całą jego uwagę, mimo że zdążył nieco zabłądzić we wspomnieniach. — Moja matka była japonką i to po niej odziedziczyłam nazwisko, mimo że nadal jest w szczęśliwym związku z moim ojcem, Koreańczykiem. Chcieli, żeby jakaś część jej rodzimej kultury mieszkała ze mną tutaj, w Korei. Ale po co ja ci to tłumacze, kiedy to nie o mnie chodzi — prychnęła nagle, kręcąc ponownie głową. Zamilkła na moment, próbując dobrać odpowiednie słowa. — On był stuprocentowym Koreańczykiem, idealnym chłopakiem z mnóstwem przyjaciół, ale nadal traktował swoją przyrodnią siostrę jak największy skarb na ziemi. Mimo że byłam mieszańcem, którego nikt nie lubił. 

Uśmiechnęła się nostalgicznie, spuszczając wzrok. Przed oczami stanęła jej roześmiana twarz starszego brata, który krzyczał do niej, żeby się pospieszyła, żeby go złapała. Poczuła łzy zbierające się w kącikach, ale przełknęła je. Nie podniosła jednak głowy. 

— Problemy pojawiły się trzy lata temu. Skończył właśnie dziewiętnaście. — Zaczęła skubać rękawy czarnego swetra. — Coraz częściej wychodził z domu nocami. Miał wiecznie podkrążone oczy, był blady. Chudł w oczach. Znałam jego przyjaciół — wypluła to słowo, marszcząc brwi i w końcu unosząc oczy pałające niewyobrażalną nienawiścią. — Wiedziałam czym się parają, wiedziałam co się z nim dzieje, ale rodzice nie zauważali. Nie mieli czasu, wiecznie jeżdżąc w delegacje, a ja nie potrafiłam przekonać go do odwyku. 

Zamknęła oczy, pozwalając kolejnej dawce bolesnych wspomnień wyświetlić się w jej umyśle, zupełnie jak czarno-biały film. Wszystkie kłótnie, szarpaniny, krzyki, przelane łzy. Głucha cisza w domu po trzasku drzwi frontowych i obezwładniająca bezsilność. Dopiero, gdy poczuła ciepłą dłoń, owijającą się wokół jej nadgarstka, uchyliła powieki. Nie wyrywała się. Jego wzrok i mocny uścisk zakotwiczył ją w obecnej rzeczywistości. Wyrwał z przeszłości. Kiwnęła mu głową z wdzięcznością, a Lix, nadal nie puszczając jej ręki, przycupnął obok niej na ławce. 

— Przedawkował. — Zmusiła się w końcu do wypowiedzenia tego przerażającego słowa. — Lekarze nie mieli szans go odratować, bo jego przyjaciele zamiast natychmiast mu pomóc, zostawili go samemu sobie ani razu nie próbując go odwieźć od tego gówna. — Prychnęła histerycznym śmiechem. — Oni go do tego jeszcze, kurwa, zachęcali. Jakby patrzenie na bliską ci osobę, wykańczającą się powoli od środka było zabawne. 

Drżała na całym ciele, próbując opanować emocje, nie chcąc rozkleić się przed tym niezwykłym nieznajomym, który zdawał się mieć z nią o wiele więcej wspólnego niż ktokolwiek, kogo do tej pory spotkała. 

— Zobaczyłam go na zdjęciu — podjęła znowu, czując jak dłoń chłopaka mocniej zaciska się na jej nadgarstku. — Jego i trzech innych chłopaków. Znałam tylko jednego, ale tylko tego jednego nie mogłam o nic obwiniać. Tylko on jeden walczył o mojego brata tak mocno jak ja, jeśli nie mocniej. — Zaśmiała się cicho, dezorientując Felixa, ale zaraz zrozumiał, dlaczego. — Miał więcej argumentów, jeśli wiesz, co mam na myśli. 

Gdy rzuciła mu szybkie spojrzenie, skinął głową, w końcu rozumiejąc do czego pije. 

— Kochał go. 

— Tak. — Pokręciła głową, uśmiechając się blado. — Walczył o niego jak lew. Ale nie znał zbyt dobrze tamtych chłopaków. Mój brat nie mieszał go z tym toksycznym środowiskiem, nie chciał, żeby on też zaczął spadać na dno i nie ważne jak często się kłócili, na tę jedną rzecz nigdy mu nie pozwolił. Mógł od czasu do czasu zabrać go na jakąś imprezę, ale nigdy nie zapoznał go dobrze ze swoimi znajomymi. 

— Chronił go. 

— Kochał go ponad życie — przytaknęła. — Jednak nie na tyle mocno, żeby dla niego żyć. 

Zapadła chwila ciszy, w której dziewczyna starała się uspokoić oddech. Lix zawahał się, ale widząc jak nie potrafiła opanować drżenia ciała, objął ją niepewnie, chcąc w ten sposób dodać otuchy. Nie rozumiał, dlaczego, ale gdy patrzył na rozpacz tej drobnej, młodej dziewczyny, coś skręcało go od środka. Coś kazało mu chronić ją za wszelką cenę, uwolnić od całego bólu, jaki przebijał przez jej niebieskie tęczówki. Gdy się uspokoiła postanowił sam pociągnąć wątek, nadal jednak nie zabierając ramienia, którym ją otaczał, a ona nie próbowała go strącić. 

— Zaczęłaś szukać pozostałej trójki ze zdjęcia, prawda? 

— Miesiącami. Poświęciłam kawał ostatniego roku na wpatrywanie się w to cholerne zdjęcie, szperanie w jego rzeczach, kontach społecznościowych, we wszystkim czego mogłam się uczepić. — Odetchnęła głęboko i odchyliła głowę, mimowolnie opierając ją na jego ramieniu. Spoglądała teraz w sufit, pozwalając w końcu spłynąć łzom po twarzy. — A jedynym co udało mi się znaleźć, były ich nazwiska i ten cholerny uniwersytet. Ale co mi to daje, skoro nie potrafię przyłapać tego gnoja na gorącym uczynku. Co, skoro pozostałej dwójki nie widziałam na oczy. 

Rozpłakała się na dobre, zdejmując z nosa okulary i chowając twarz w dłoniach, w końcu wyrywając nadgarstek z jego uścisku. Nie wiedząc co począć, Felix przyciągnął ją bliżej, zamykając w ciasnym kokonie. Głaskał ją delikatnie po plecach, szepcząc uspokajająco w jej włosy zupełne głupoty, chcąc jakoś rozproszyć jej uwagę. Robił to, dopóki nie skończyła płakać i nie wyrwała się delikatnie z jego objęć. 

— Przepraszam — wymamrotała, nagle unikając jego wzroku. — Ja... Przepraszam. 

— Hej — wyszeptał łagodnie, chwytając w dłonie jej twarz. — Nic się nie stało. Masz prawo po nim płakać. 

— Ale zazwyczaj nie robię tego przy obcych. — Odwróciła wzrok, przez co nie była w stanie zobaczyć jego delikatnego uśmiechu. — Przepraszam. 

— Myślę, że jesteśmy sobie bliżsi, niż nam się wydaje. — Tymi słowami przyciągnął jej uwagę. 

— Nawet nie wiesz, jak się nazywam. 

— Zawsze możesz to teraz naprawić, nie sądzisz? — Prychnęła krótkim śmiechem i przewróciła oczami, ale nagle poczuła się nieco lepiej, nieco lżej. 

Yumiko Sasaki — powiedziała, konsternację na jego twarzy kwitując kolejnym wybuchem śmiechu. — Tak się nazywam. 

Yumiko — wymamrotał pod nosem, jakby do siebie, kiwając energicznie głową. 

W tym momencie drzwi sali otworzyły się gwałtownie. Felix w jednej chwili siedział na ławce, żeby w następnej stać przed nią, częściowo zasłaniając próbującą doprowadzić się do porządku dziewczynę. Zupełnie instynktownie. Jakie jednak było jego zdziwienie, gdy w przejściu zamiast bruneta, ujrzał twarz przyjaciela. 

— Felix, na litość boską, w końcu cię znalazłem — jęknął długowłosy chłopak, szybko przechodząc przez próg i zatrzaskując za sobą drewniane skrzydło. — Mamy poważne kłopoty i musimy... 

Przerwał w połowie zdania, w końcu dostrzegając różowowłosą dziewczynę, nadal siedzącą na ławce. 

— Kto to jest i dlaczego płacze? — Szatyn zmrużył powieki, zaraz oskarżycielsko patrząc na Lee. — Coś ty zrobił tej pięknej istocie, zwyrodnialcu jeden? 

Jizz, stary, uspokój się. — Lix przewrócił oczami i przerzucił między nimi spojrzenie. — Yumiko, poznaj Hyunjina, największą Drama Queen jaką znajdziesz na tym uniwersytecie. — Nowo przybyły prychnął na te słowa, ale nie zaprzeczył. Zamiast tego wbił w przyjaciela ponaglające spojrzenie. — Hyunjin, poznaj Yumiko, naszą nową wspólniczkę. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Chapter VI

Chapter V